Śpieszyłam się na popołudniową zmianę, lecz zanim zaczęłam sprzątanie pokoi musiałam wysłuchać naganę udzielaną przez właścicielkę hotelu za nierozsądne zachowanie i ostrzeżenie - że daje mi ostatnią szansę, a następnym razem po prostu zwolni mnie bez mrugnięcia okiem.
- Dziękuję, pani Margaret. - powiedziałam z czułym uśmiechem, co zbiło ją z tropu. - To się więcej nie powtórzy, obiecuję. - dodałam łagodnie bez urazy i obrażania się, jak to miałam już w zwyczaju za "bezpodstawne" -według mnie- reprymendy od mojej szefowej.
Obserwowała mnie z lekko otworzonymi ustami i oczami.
- Co Ci się stało, Van? - spytała, a ja uniosłam brwi w geście niezrozumienia. - Nie zamierzasz krzyczeć, wściekać się i chodzić po moim gabinecie jak urażone małe dziecko? - spytała, a ja zaśmiałam się pod nosem.
- Nie, proszę pani. Zdaję sobie sprawę z tego, że to ja zawiniłam - odpowiedziałam z wyrozumiałością - te dwa tygodnie bardzo mnie zmieniły.. a raczej, pozwoliły dostrzec bardzo wiele rzeczy, które powinnam w sobie zmienić.
- Nie poznaję Cię, Van... - szepnęła szefowa - oczywiście w pozytywnym znaczeniu! Zdajesz się być bardziej dojrzała i odpowiedzialna.. muszę to przemyśleć. - bąknęła ostatnie trzy słowa pod nosem i machnęła ręką. - Możesz iść.
- Do zobaczenia, pani Margaret. - odpowiedziałam i wyszłam.
Przebrałam się i po chwili zaczęłam swoją pracę.
W wolnych momentach, gdy byłam poza zasięgiem kamer i cudzych oczu - pisałam z Jaredem.
Nie wiem czy to, co się między nami dzieje jest na serio, i czy kiedyś nie okaże się być.. tylko snem.
Boję się, że pewnego dnia obudzę się sama w łóżku, a wszystko to zniknie.. że dalej będę pokojówką hotelową prowadzącą monotonny tryb życia - ten, który prowadziłam do czasu poznania braci Leto.
Zajęta przez te myśli nawet nie spostrzegłam się, kiedy przed czasem kończyłam już ostatni pokój.
- O, znowu się spotykamy. - usłyszałam ten charakterystyczny głos, a mnie aż przeszły ciarki po plecach.
- Cześć, Jared. - warknęłam przez zęby mierząc przyjaciela Tom'a lodowatym spojrzeniem.
- Spokojnie. Nie zamierzam nic Ci zrobić. Chciałem tylko upewnić się, czy Ty to Ty. - odpowiedział wskazując na moje blond włosy i oparł się tyłkiem o szeroki parapet. Uchylił okno i odpalił papierosa. - Chcę pogadać.
- Niby o czym? - warknęłam nieprzekonana do jego "dobrych intencji".
- Nie bądź tak wojowniczo nastawiona.. uszkodziłaś mi perkusistę. - powiedział mierząc mnie chłodnym spojrzeniem zielonych oczu.
- Nic ci nie uszkodziłam. - odpowiedziałam wzruszając ramionami.
- Owszem uszkodziłaś. Tom jest niepocieszony po koszu jaki dostał od Ciebie. - powiedział, a ja otworzyłam szerzej oczy.
Więc o to mu chodziło.
- Wiedział jak ja traktuję tę relację. Poza tym, był świadomy, że go nie kocham. - odpowiedziałam obojętnie ze wzruszeniem ramion. - Akceptował to.
- Tak, ale co Ci poradzę, że biedny chłopak zakochał się? - spytał z udawanym przejęciem. - przez Ciebie teraz jego gra na perkusji przypomina walenie w garnki drewnianymi łyżkami w wykonaniu pięciolatka! - warknął.
Ah, więc to go boli.
- Jestem już z kimś w związku.
- No tak, tak.. z tym frontmanem z Thirty Seconds To Mars. - powiedział z przekąsem i zaciągnął nerwowo dym. - Nie jest za stary dla Ciebie? - spytał prześwietlając mnie wzrokiem.
- Radzi sobie. - odpowiedziałam dość dwuznacznie ze wzruszeniem ramion.
- No proszę, proszę.. - mruknął Jared. - Czyli nic nie czujesz do Tom'a? - spytał, a ja kiwnęłam twierdząco głową.
- Traktuję go jako dobrego kolegę, na którego zawsze mogę liczyć.
- Jasne. - syknął i wypuścił dym z płuc.
Nie miałam ochoty rozmawiać z nim o tym.
Czułam się rozdrażniona.
- Coś jeszcze masz mi do powiedzenia? - spytałam przyglądając się uważnie jego twarzy i budowie ciała, która niewątpliwie pociągała.
Jest przystojny.
- Nie. - odpowiedział gasząc niedopałek papierosa i podchodząc do mnie blisko, po czym wypuścił dym prosto w moją twarz z dumnym uśmiechem.
Zmarszczyłam brwi z niesmakiem.
- Dziwny jesteś. Pójdę już. - skwitowałam i ruszyłam w stronę drzwi.
Nic nie odpowiedział.
Jego dziwne zachowanie.. trochę jakby tajemnicze - zastanawiało mnie bardzo.
- Gdzie jesteś? - usłyszałam głos Leto w słuchawce.
- Przebieram się i zaraz wracam do domu.. umieram z głodu. -odpowiedziałam wiążąc sznurówkę trampka i przytrzymując ramieniem telefon przy uchu.
- Jesteśmy z Shannonem i Tomo w studio. Robimy ostatnie nagrywki do nowej płyty, a potem musimy spotkać się jeszcze z The Hive, by uzgodnić sprawy dotyczące promocji płyty i nowej trasy koncertowej. - odpowiedział, a mnie coś przewróciło się w żołądku.Wiedziałam, że za niedługo rozpocznie trasę koncertową... to przecież jego praca, ale mimo wszystko..
Oh, czyli muszę sama zrobić sobie kolację.
- No rozumiem. - odpowiedziałam z uśmiechem. - To pracujcie dalej, ja jadę coś zjeść i wracam do domu. - dodałam zamykając swoją szafkę, biorąc kask i kierując się ku wyjściu dla personelu, gdzie na parkingu stał mój motor.
- Jedź ostrożnie.. - zażądał troskliwie, a ja prychnęłam pod nosem.
- Kochanie, ja jeżdżę ostrożnie.
- Wiesz o co mi chodzi..
- Tak, tak.. nie przekraczać zbytnio dozwolonej prędkości, no wiem. - odpowiedziałam wywracając teatralnie oczami. - będę grzeczna, nie martw się.. zadzwonię jak będę w domu.
- No dobrze. Do usłyszenia. - odpowiedział z nutką ulgi w głosie, więc rozłączyłam się.
Założyłam kask i ruszyłam z piskiem opon wyjeżdżając z parkingu.
Zjadłam wegetariański obiad w azjatyckiej restauracji i zanim ruszyłam w stronę domu napisałam Jaredowi, że już wracam.. choć przez głowę przemknęła mi głupia myśl, żeby pojechać w stronę wzgórz Hollywood.
Nie wiem co za diabeł pokusił mnie, żeby tak późno w nocy jechać z tak dużą prędkością przy krawędzi zbocza...
- JARED!!! - krzyknęłam w rozpaczy, gdy zaczęłam spadać jakieś 10 metrów w dół, byłam przerażona..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz