niedziela, 28 lipca 2013

28. Autumn, please be good to me.

- O kurwa.. - szepnęłam stając na szczycie skarpy, z której spadłam.
Zdjęłam kask z głowy i upuściłam go na ziemię.
Podpierałam dłonie na bokach i patrzyłam z niedowierzaniem.
Motor leżał dobre 10 metrów w dole, cały zakurzony z ziemi.
- Moje biedne maleństwo... - jęknęłam z rozpaczą przypatrując się i szacując w jakim stanie jest moja kilkuletnia maszyna.
Zaczęłam poszukiwania mojego telefonu, który - po znalezieniu - wydawał się być totalnie niszczony.
 Zastanawiałam się do kogo zadzwonić.. chciałam wybrać numer do Jareda albo Shannona, ale wiem, że zaczęliby panikować i odchodzić od zmysłów, gdybym im powiedziała, że spadłam motorem ze skarpy.. zjawiliby się natychmiast, ale dostałabym opieprz i On na pewno, by powiedział.. a raczej wykrzyczał "a nie mówiłem?!".
Westchnęłam ciężko.
- Halo? - usłyszałam.
Przełknęłam ciężko ślinę.
- Tom? - spytałam niepewnie, a po drugiej stronie usłyszałam ziewnięcie.
- Przy telefonie. - odpowiedział lekko zaspanym głosem.
Chyba go obudziłam.
- Tu Vanessa.. - szepnęłam, usłyszałam jak poderwał się z łóżka i usiadł prawdopodobnie na jego krawędzi.
- Co się stało, że dzwonisz o tej porze? - spytał już wyraźnie, a ja spojrzałam z żalem na moją maszynę.
- Słuchaj... masz może teraz czas, żeby mnie skądś teraz odebrać? - spytałam cicho z duszą na ramieniu.
- Nie no jasne. Gdzie jesteś?
- Jakieś dwa kilometry od Wzgórz Hollywood... wszystko wyjaśnię ci na miejscu, tylko proszę.. nie pytaj teraz o nic. - poprosiłam i usiadłam na ziemi.
- No okay. Zaraz będę. - odpowiedział niepewnie i rozłączył się.

Leżałam na plecach i patrzyłam w rozgwieżdżone niebo już od dobrych trzydziestu minut, gdy usłyszałam warkot nadjeżdżającego auta. Telefon odrzuciłam na bok, bo po rozmowie z Tom'em wyłączył się i nie chciał się już włączyć.
No tak.. pęknięty wyświetlacz z dużym wgnieceniem w obudowie.
Czego się spodziewać?
Że jak powiem "Abra kadabra!" to telefon sam się naprawi? Oh, please.
- Moje wybawienie. - mruknęłam pod nosem widząc, jak samochód się zatrzymuje i wysiada z niego Tom. - Cześć. - powiedziałam beztrosko podnosząc rękę w górę i uśmiechając się szeroko. - Co tam?
- Co tam? - spytał lekko zszokowany. - Co Ty tu robisz sama? I dlaczego leżysz na ziemi? - spytał nie wiedząc, czy żartuję sobie z niego, czy to co odstawiam jest na poważnie.
- Tak szczerze to nogi mnie rozbolały od ciągłego stania i czekania na Ciebie, więc najpierw usiadłam, a potem położyłam się. - odpowiedziałam szczerze, a on zmarszczył brwi.
- Nie o to mi chodzi. Pytam dlaczego tu jesteś? Gdzie Twój motor? - spytał wskazując skinieniem głowy na kask.
- Aa.. właśnie. Mam  taki... mały problem.
- To znaczy? - spytał, a ja podeszłam do krawędzi skarpy i popatrzyłam w dół. Tom poszedł za mną, i gdy zobaczył moje maleństwo złapał się za głowę.
- O BOŻE.. coś Ty zrobiła?! Nic Ci się nie stało?! - pytał, a ja nie wiedziałam czy jest bardziej wkurzony czy zszokowany.
- Nic mi nie jest.. ale przyda się, żeby ktoś wyciągnął mój motor stamtąd.. - mruknęłam, a Tom oddalił się, wyciągnął telefon i zadzwonił po kogoś.
Po chwili wrócił już odrobinę spokojniejszy.
- Kobieto. Czy Ty rozumiesz co się stało?
- No w sumie to tak. - odpowiedziałam i rozejrzałam się dookoła. - za szybko jechałam motorem, nie wyrobiłam się na zakręcie, spadłam ze skarpy, wyszłam na górę.. ale ogólnie nic się nie stało. - odpowiedziałam po "oględzinach", ale chyba jeszcze nie docierało do mnie to co się stało.
- Dzięki Bogu nic Ci się nie stało! Mogłaś zginąć.. - ganił mnie, a ja stanęłam z opuszczonymi wzdłuż ciała rękami, by po chwili zrobić krok w jego stronę, by przytulić się do niego i zacząć płakać jak małe dziecko.
- No już.. przepraszam.. po prostu martwiłem się o Ciebie. - wyszeptał gładząc mnie po głowie, a ja zanosiłam się szlochem.
- Tak bardzo się bałam! - powiedziałam między salwami płaczu, a on tak trwał i nawet nie narzekał, że łzami zmoczyłam jego koszulkę i wymazałam ją tuszem do rzęs.
Chyba pierwszy raz tak szczerze mówiłam o swoich lękach, uczuciach.
Coś we mnie pękło.
- No już, uspokój się.. motor wyciągną za jakieś trzy godziny, a teraz chodź - powiedział ciągnąc mnie w stronę auta, gdy pocierałam oczy wierzchem wolnej dłoni. - Zawiozę Cię do domu. - dodał i otworzył mi drzwi od strony pasażera.

Wsiadłam i w sumie to nie odzywaliśmy się przez całą drogę aż do mojego mieszkania.
- Dam Ci znać, kiedy motor będzie już w naprawie. - powiedział gasząc silnik i spoglądając na mnie.
- Dzięki. - odpowiedziałam, lecz nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy. - Twój kolega.. spotkałam go ostatnio.. - szepnęłam i w końcu podniosłam wzrok na Tom'a.
Zaciskał dłonie na kierownicy.
- Powiedział Ci coś? - spytał niepewnie, a ja potrząsnęłam przecząco głową.
- Po prostu chciałam Ci powiedzieć, że zmienił swoje zachowanie w stosunku do mnie.. jest.. milszy, choć nadal bywa złośliwy. - odpowiedziałam, a Tom uniósł wysoko brwi.
- Jared? Jared Merover? - spytał z niedowierzaniem, a ja cicho zaśmiałam się.
- Ta.. ja też jestem w szoku.
- Z resztą.. nigdy nie wiedziałem co temu dzieciakowi siedzi w głowie.. - mruknął pod nosem bardziej do siebie, niż do mnie i potrząsnął głową. - Na Ciebie już pora. - dodał, a ja uniosłam wysoko brwi.
- Wyrzucasz mnie z samochodu?
- Nie - odpowiedział i zaśmiał się tak szczerze, nie udawał tym razem miłego uśmiechu - nie masz jutro rano zmiany?
- Mam na popołudnie..  - odburknęłam z rękami skrzyżowanymi na klatce piersiowej.
- A wiesz która jest godzina? - spytał, a mnie zrzedła mina.. musiałam się wykąpać i wyspać.. nie wiem, o której godzinie panu Leto zwidzi się odwiedzić mnie znowu.
- Racja.. - mruknęłam i otworzyłam drzwi. Postawiłam jedną nogę na asfalcie i spojrzałam na Tom'a - Dzięki za pomoc.
- Nie ma za co. - uniósł lekko kąciki ust - Zawsze możesz na mnie liczyć.
- Wiem o tym. - odpowiedziałam i wysiadłam.
Wbiegłam do holu, przywitałam się z ochroniarzem, który spojrzał na mnie krytycznym wzrokiem.
No tak.. spadałam ze skarpy i jestem ubrudzona ziemią.
- No co? Spadałam. - powiedziałam do ochroniarza lekko zirytowana, a on wzruszył ramionami.
Burknęłam coś pod nosem i poszłam do siebie.

- Oh, moje cudowne mieszkanko i nic więcej. -powiedziałam zamykając drzwi na klucz i rozbierając się w przedpokoju. Nie chciałam nabrudzić w całym mieszkaniu.
Po kąpieli wrzuciłam ubrania do kosza do prania i położyłam się spać.
Chyba trochę zdarłam sobie skórę z pleców bo piekły mnie niesamowicie, ale to obejrzę jutro.

Obudziłam się z potwornym bólem całego ciała. Rozejrzałam się po pokoju i zobaczyłam, że pościel jest częściowo wybrudzona krwią. Nie, to wcale nie jest zasługa okresu, ale pozdzieranych kolan, łydek, dłoni i pleców z upadku i asekurowania się.
- Ja pierdolę.. - mruknęłam na widok zaschniętej krwi na nogach.
Dziwiłam się sama sobie, że nie przejęłam się w nocy krwawieniem, choć przed oczami pojawiały mi się migawki zmywanego kurzu i krwi z ciała.
Wstałam, zwinęłam pościel w kłębek i wrzuciłam do pralki.
Wyciągnęłam apteczkę i siadając na środku dywanu w salonie zaczęłam opatrywać rany i zmywać zaschniętą krew.
Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie.
Było po 9 rano, a gdy już wszystko opatrzyłam ubrałam się w takie ubrania, by zasłaniały rany.
Jesień.. kocham jesień!

Rozległ się dźwięk przekręcanego zamka w drzwiach, wychyliłam się do tyłu, w stronę drzwi, by po chwili zobaczyć wchodzącego Jareda.
Wciąż siedziałam na podłodze, tylko że tym razem czytałam książkę i piłam cappuccino.
- Hej kochanie! - zawołałam wesoło, lecz on wydawał się lekko zdenerwowany.
- Dlaczego masz wyłączony telefon?
- Mam wyłączony telefon? Co? ... ja nigdy nie-... - zaczęłam mówić, lecz przypomniałam sobie o wczorajszym wypadku. - O kurwa! - krzyknęłam i rzuciłam się w stronę łóżka w celu poszukiwania telefonu.
Po kilkunastu minutach złapałam się za głowę i z przerażaniem rozglądałam się dookoła.
Nigdzie nie było mojego telefonu.
Obawiałam się, że zgubiłam go tam, gdzie miałam wypadek.
- Co się stało? - spytał Jared podchodząc bliżej. - Zgubiłaś go gdzieś?
- T-Tak.. gdzieś go zgubiłam. - powiedziałam, a przecież nie kłamałam. Zgubiłam go.. gdzieś.
- Przypomnij sobie gdzie byłaś. - powiedział podnosząc poduszkę na fotelu i sprawdzając czy tam czasem nie ma telefonu.
Rozległ się dźwięk telefonu stacjonarnego.
- Tak słucham? - powiedziałam podnosząc słuchawkę.
- Cześć, tu Tom. - usłyszałam i poczułam ulgę.
- Cześć. - odpowiedziałam z delikatnym uśmiechem i poczułam najpierw na sobie wzrok Jareda, a potem jego dłonie oplatające się wokół mojego ciała.
- Twój motor jest już u mechanika, ale zapytali się mnie, czy na pewno mają go naprawić.. znaleźli też Twój telefon, który jest kompletnie zniszczony, mimo to, chcesz żebym Ci go przywiózł? - spytał, a Jared spojrzał na mnie zdziwiony.
- Nie, poczekaj.. przyjadę obejrzeć go po pracy, dobrze? - powiedziałam.
- Czym się dostaniesz do pracy? Przyjechać po Ciebie? - spytał Tom, a Jared po chwili nasłuchiwania wydarł mi z ręki słuchawkę.
- Nie ma takiej potrzeby. Ja ją zawiozę. - odpowiedział mu szorstko Jared.
- Jared! To niemiłe! - warknęłam zła na niego, a on się rozłączył.
- "Niemiłe"? - zacytował mnie i odsunął się ode mnie na krok krzyżując ręce na klatce piersiowej.
O, taak.. teraz sławny Jared Leto jest konkretnie wkurzony na mnie. - Czy ja o czymś NIE WIEM? - spytał, a ja westchnęłam zrezygnowana.
Chyba nie pozostało mi nic innego, jak opowiedzieć mu całą prawdę o wczorajszym powrocie do domu.
- Opowiem Ci wszystko.. ale zanim wybuchniesz złością, proszę żebyś milczał i nie przerywał mi. Dobrze? - spytałam obserwując jak zmarszczki na jego czole pogłębiają się, żyłka pod lewym okiem uwidacznia się coraz bardziej pulsując, a szczęki zaciskają się mocniej.
- Jasne. - mruknął, choć jego mięśnie były napięte z nerwów.
Spojrzałam na zegarek. Było po 10.
- Chodź do salonu. - powiedziałam pokornie wyciągając ku niemu dłonie, lecz on stał i patrzył na mnie gniewnie. - No dobra.. - mruknęłam i poszłam pierwsza.
Usiadłam na puchatym dywanie i czekałam aż usiądzie obok mnie, lecz on stanął we framudze drzwi opierając się o nią ramieniem i z rękami wciąż skrzyżowanymi na klatce piersiowej.
Poklepałam dłonią miejsce przed sobą, zachęcając go, aby usiadł na wprost mnie.
- Jeśli chcesz, żebym cokolwiek Ci opowiedziała to usiądź do cholery! - warknęłam rozzłoszczona jego zachowaniem.
Uniósł lekko brwi w zdziwieniu, lecz po chwili wrócił znów do swojego zachowania sprzed chwili.
Niechętnie i powoli, jak obrażony kot - podszedł i usiadł na wprost mnie ze skrzyżowanymi w kostkach nogami.
- No? - spytał po chwili ciszy.
Westchnęłam.. spojrzałam na niego i nie wiele myśląc szybko nachyliłam się nad przestrzenią nas dzielącą, przyciągając go za koszulkę i wpijając się głęboko w jego usta.
Poczułam ból ran, lecz nie przeszkodziło mi to.
Puściłam go i wróciłam na swoje miejsce.
- Gdy się rozłączyłeś.. wyszłam z pracy, wsiadłam na motor i pojechałam coś zjeść tak jak mówiłam.. - zaczęłam obserwując jego dłonie.
Oblizałam lekko usta i sunęłam wzrokiem po jego ciele.
- Jakiś demon.. pokusił mnie, żeby pojechać na wzgórza Hollywood.. - powiedziałam i wpatrywałam się teraz prosto w jego niebieskie oczy - przegięłam z prędkością, wypadłam z zakrętu i spadłam z motorem ze skarpy. - dodałam bez mrugnięcia okiem. Przełknął ciężko ślinę, a ja obserwowałam ruch jego gardła. - Spadałam jakieś 10 metrów w dół. - znów patrzyłam mu w oczy, przypomniałam sobie gdzie "zgubiłam telefon" - wyszłam na drogę i zadzwoniłam po Tom'a żeby po mnie przyjechał.. po tym, mój telefon przestał działać.
- Dlaczego-... - zaczął, lecz przerwałam mu gestem ręki.
- Byliście w studio, potem umówieni z The Hive.. nie chciałam wam przeszkadzać, bo wiem, ile znaczy dla was zespół. Wiedziałam też, że jeśli zadzwonię do Ciebie lub do Shannona, zaraz któryś z was przyjedzie rzucając wszystko w cholerę i umierając z martwienia się.. - odpowiedziałam na niezadane do końca pytanie. - Nie chciałam przysparzać Ci kłopotów.. - jęknęłam, a łzy zamazywały mi widziany obraz. Wybuchnęłam płaczem.
Bez wahania wziął mnie w swoje ramiona, lecz gdy jego ręce objęły mocniej moje plecy wydarłam się z bólu.
- Co się stało? - spytał zdziwiony, lecz ja pokręciłam przecząco głową, że "nic".
Nawet nie pytał o pozwolenie-pociągnął beżowy, stanowczo za duży na mnie bawełniany sweterek do góry i spojrzał na moje plecy.
Musiały wyglądać tragicznie, bo skrzywił się z boleścią w oczach.
- To nic takiego.. - mruknęłam próbując obciągnąć sweterek  w dół.
- NIC TAKIEGO?! - spytał znów wściekły.
- Jared.. to nie tak.. - zaczęłam, lecz on nie chciał słuchać. - Czy możemy przełożyć twoje "kazanie", gdy wrócę z pracy? - spytałam niewinnie unosząc lekko brwi.
Wściekłość znów buchała z jego oczu.
- Chcesz iść do pracy? W TAKIM STANIE?! - warknął znów zły.
Położyłam dłonie na jego policzkach i zetknęłam swoje czoło z jego własnym.
- Wyrzucą mnie z pracy, jeśli opuszczę jeszcze jeden dzień. - odpowiedziałam i pocałowałam go w skroń. - Nic mi nie jest, naprawdę. Kilka zadrapań i siniaków, wyjdę z tego. - zapewniłam go wstając z podłogi.
- Chcę żebyś została w domu. - zażądał, a ja spojrzałam na niego.
- Nie mogę. - odpowiedziałam szczerze i pokierowałam swoje kroki do łazienki, by zrobić makijaż i przygotować się do wyjścia do pracy.
Znów pojawił się w drzwiach obserwując mnie z rękami skrzyżowanymi na klatce piersiowej.
- To nie jest dobry pomysł.
- Dobrym pomysłem nie było zapierdalanie z taką prędkością blisko zbocza.. - powiedziałam. Na twarzy Jareda wykwitł grymas niezadowolenia. - Nie martw się.. to był mój ostatni raz, obiecuję. - dodałam z zupełną powagą.
Wydało mi się, że zaakceptował to, choć wciąż miał do mnie urazę.
- Podwieźć Cię? - spytał, gdy zakładałam czarne adidasy.
- Jeśli możesz? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie z łagodnym uśmiechem.
Nie odwzajemnił uśmiechu. Był poważny. Poczułam jakby mur wyrósł między nami.

Wsiadłam do auta i praktycznie przez całą drogę nie odzywaliśmy się do siebie.
Na czerwonym świetle na skrzyżowaniu trzymał dłoń na drążku zmiany biegów. Położyłam swoją dłoń na jego i delikatnie ścisnęłam.
- Wiem, że mnie ostrzegałeś i jesteś o to zły.. - powiedziałam, a on na ułamek sekundy spojrzał na moją dłoń trzymającą jego, a potem na mnie - wybaczysz mi?
- Nie jestem o to zły.. - odpowiedział i ruszył z piskiem opon.
- A o co jesteś zły? - spytałam, gdy wysunął swoją dłoń spod mojej i obie jego dłonie były teraz na kierownicy.
- O nic. Nie jestem zły na Ciebie. - odpowiedział po chwili, lecz czułam, że coś między nami.. pękło. - Niedługo zaczynamy trasę koncertową. - dodał, gdy wjeżdżaliśmy na parking hotelu.
- Wiem o tym... - mruknęłam próbując powstrzymać łzy.
- O której kończysz? - spytał, gdy wysiadłam z jego auta.
 - O 20.
- Odbiorę Cię później.
- Dobrze.. - mruknęłam i zatrzasnęłam drzwi do jego auta.
Nawet nie poczekał, aż wejdę do hotelu wejściem dla personelu.
Odjechał.

***
Nie mogłem patrzeć na to jak odchodzi smutna.. z mojego powodu. Szczególnie, gdy zobaczyłem, jak zły napełniły jej oczy, a ona usilnie próbowała je powstrzymać ciągłym mruganiem.
Nie poczekałem nawet, by upewnić się, czy weszła do środka.
Wściekłość roznosiła mnie od środka.
- Leto.. o co Ty się wściekasz? - spytałem sam siebie, a w myśli od razu wytoczyły się działa przeciwko niej.

Nie zadzwoniła do mnie pierwszego, tylko do Tom'a.

Nie powiedziała mi nic o wypadku.

Gdybym nie przysłuchał się jej rozmowie, nic bym nie wiedział. 

Nie potraktowała serio moich ostrzeżeń.

Najbardziej jednak bolało mnie to, że to nie do mnie zadzwoniła..
- Kurwa! - syknąłem rozwścieczony kierując się do studia.
Wyobraziłem sobie, jak przebiera się w swój strój, a jej koleżankom z pracy ukazuje się zdarte i posiniaczone ciało.

sobota, 13 lipca 2013

27. `I will save you from yourself.. time will change everything about this hell. `

Śpieszyłam się na popołudniową zmianę, lecz zanim zaczęłam sprzątanie pokoi musiałam wysłuchać naganę udzielaną przez właścicielkę hotelu za nierozsądne zachowanie i ostrzeżenie - że daje mi ostatnią szansę, a następnym razem po prostu zwolni mnie bez mrugnięcia okiem.
- Dziękuję, pani Margaret. - powiedziałam z czułym uśmiechem, co zbiło ją z tropu. - To się więcej nie powtórzy, obiecuję. - dodałam łagodnie bez urazy i obrażania się, jak to miałam już w zwyczaju za "bezpodstawne" -według mnie- reprymendy od mojej szefowej.
Obserwowała mnie z lekko otworzonymi ustami i oczami.
- Co Ci się stało, Van? - spytała, a ja uniosłam brwi w geście niezrozumienia. - Nie zamierzasz krzyczeć, wściekać się i chodzić po moim gabinecie jak urażone małe dziecko? - spytała, a ja zaśmiałam się pod nosem.
- Nie, proszę pani. Zdaję sobie sprawę z tego, że to ja zawiniłam - odpowiedziałam z wyrozumiałością - te dwa tygodnie bardzo mnie zmieniły.. a raczej, pozwoliły dostrzec bardzo wiele rzeczy, które powinnam w sobie zmienić.
- Nie poznaję Cię, Van... - szepnęła szefowa - oczywiście w pozytywnym znaczeniu! Zdajesz się być bardziej dojrzała i odpowiedzialna.. muszę to przemyśleć. - bąknęła ostatnie trzy słowa pod nosem i machnęła ręką. - Możesz iść.
- Do zobaczenia, pani Margaret. - odpowiedziałam i wyszłam.
Przebrałam się i po chwili zaczęłam swoją pracę.

W wolnych momentach, gdy byłam poza zasięgiem kamer i cudzych oczu - pisałam z Jaredem.
Nie wiem czy to, co się między nami dzieje jest na serio, i czy kiedyś nie okaże się być.. tylko snem.
Boję się, że pewnego dnia obudzę się sama w łóżku, a wszystko to zniknie.. że dalej będę pokojówką hotelową prowadzącą monotonny tryb życia - ten, który prowadziłam do czasu poznania braci Leto.
Zajęta przez te myśli nawet nie spostrzegłam się, kiedy przed czasem kończyłam już ostatni pokój.
- O, znowu się spotykamy. - usłyszałam ten charakterystyczny głos, a mnie aż przeszły ciarki po plecach.
- Cześć, Jared. - warknęłam przez zęby mierząc przyjaciela Tom'a lodowatym spojrzeniem.
- Spokojnie. Nie zamierzam nic Ci zrobić. Chciałem tylko upewnić się, czy Ty to Ty. - odpowiedział wskazując na moje blond włosy i oparł się tyłkiem o szeroki parapet. Uchylił okno i odpalił papierosa. - Chcę pogadać.
- Niby o czym? - warknęłam nieprzekonana do jego "dobrych intencji".
- Nie bądź tak wojowniczo nastawiona.. uszkodziłaś mi perkusistę. - powiedział mierząc mnie chłodnym spojrzeniem zielonych oczu.
- Nic ci nie uszkodziłam. - odpowiedziałam wzruszając ramionami.
- Owszem uszkodziłaś. Tom jest niepocieszony po koszu jaki dostał od Ciebie. - powiedział, a ja otworzyłam szerzej oczy.
Więc o to mu chodziło.
- Wiedział jak ja traktuję tę relację. Poza tym, był świadomy, że go nie kocham. - odpowiedziałam obojętnie ze wzruszeniem ramion. - Akceptował to.
- Tak, ale co Ci poradzę, że biedny chłopak zakochał się? - spytał z udawanym przejęciem. - przez Ciebie teraz jego gra na perkusji przypomina walenie w garnki drewnianymi łyżkami w wykonaniu pięciolatka! - warknął.
Ah, więc to go boli.
- Jestem już z kimś w związku.
- No tak, tak.. z tym frontmanem z Thirty Seconds To Mars. - powiedział z przekąsem i zaciągnął nerwowo dym. - Nie jest za stary dla Ciebie? - spytał prześwietlając mnie wzrokiem.
- Radzi sobie. - odpowiedziałam dość dwuznacznie ze wzruszeniem ramion.
- No proszę, proszę.. - mruknął Jared. - Czyli nic nie czujesz do Tom'a? - spytał, a ja kiwnęłam twierdząco głową.
- Traktuję go jako dobrego kolegę, na którego zawsze mogę liczyć.
- Jasne. - syknął i wypuścił dym z płuc.
Nie miałam ochoty rozmawiać z nim o tym.
Czułam się rozdrażniona.
- Coś jeszcze masz mi do powiedzenia? - spytałam przyglądając się uważnie jego twarzy i budowie ciała, która niewątpliwie pociągała.
Jest przystojny.
- Nie. - odpowiedział gasząc niedopałek papierosa i podchodząc do mnie blisko, po czym wypuścił dym prosto w moją twarz z dumnym uśmiechem.
Zmarszczyłam brwi z niesmakiem.
- Dziwny jesteś. Pójdę już. - skwitowałam i ruszyłam w stronę drzwi.
Nic nie odpowiedział.
Jego dziwne zachowanie.. trochę jakby tajemnicze - zastanawiało mnie bardzo.

- Gdzie jesteś? - usłyszałam głos Leto w słuchawce.
- Przebieram się i zaraz wracam do domu.. umieram z głodu. -odpowiedziałam wiążąc sznurówkę trampka i przytrzymując ramieniem telefon przy uchu.
- Jesteśmy z Shannonem i Tomo w studio. Robimy ostatnie nagrywki do nowej płyty, a potem musimy spotkać się jeszcze z The Hive, by uzgodnić sprawy dotyczące promocji płyty i nowej trasy koncertowej. - odpowiedział, a mnie coś przewróciło się w żołądku.Wiedziałam, że za niedługo rozpocznie trasę koncertową... to przecież jego praca, ale mimo wszystko.. 
Oh, czyli muszę sama zrobić sobie kolację.
- No rozumiem. - odpowiedziałam z uśmiechem. - To pracujcie dalej, ja jadę coś zjeść i wracam do domu. - dodałam zamykając swoją szafkę, biorąc kask i kierując się ku wyjściu dla personelu, gdzie na parkingu stał mój motor.
- Jedź ostrożnie.. - zażądał troskliwie, a ja prychnęłam pod nosem.
- Kochanie, ja jeżdżę ostrożnie.
- Wiesz o co mi chodzi..
- Tak, tak.. nie przekraczać zbytnio dozwolonej prędkości, no wiem. - odpowiedziałam wywracając teatralnie oczami. - będę grzeczna, nie martw się.. zadzwonię jak będę w domu.
- No dobrze. Do usłyszenia. - odpowiedział z nutką ulgi w głosie, więc rozłączyłam się.
 Założyłam kask i ruszyłam z piskiem opon wyjeżdżając z parkingu.

Zjadłam wegetariański obiad w azjatyckiej restauracji i zanim ruszyłam w stronę domu napisałam Jaredowi, że już wracam.. choć przez głowę przemknęła mi głupia myśl, żeby pojechać w stronę wzgórz Hollywood.

Nie wiem co za diabeł pokusił mnie, żeby tak późno w nocy jechać z tak dużą prędkością przy krawędzi zbocza...
- JARED!!! - krzyknęłam w rozpaczy, gdy zaczęłam spadać jakieś 10 metrów w dół, byłam przerażona..

środa, 3 lipca 2013

26. You mean everything to me. You are my whole world.

- Nie miałam z nim szans. - stwierdziła, gdy po wszystkim gładziłem ją po nagich plecach, a ona opierała policzek o moje ramię. Przez moment próbowałem przypomnieć sobie, do czego odnosi się ta wypowiedź.
Mój żołądek skręcił się na myśl o rozmowie sprzed godziny.
- Jeśli nie chcesz to nie musisz mi tego teraz mówić. - w odpowiedzi pokręciła przecząco głową.
Mimo wcześniejszej reakcji, teraz jej oddech był spokojny.
Przez uchylone okna wpadało poranne powietrze już nagrzane od promieni słonecznych.
- Był ode mnie znacznie silniejszy fizycznie, nie potrafiłam wyrwać się z jego uścisku. Bałam się, że mógł mnie bardziej skrzywdzić, ale jemu chodziło tylko o zaspokojenie ciekawości.. pierwotnych instynktów. - kontynuowała ze zmarszczonymi brwiami i zdegustowaniem na twarzy na wspomnienie tego zdarzenia - chciałam być wtedy silna, nie pokazywać swej słabości, więc nie krzyczałam, nie wołałam o pomoc, ani nie płakałam. Czułam tylko wściekłość i od tamtej pory żywiłam niechęć do mężczyzn.. wręcz obrzydzenie. - dodała kreśląc kółka, kwadraty, trójkąty i krzywe linie wokół mojego sutka, co przyprawiało mnie o gęsią skórkę - ale cieszę się, że z Tobą jest inaczej.. choć czasem.. napawają mnie lęki z przeszłości.. boję się, że Ty też mnie skrzywdzisz - wyszeptała cicho, a ja objąłem ją mocniej ramieniem i czule całowałem po twarzy.
Skąd we mnie tyle czułości i poczucia odpowiedzialności?
Czy zawsze drzemała we mnie taka nadopiekuńczość?
Te pytania nie dawały mi spokoju.
Nie poznawałem siebie.

Najpierw na jej twarzy pojawił się uśmiech, a potem wręcz zaczęła się śmiać z rozbawienia.
- Nie chcę Cię skrzywdzić.
- Wiem o tym. - odpowiedziała, a ja zapewniłem ją spojrzeniem i pocałowałem ją w nos, patrząc jak radośnie się uśmiecha - to wspomnienie było powodem Twojego płaczu?
- Tak - odpowiedziała i kiwnęła twierdząco głową - nagle ta scena z przeszłości pojawiła się przed moimi oczami i wiesz.. - szepnęła, więc tylko twierdząco skinąłem głową.
Nie musiała już nic więcej mówić na ten temat.
Rozumiałem już wystarczająco.
Niby to nic takiego.
To nie gwałt, a molestowanie seksualnie..
Może trochę za bardzo to wyolbrzymiła?
Podkolorowała?
Nie wiem.
Robiłem się coraz bardziej śpiący, więc wtuliłem się w jej drobne, ciepłe ciało nasłuchując spokojnego rytmu uderzeń jej serca i zasnąłem.

Przebudziłem się i znów byłem sam w łóżku, tak jak wtedy w hotelu.
Ogarnęła mnie panika.
Wstałem i tak jak mnie Pan Bóg stworzył poszedłem rozejrzeć się po mieszkaniu.
Zastałem ją w bieliźnie i z mokrymi blond włosami opadającymi na ramiona.
Wyglądała... zjawiskowo.
- Już wstałeś? - spytała z promiennym uśmiechem spoglądając na mnie, stojącego w wejściu do kuchni, a ciepło rozlało mi się w klatce piersiowej.
Mój promyczek.
Uśmiechnąłem się z ulgą, a ona otworzyła lekko usta i wpatrywała się we mnie z szerzej otwartymi oczami niż zazwyczaj.
- Tak. Dzień dobry, kochanie. - odpowiedziałem lekko rozbawiony jej reakcją.
Przytuliłem ją i dłonią lekko zamknąłem jej buzię, po czym pocałowałem w usta - to tak na mój widok? - spytałem i znacząco spojrzałem po sobie w dół.
- Nie, to nie to. - odpowiedziała beztrosko, gdy powiodła wzrokiem za moim spojrzeniem i pocałowała mnie delikatnie w policzek - Twój uśmiech mnie rozbroił, totalnie. - wymruczała rozkosznie, klepnęła mnie w pośladek przechodząc obok, czemu towarzyszył dźwięczny głos.
- Ah! - wyrwało mi się z ust i zagryzłem dolną wargę ust - nie ładnie tak! - zażartowałem mierząc ją pożądliwym spojrzeniem.
- Ty mi tak też robisz! Zapomniałeś? Tylko, że lżej - powiedziała rozbawiona i wystawiła język, po czym wróciła do podsmażania szpinaku - ubierz się, bo się przeziębisz, dobrze? - mruknęła nawet nie obdarzając mnie spojrzeniem.
- Co to będzie? - spytałem ignorując jej wcześniejszą prośbę i po próbie wsadzenia palca do zielonej mazi i spróbowania - dostałem po rękach.
- Gorące jest jeszcze, poparzysz się. - odpowiedziała czule, więc zaplotłem ręce wokół jej talii i składałem pojedyncze, pełne czułości pocałunki na szyi, karku, ramionach i każdym innym odkrytym fragmencie jej skóry.
Nabrała trochę szpinaku na drewnianą łyżkę, którą mieszała, podmuchała, by trochę ostudzić i podała mi pod nos.
Pachniało bardzo apetycznie.
- Spróbuj i powiedz, czy czegoś brakuje. - zażądała, więc spróbowałem i zastanawiałem się przez chwilę.
- Czy tu jest ser? - spytałem lekko wystraszony.
- Tak, ser feta, a dlaczego pytasz? - odpowiedziała z pytaniem na moje pytanie, lecz chyba szybko odnalazła odpowiedź, bo zmarszczyła lekko brwi - nawet nie próbuj robić mi przykrości tym, że nie będziesz chciał zjeść! - dodała gniewnie, a ja przełknąłem ciężko ślinę - ser feta chyba możesz jeść, prawda? To nie jest mięso, ani żółtko jaj.. więc nie wydziwiaj.
- Dobrze - zadeklarowałem spokojnie - brakuje trochę soli.
- Idź pod prysznic i ubrać się.
- Tak jest, pani Kapitan! - zawołałem wesoło rozbawiony tym co mówiła dziś do mnie i zacząłem delikatnie kołysać nami na prawo i lewo. - Ale najpierw mam na coś innego ochotę.. - wymruczałem jednoznacznie wsuwając jedną dłoń za linię jej koronkowych fig, a drugą pod stanik pieszcząc jedną z jej piersi, na co Vanessa wypięła się lekko do tyłu i biust w przód - O.. tak. - zamruczałem z aprobatą - Dokładnie tak. - dodałem całując ją po plecach i zsuwając jej figi powoli w dół, wzdłuż jej długich nóg.
- Jared, nie chcę spalić tego szpinaku - powiedziała z błagalnym spojrzeniem i dłońmi opartymi blisko kuchenki.
- Ale ja też już nie mogę dłużej czekać. - powiedziałem napierając na nią mocniej - musimy nadrobić te dwa tygodnie.. bardzo za Tobą tęskniłem. - wymruczałem najbardziej przekonująco jak tylko potrafiłem, wiedząc, że może być ciężko z przekonaniem jej teraz.
Zagryzła dolną wargę ust rozważając niemo moje słowa.
Wiedziałem, że za chwilę znowu się połączymy i będziemy dzielić się swoimi oddechami.. i nie tylko nimi.
Po chwili, która zdawała się trwać dla mnie wieki - wyłączyła palnik, na którym podsmażała szpinak i odstawiła patelnię na bok.
Powoli obróciła się do mnie przodem z dziarskim uśmiechem i wskoczyła mi na ręce oplatając nogami moje biodra i całując zachłannie.
Kiedy ona tak się zmieniła? 
Kiedy ja tak bardzo się zmieniłem?
Powędrowaliśmy w stronę stołu.
- O nie, tylko nie na stole - jęknęła z błagalnym spojrzeniem - nie zniosę, jeśli kolejne rzeczy z tej zastawy się stłuką - dodała, a ja pocałowałem ją w czubek nosa.
- Kupię Ci nową. - wymruczałem w odpowiedzi nie widząc w tym, żadnego problemu.
- Lubię TĘ zastawę... - szepnęła podkreślając jak ważna jest dla niej ta zastawa, więc westchnąłem cicho i przenieśliśmy się do sypialni, gdzie krzyczała z rozkoszy i wiła się pode mną. - Jared.. - wyszeptała cicho moje imię zaciskając palce na moich ramionach.
Zapragnąłem, żeby je wykrzyczała.
- Głośniej - zażądałem i dałem jej klapsa w pośladki na co ona wyprężyła się wyginając plecy w łuk i spojrzała na mnie ze wściekłością przeplataną z pożądaniem - Głośniej. Wykrzycz moje imię. -  dodałem, a gdy Van patrzyła na mnie z tajemniczym uśmiechem - nie potrafiłem odgadnąć jej myśli.
Uległem jej, gdy popchnęła mnie na łóżko i plecami miękko uderzyłem o zdewastowaną przez nas pościel.
- Znalazłam coś Twojego... - wymruczała ze świadomością, jak to na mnie działa, po czym sięgnęła do reklamówki, którą wcześniej przywiozłem ze sobą. Wyciągnęła z niej kajdanki z sex shopu i zakręciła na palcu wskazującym. - Może wypróbujemy teraz Twoje zabawki? - spytała z cwanym uśmiechem.
Przez moją twarz przebiegł cień zaskoczenia, lecz skomentowałem to pomrukiem aprobaty.
Nie spodziewałem się jednak, że to ja będę przedmiotem do testowania tych wszystkich zabawek, które kupiłem z myślą o niej.. i aż trochę wstyd mi się przyznać przed samym sobą, ale to ja chciałem je wszystkie wypróbować - właśnie na niej.

- Muszę już iść. - powiedziała susząc włosy po kolejnej kąpieli.
- Gdzie się wybierasz? - spytałem lekko zdziwiony.
- Do pracy Jared, do pracy. - odpowiedziała malując kreski na powiekach oczu brązowym eyelinerem i uśmiechając się delikatnie. - równo? - spytała wskazując palcem na powieki oczu.
Zaśmiałem się i przytaknąłem kiwając twierdząco głową.
- Idealnie. - odpowiedziałem i pocałowałem ją w jeszcze nie umalowane pomadką usta.
Słodki ich smak zmieszany z świeżością pasty do zębów i płynem do płukania jamy ustnej.
Osobiście preferowałem, kiedy czułem od niej słodki smak czekolady.
- To dobrze. - powiedziała łagodnie i przyglądała mnie się przez chwilę uważnie - trzymając w dłoniach wciąż eyeliner.
Uśmiechnęła się pogodnie.
- Co jest? - spytałem nie wiedząc dokładnie o co chodzi z tym nieodgadnionym uśmiechem.
- Nic.
- To dlaczego tak się uśmiechnęłaś?  - spytałem lekko zdziwiony, choć z niemaskowanym uśmiechem.
- O tak, nie mogę? - spytała i pokazała mi język, po czym odłożyła kosmetyk, wzięła różową pomadkę i wróciła do przyglądania się w lustrze, skupiając się bardzo na precyzyjnym pomalowaniu ust i w międzyczasie, sprzeczaniu się ze mną, że to nie jest różowy tylko "pout".
Oh, jak tam woli.
Według mnie, nie robi to większej różnicy.
Chociaż ja sam - za czasów blond irokeza - tłumaczyłem wszystkim, że irokez nie jest wyfarbowany na "różowy", lecz na CYKLAMENTOWY, a to jest przecież różnica, prawda?