Skłamałam. Po raz kolejny skłamałam. Skłamałam w notatce zostawionej wokaliście, choć z drugiej strony to niesamowite, że potrafiłam tak szybko spakować się, załatwić doglądanie mieszkania, urlop w pracy oraz złapać bilet na najwcześniejszy samolot do Londynu.
Tak. Coraz bardziej docierał do mnie fakt, ze postąpiłam zbyt impulsywnie, i że stchórzyłam, bo przestraszyłam się tego, że to co powiedział Shannon mogło być prawdą.
- Gdzie chcesz iść dzisiaj? - spytał mój brat, gdy późnym popołudniem spacerowaliśmy po Londynie. - Zakupy? - spytał z uśmiechem Eric, widząc, że coś mnie trapi. Było mi ciężko na sercu, a on dzielnie próbował poprawić mi nastrój, widząc, że to coś poważniejszego. - Minęło naprawdę dużo czasu, odkąd widzieliśmy się ostatni raz. - dodał idąc ze mną pod rękę, co ja potwierdziłam tylko skinieniem głowy z delikatnym uśmiechem.
Zjedliśmy w Subway'u i łaziliśmy po sklepach. Jeździliśmy metrem prawie, że tam i z powrotem.
- Wiesz.. - zaczęłam niepewnie, gdy jechaliśmy na stację Fairlop. - trochę.. pokomplikowało się u mnie.. - mruknęłam cicho. Eric westchnął cicho i pogładził mnie po głowie jak małe dziecko.
- Rozumiem. - mruknął cicho. - Przez jakiegoś faceta? - spytał z tym uśmiechem podnoszącym mnie zawsze na duchu, gdy jestem smutna. -
- Tak. - odpowiedziałam zrezygnowana.
- Mam go pobić? - spytał, na co ja roześmiałam się i uderzyłam go lekko w ramię z dłoni zamkniętej w pięść.
- Nie no, nie trzeba.. nie jest tego wart.. chyba. Choć, czasem przydałoby mu się. - odpowiedziałam z uśmiechem przypominając sobie czasem jego nachalność, czy to jaki jest obrażalski.
Eric opowiadał o swoich "przyjaciółkach", których było o dziwo, bardzo dużo w Londynie.
Czym się zajmował mój brat?
Modą.
Tak. Ja na początku też się śmiałam, lecz pracuje teraz w jednej z większych firm zajmujących się trendami modowymi.
Ja również, musiałam mu opowiedzieć, co u mnie działo się przez te lata. Opowiedziałam mu moje nudne życie, urozmaicane incydentami w pracy, wypadami ze znajomymi, a czasem samotnymi do barów i o przelotnych romansach, lecz nie powiedziałam mu o tym, że poznałam braci Leto i jestem z nimi w "bliższych" relacjach. Miałam obawę, że Eric wkurwi się i nie pozwoli mi wrócić do Miasta Aniołów.
- Wiesz.. - teraz on zaczął niepewnie. - Muszę Ci o czymś powiedzieć. - dodał, a promienie zachodzącego słońca padały na nasze twarze. - Kojarzysz ten dość znany amerykański zespół Thirty Seconds To Mars i braci Leto? - spytał, a ja kiwnęłam twierdząco głową.
Bałam się tego, co chciał mi powiedzieć.
- No kojarzę. - mruknęłam.
- No więc, oni byli kiedyś bardzo dobrymi przyjaciółmi naszej mamy z uczelni. - zaczął - i Jared, wokalista.. był bardzo przywiązany do Ciebie, odkąd przyszłaś na świat, lecz dzięki Bogu, urwał się między nami wszystkimi kontakt z nimi. - dodał, a ja spojrzałam na niego pytająco, wyczuwając od niego niechęć do chłopaków.
- Dlaczego tak mówisz?
- Ponieważ powiedział kiedyś, że jak dorośniesz, a będziesz miała jakieś problemy, to zajmie się Tobą. - mruknął najwidoczniej niezadowolony, że musi mi o tym mówić - Jesteś bardzo podobna do matki, wiesz? Choć, niewątpliwie, jesteś piękniejsza. I może to tak go urzekło.. odniosłem wrażenie, że wtedy.. był on świadomy jak piękna się staniesz, gdy dorośniesz, a najbardziej wkurza mnie to, że jest od Ciebie o tyle lat starszy.. - warknął, a ja otworzyłam szeroko oczy. - Równie dobrze, mógłby być Twoim ojcem.
- Eric. - powiedziałam, a gdy jego oczy skupiły się na mnie, dodałam - O czym ty pierdolisz? - spytałam, a on zaśmiał się i po chwili zganił mnie spojrzeniem za przeklinanie.
- Po prostu martwię się o Ciebie, bo piękniejesz z dnia na dzień. - powiedział patrząc na mnie z troską. - Boję się, że zaczniesz przyciągać mężczyzn, a pewnego dnia i Jego. Boję się, że ktoś ukradnie mi Ciebie na zawsze. - dodał i ucałował wierzch mojej dłoni.
- Zawsze byłeś realistą - powiedziałam z uśmiechem.
- Wiem o tym, ale proszę Cię, Van. Unikaj tych dwóch jak ognia, bo spłoniesz. - powiedział to takim tonem, że poczułam dziwne ukłucie w sercu i napawający mnie strach. - Mówię to, bo jesteś moją małą siostrzyczką, którą bardzo kocham i nie chcę, by ktokolwiek Cię skrzywdził w jakikolwiek sposób.. a szczególnie on, przez to, że jest osobą publiczną i może zniszczyć Ci tym życie. - powiedział, gdy ja na nowo zmarszczyłam brwi i zaczęłam intensywnie myśleć nad jego słowami.
- Prawisz mi kazanie jakbyś był moim ojcem. - szepnęłam z uśmiechem, a na twarzy Erica zagościł uśmiech. - Wciąż ubolewasz nad tym, że tak potoczyło się moje życie? ... wyluzuj. Radzę sobie bardzo dobrze. - dodałam, gdy odpowiadał mi ciszą. - Mimo, że czasem brakuje mi gry w koszykówkę, to nie narzekam.. Nie masz o co się martwić. - zapewniłam go, a resztę czasu spędziliśmy na opowiadaniu śmiesznych historii, kawałów i żartów.
- Ładnie Ci w tym kolorze. - powiedział łagodnym tonem i chwytając kosmyk długich blond włosów pocałował je lekko. - Do twarzy Ci.
- Dzięki.
- Tak w ogóle, to fajne okulary.. skąd je masz? - spytał, a ja zatrzymałam się uświadomiona, że te okulary należą do Jareda. - Van? - spytał zdziwiony moim zachowaniem.
- Właściwie.. to tej osoby, przed którą uciekłam. - szepnęłam - ale zupełnie zapomniałam powiedzieć mu o tym, że je pożyczam.
Brat machnął ręką dając mi do zrozumienia, że to nic wielkiego, i że je kiedyś zwrócę.
- Zmieniłam karty i nie zostawiłam mu żadnej możliwości kontaktu ze mną.. - szepnęłam i westchnęłam ciężko. Eric przystanął obok mnie i patrzył zastanawiając się nad czymś.
Przechylił lekko głowę w bok.
- Musimy pójść na imprezę. Razem. - powiedział i uśmiechnął się szeroko, zarażając mnie tym uśmiechem.
- Gdzie i kiedy?
- Dzisiaj. Zabiorę Cię do najlepszego klubu. - i dodał po chwili - Musisz o nim zapomnieć.. chociaż na chwilę.
***
- Dlaczego ma wyłączony telefon?! - krzyknąłem na całe mieszkanie, a Shannon aż wzdrygnął się. Dreptałem tam i z powrotem po salonie.- Od TRZECH DNI próbuję się z nią skontaktować, jakkolwiek! - warczałem rozzłoszczony przez moją bezsilność i niewiedzę.
Wiedziałem, że brat mnie obserwuje.
- Jestem pełen podziwu. - rzucił zagadkowo, co ja odebrałem jako cyniczną uwagę. - Rzadko kiedy tracisz nad sobą kontrolę. Jestem pod wrażeniem.
- Zamknij się, dobra?
- Może jest w pracy? Albo na jakieś wymianie między-hotelowej pracowników?
- A słyszałeś kiedyś o czymś tak głupim jak "wymiana między-hotelowa pracowników"? - syknąłem przez zęby, a Shannimal wzruszył ramionami z obojętną miną.
- Dlaczego nie sprawdzisz, czy nie ma jej w pracy? Albo w mieszkaniu? - spytał jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
- W mieszkaniu jej nie było za każdym razem, gdy byłem tam przejazdem.
- "Przejazdem"? To w żadnym wypadku nie jest Ci po drodze. - zauważył słusznie Shannon przez co zatrzymałem na nim moje wściekłe spojrzenie.
Martwiłem się jak cholera o tą nierozsądną dziewczynę.
- Pojadę sprawdzić czy jest pracy. - rzuciłem krótko, a wychodząc z mieszkania zakładałem kurtkę, lecz nigdzie nie mogłem znaleźć moich ulubionych okularów przeciwsłonecznych, które czasem pożyczałem Vanessie.
Podjechałem pod hotel, i gdy tylko zaszedłem do recepcji warknąłem rozzłoszczony do młodej dziewczyny - Gdzie jest właścicielka hotelu?
- Już się z nią kontaktuję. - odpowiedziała przerażona dziewczyna, a mnie zrobiło się trochę głupio, bo w niczym mi nie zawiniła.
Po chwili wyszła na przeciwko mnie młodo wyglądająca, trzydziestokilkuletnia kobieta, dość ekstrawagancko ubrana, choć niewątpliwie ze smakiem.
- O co chodzi, że straszy pan mój personel? - spytała cierpko ściągając ku sobie brwi, była rozzłoszczona. Pani Margaret Duo.
- Chcę się czegoś dowiedzieć - odpowiedziałem siląc prezentując piękny uśmiech, gdyż poczułem, że ta kobieta jest nieugięta i bardzo trudno będzie mi z nią dobić jakiegokolwiek targu.
Zaprosiła mnie gestem ręki za sobą, do jej gabinetu pełnego różnych dziwnych i cholernie drogich przedmiotów.
Usiadła w fotelu zakładając nogę na nogę i zapaliła papierosa wyczekując pytań.
- No? - rzuciła zniecierpliwiona.
- Chcę się dowiedzieć, czy Vanessa Farewell była dziś w pracy. - spytałem z uprzejmością na najwyższym poziomie i zachowując spokój szachisty.
- A co pan wielki JARED LETO chce od mojej ptaszyny? - syknęła jadowicie przez równiutkie zęby z dużą szparą między pierwszymi, przednimi zębami.
Żywiła do mnie niesamowicie wyraźną niechęć.
- Od kilku dni, nie mogę się z nią skontaktować. - przyznałem ze skruchą, lecz to wcale jej nie obłaskawiło, a wręcz przeciwnie.. przez dłuższą chwilę wstrzymywała dym w płucach, by po chwili wypuścić go nerwowo ze świstem i strzepnąć popiół do popielniczki.
- Nie uważasz, że jesteś dla niej za stary? - powiedziała prosto z mostu z dezaprobatą w spojrzeniu, co jedynie podniosło mi ciśnienie krwi. Zacisnąłem mocniej dłoń na telefonie i usta w cienką linię.
- Owszem, jestem od niej starszy, ale nie. Zdecydowanie, NIE jestem dla niej za stary. - syknąłem przez zęby.
Czułem, że moja cierpliwość względem tej kobiety sięga apogeum. - Udzieli mi pani jakichś informacji? - spytałem, lecz ona tylko zakołysała się na fotelu obserwując mnie przenikliwym spojrzeniem.
- Nie ma jej w pracy. - odpowiedziała i znów zamilkła.
Zapadła głucha cisza między nami rozdzierana jedynie skrzypieniem jej fotela.
- Miałem na myśli użyteczne informacje. - sprecyzowałem zaczynając chodzić po jej gabinecie tam i z powrotem. Nie potrafiłem ustać spokojnie w miejscu.
- Usiądź. - nakazała szorstko.
Posłusznie usiadłem, lecz jej zacięta mina i cisza jaką mnie obdarowywała, sprawiały, że dołowało mnie to jeszcze bardziej.
Przetarłem twarz dłońmi.
Poddaję się.
- Nie zrobiłem nic, co mogłoby spowodować, że przestała by się do mnie odzywać. Naprawdę, nic jej nie zrobiłem, a obecna sytuacja doprowadza mnie do obłędu. - poddałem się w końcu.
Skapitulowałem przed tą kobietą, która jest w stanie wykończyć mnie psychicznie samym spojrzeniem i milczeniem.
Nie wiem, co widział w niej mój brat.
Patrzyłem na nią teraz oczami pełnymi troski o tę dziewczynę, załamania faktem, że nie wiem co się z nią dzieje, smutku i nadziei, że odnajdę ją.
Nie miałem już sił ukrywać przed tą kobietą, jak bardzo brakuje mi Vanessy.
Nie miałem już sił z tym walczyć.
Nawet chciało mi się płakać z powodu mojej bezsilności.
Zniknęła tak nagle z mojego życia, jak szybko się pojawiła.. pewnego dnia, pojawiła się w tym samym barze co ja i usiadła niedaleko mnie. Zobaczyłem ją pierwszy raz od wielu lat.
Nie miałem wtedy żadnych wątpliwości, że to ona. To musiała być ONA.
Nie było żadnej możliwości pomyłki.
Patrzyłem jak Margaret Duo wyciągnęła swój prywatny telefon o różowej obudowie z "Hello Kitty", a gdy tylko wybrała do kogoś połączenie, nie spuszczała ze mnie uważnego spojrzenia.
- Shann. Coś Ty nagadał mojej ptaszynie - powiedziała jeszcze chłodniej do telefonu, niż kiedykolwiek dziś do mnie, aż przeszły mnie ciarki po plecach, mimo to, jej wyraz twarzy nie uległ zmianie.
Kobiety są niesamowite i straszne zarazem.
- Rozumiem. - powiedziała i rozłączyła się bez pożegnania, w pół słowa mojego brata. - Tak właściwie-... - zaczęła, choć wydawało mi się, że wewnątrz walczy sama ze sobą.
Zrobiła bardzo długą przerwę, która zirytowała mnie do granic możliwości.
- No co? - warknąłem.
- Co Ty od niej chcesz? Jest bardzo wrażliwą dziewczyną, która dużo przeszła w tak krótkim czasie. - odpowiedziała, a ja otworzyłem szerzej oczy. To, o co spytała Margaret, było bardzo trudnym pytaniem dla mnie. W tej chwili bynajmniej.
Zamilkłem.
Nigdy się nad tym nie zastanawiałem.
Pochyliłem się do przodu składając dłonie jak do modlitwy, a łokcie oparłem o kolana, przełknąłem ciężko ślinę i delikatnym, choć pełnym spokoju głosem odpowiedziałem jej. - Od niej? Nic od niej nie chcę, lecz mimo to.. JA. Chcę dać jej wszystko co mam.
Margaret uśmiechnęła się delikatnie. Tak mi się bynajmniej wydawało.
- Wzięła sobie kilka dni wolnego. - odpowiedziała już z zupełnie innym nastawieniem do mnie.
Ah, te Kobiety. - Coś jak urlop.
- Urlop? Jaki urlop? Wyjechała? Dokąd? Kiedy wróci? Jak mogę się z nią skontaktować? - wyplułem z siebie serię pytań, nie dowierzając w to co mi powiedziała, ta niewątpliwie straszna kobieta.
- Wiesz dlaczego jej jeszcze nie wyrzuciłam z pracy za te flirty z klientami, urlopy kiedy jej się widzi i jeszcze inne przekręty? Wiesz dlaczego wciąż ją trzymam przy sobie? - spytała, a ja zmarszczyłem brwi z powodu pierwszej części jej wypowiedzi. - Powiem Ci. - odpowiedziała z zupełną powagą. - Wiesz.. jest dla mnie jak własna córka.. ona kiedyś próbowała popełnić samobójstwo.
- Co? - wydusiłem z siebie, a ona splotła palce dłoni.
- Przygarnęłam ją pod swoje skrzydła. Miała wtedy takie.. puste spojrzenie.
Toczyła walkę w swojej głowie, gdzie coś odgrywało dla niej ogromną rolę.
Tak jak Szekspirowskie "być albo nie być". Była zupełnie kimś zupełnie innym, niż jest teraz.. - powiedziała obserwując mnie uważnie. - Minęło bardzo dużo czasu zanim stała się tym, kim jest teraz.
- O niczym takim nie wspominała.. - szepnąłem uświadamiając się, jak wiele jeszcze o niej nie wiem.
Przeanalizowałem każdą chwilę spędzoną z Vanessą.
Jakie to przykre. Ja nic o niej nie wiem. - Powiedz mi proszę, gdzie ona teraz jest. - poprosiłem z wręcz błagalnym tonem, żeby powiedziała mi, gdzie teraz znajduje się Vanessa.
- Tego nie mogę Ci powiedzieć, ale.. powodzenia. - powiedziała, a we mnie na nowo zebrała się złość. - myślę, że niedługo znajdziesz odpowiednie drzwi.
- Tego nie wiem.
- Ale ja wiem. - odpowiedziała Margaret, a władczość biła od niej na kilka metrów, co było dość przytłaczającym uczuciem.
Wyszedłem jak pijany z jej gabinetu, mało co nie potrącając jakiejś starszej pani w przejściu.
Pojechałem pod jej mieszkanie.
Zadzwoniłem na jej numer "Przepraszamy, numer, z którym próbujesz się skontaktować jest w tym momencie nieosiągalny-...".
Zadzwoniłem dzwonkiem do jej drzwi, lecz nikt nie otwierał.
Zacząłem bić pięściami o drzwi i wołać jej imię, lecz nikt mi nie odpowiedział.
W końcu odnalazłem klucz do jej mieszkania i po chwili wszedłem do tego pomieszczenia wciąż pełnego jej zapachu.
Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, naprzeciw mnie wyszła niewysoka, choć ładna brunetka.
Spojrzałem zdziwiony i zrobiłem dwa kroki wstecz, patrząc czy jestem we właściwym mieszkaniu.
Na tabliczce było napisane V. Farewell, więc inicjał i nazwisko zgadzały się, więc nie było mowy o pomyłce.
- Nie ma Van, wyjechała. - brunetka odpowiedziała na moje pytające spojrzenie na jej widok. - Jestem Amy. Vanessa poprosiła mnie, żebym zaopiekowała się jej mieszkaniem pod jej nieobecność. - dodała, gdy ja ilustrowałem ją od góry do dołu z lekkim zamyśleniem i uśmiechem na ustach.
Jest naprawdę ładna, ale jak to "wyjechała"?
Uśmiechnęła się do mnie zalotnie podając mi dłoń.
- Jared. - również podałem jej swoją dłoń i ucałowałem lekko wierzch jej dłoni.
Amy.. możesz mi się przydać. Pomyślałem i lekko choć szarmancko uśmiechnąłem się do niej. - Amy. Masz bardzo ładne imię. - dodałem czarując i patrząc jej wprost w ciemne oczy, próbujące mnie zahipnotyzować.
Przykro mi Amy.. ale to nie Twoje oczy i nie Twój uśmiech, potrafią przyprawić mnie o łomotanie serca jak u zakochanego pierwszy raz nastolatka.
Jestem dorosłym mężczyzną.
Wiem czego chcę i tracę kontrolę nad sobą tylko przy jednej,
przez jedną
i tylko dzięki jednej osobie.
niedziela, 21 kwietnia 2013
sobota, 13 kwietnia 2013
19. One day, soon, I will find the right time, right place and the right way.
Zatrzymał się pod moim mieszkaniem.
- Dzięki. - powiedziałam spoglądając na niego z uśmiechem, i gdy tylko złapałam dłonią klamki od drzwi przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Spojrzałam na niego lekko zaskoczona.
- Nie ma za co. - odpowiedział z uśmiechem. Odwzajemniłam uśmiech i wysiadłam z samochodu.
Bez słowa.
Weszłam do swojego mieszkania, zamykając za sobą drzwi na łucznik.
Czułam lekki niepokój. Jakby chłód. Potarłam dłońmi swoje ramiona i poszłam od razu pod prysznic. Miałam mało czasu, by zebrać się do pracy.
Ubrałam się na czarno, ze sportową czarną kurtką na sobie i w czarnych adidasach, wzięłam kask i wyszłam zamykając za sobą mieszkanie.
Po chwili pędziłam na motorze do pracy. W lusterku widziałam, że śledzi mnie jakiś samochód.
Automatycznie przyśpieszyłam ścinając zakręty i po chwili zgubiłam "prześladowcę".
Dziwne. Pomyślałam i tym razem, weszłam głównym wejściem do hotelu, gdzie o dziwo, na hallu stała właścicielka.
- Vanessa! - zawołała mnie, a ja uniosłam lekko brwi i podążyłam w jej stronę. Rozmawiała z jakimś mężczyzną w garniturze.
Spojrzałam ostrożnie na niego z nutką podejrzliwości i braku zaufania.
- Jakie chłodne spojrzenie. - powiedział uśmiechając się lekko do mnie.
- To mój bratanek. - powiedziała dumnie właścicielka, a ja dopiero po chwili, zorientowałam się, że to Tom.
- Ściąłeś włosy! - powiedziałam, a on zaśmiał się.
Właścicielka nie wiedziała o co chodzi.
- Co się z Tobą działo przez ten czas? Próbowałem się z Tobą skontaktować. - powiedział, a ja uniosłam zdziwiona brwi.
- Nie dostałam żadnej wiadomości.
- Jak to? - spytał zdziwiony. Od razu wyciągnęłam telefon i zaczęłam przeszukiwać telefon.
Nie miałam już jego numeru w kontaktach, a na dodatek jego numer został zablokowany.
- Jared... - warknęłam cicho przez zęby sama do siebie.
- Co? -znów spytała właścicielka. - To wy się znacie? - spytała głupio, a my tylko lekko się uśmiechnęliśmy.
- Można tak powiedzieć. - powiedział Tom.
- Wracając do naszej rozmowy.. powiedziałeś, że chcesz mi przedstawić kogoś wyjątkowego. Komu chcesz się oświadczyć.. - powiedziała z wyczekującym, pełnym ekscytacji spojrzeniem. - Jako mój zastępca, a kiedyś i właściciel tego hotelu, to powinieneś mi powiedzieć, kogo wybrałeś sobie na przyszłą żonę.
Uniosłam wysoko brwi. Byłam zaskoczona.
Tak szybko znalazł sobie jakąś dziewczynę? W sumie.. to nie ma co się dziwić. Jest przystojny, gra w zespole i ... jest kasiasty.
- Wiem. Wiem.. - powiedział lekko zakłopotany Tom.
Również patrzyłam na niego wyczekująco. Zwrócił się w moją stronę całym swoim ciałem.
- Vanessa ja-... - zaczął mówić, a ja uniosłam jeszcze wyżej brwi, wciąż trzymając w ręce kask. Patrzyłam jak jego oczy otwierają się szerzej. - Czy Ty.. - przeciągał niemiłosiernie, a ja poczułam dłonie oplatające się wokół mojej talii.
Rozpoznałam te perfumy.
- Jared. - mruknęłam niezadowolona i wywróciłam oczami.
Wokalista pocałował mnie w szyję, a właścicielka tylko zasłoniła usta dłonią cicho chichocząc.
- Zapomniałaś zjeść śniadanie. - powiedział, a gdy na niego spojrzałam, zobaczyłam, że patrzy na Tom'a z morderczym spojrzeniem.
- Zjem później. - opowiedziałam. - Co się stało?
- Nic. Po prostu nie pozwolę, żeby jakiś szczeniak oświadczył się mojej dziewczynie. - odpowiedział, a ja uniosłam wysoko brwi i odsunęłam się trochę od nich.
Czułam się zagrożona.
Jared wyprostował się i patrzył chłodno na Tom'a.
- Co? - szepnęłam i po chwili zaśmiałam się nerwowo. - To na pewno nie tak..
- Nie uważasz, że to niebezpieczne? Zbliżać się do Mojej dziewczyny? - spytał Jared, a Tom odchrząknął.
- Wtrąca się pan w nieswoją rozmowę.
- Uważasz, że jak coś jest związane z moją dziewczyną to jest to nie moja sprawa? - spytał już bardzo poirytowany tą sytuacją.
- Przestańcie. - powiedziałam, lecz oni zdawali się nie zwracać na mnie uwagi.
Wyszłam.
Nie mogłam tego dalej słuchać.
Wsiadłam na motor, założyłam kask i ruszyłam z piskiem opon.
Zatrzymałam się niedaleko plaży. Zostawiłam motor, po czym zeszłam na brzeg. Zajęło mi to chwilę.
Telefon dzwonił jak wściekły.
Usiadłam na piasku i wpatrując się w spokojne fale.
Odebrałam w końcu.
- Gdzie jesteś?! - usłyszałam w słuchawce.
- Biorę dzisiaj wolne.. - mruknęłam cicho, a szefowa westchnęła ciężko.
- Musimy jutro porozmawiać.
- Okay. - odpowiedziałam i rozłączyłam się.
Czułam, że coś się dzieje wokół mnie, lecz ja jestem poza tym. Nie dotyczy mnie to.
Uciekałam od tego.
Kolejne połączenie.
- Van, gdzie jesteś? - usłyszałam zmartwiony głos, tym razem Jareda. - Na plaży jesteś? - spytał wnioskując pewnie po odgłosie fal i krzyku mew.
- Nie. - skłamałam.
- Na której?
- Nie jestem na plaży. - znów skłamałam.
- Na której jesteś?
- El Matador.
- Zaraz będę. Nie ruszaj się stamtąd. - rzucił krótko i rozłączył się.
***
Gdy zauważyła mnie z oddali, zostawiła kask, rozebrała się do bielizny i weszła do wody.
Co za nierozsądna dziewczyna! Na plaży wciąż są inni ludzie.
- Vanessa. - zawołałem za nią stojąc pół metra od fal wpływających na piasek.
Spojrzała na mnie.
Jej twarz nie wyrażała żadnych uczuć.
Może jedynie tyle, że dużo nad czymś myślała i nie chciała podzielić się żadną z tych myśli.
- Vanessa! - zawołałem głośniej, lecz nie zamierzała wyjść z oceanu.
Chyba nie mam wyjścia, jak również wejść do wody. Zdjąłem ubrania i wszedłem do wody.
- Zimna! - syknąłem, gdy byłem już po kolana zanurzony.
Vanessa podpłynęła trochę bliżej. Miała już sine usta od chłodu wody oceanu.
Raz kozie śmierć.
Zacząłem płynąć w jej stronę na co ona, uśmiechnęła się lekko. Co dziwniejsze, uśmiech bardzo szybko zszedł z jej twarzy.
- Wracamy? - spytałem chwytając ją w talii jedną ręką.
Zmarszczyła lekko brwi.
Nie potrafiłem znieść tego widoku. Pocałowałem ją w chłodne usta, które miały lekki posmak soli od wody.
- Nie chcę jeszcze wracać. - odpowiedziała bardzo cicho.
Jej ciało było dość chłodne, zacząłem się martwić, by nie rozchorowała się.
Nie protestowała, gdy płynąc ciągnąłem ją za sobą w stronę brzegu.
Po chwili siedzieliśmy na ciepłym piasku czekając, aż promienie słońca nas osuszą.
- Co się stało? - spytałem, lecz ona potrząsnęła przecząco głową, zagryzła dolną wargę ust i ściągnęła ku sobie brwi, a jej oczy zaszły łzami.
Zauważyłem już jakiś czas temu, że.. ma problemy na tle psychicznym.
Zapewne to bolesne wspomnienia z przeszłości.
Nie wiem.
Poczekam, aż sama mi powie.
Któregoś dnia,
już niedługo,
znajdę odpowiedni moment,
odpowiednie miejsce i ...
odpowiedni sposób.
Dopiero po kilku godzinach udało mi się ją przekonać, żeby wróciła ze mną do mojego mieszkania.
Niepewnie czułem się, gdy jeździła tak szybko motorem.. nie pozwoliła mi go nawet tknąć, czy chociażby słuchać moich słów na temat tego, że za szybko jeździ, i że martwię się o nią.
Udało mi się namówić ją, by została na noc.
***
Przebudziłam się czując, że ktoś zdziera ze mnie pościel, lecz korzystając z faktu, że w nocy kobiecie nikt nie zabierze kołdry, nakryłam się nią po sam kark nawet nie otwierając oczu, by sprawdzić o co chodzi.. lecz gdy ktoś dalej usilnie odkrywał mnie, spojrzałam z wyrzutami na owego "przestępcę".
- Co Ty wyprawiasz? - spytałam szeptem wiedząc, że Jared śpi obok. Shannon stał obok łóżka.
- Chodź zapalić ze mną na balkonie. - powiedział z miną małego szczeniaczka. Spojrzałam na Jareda upewniając się, że nie obudziliśmy go, po czym wyśliznęłam się z jego łóżka i powędrowałam za starszym Leto do jego pokoju. Gdy zamknął za mną drzwi do swojego pokoju, przez głowę przemknęła mi się myśl, że chce on to jakoś wykorzystać.. lecz wyrzuciłam z głowy tę myśl, gdy otworzył drzwi balkonowe.
- Dasz mi jakąś swoją bluzę? - spytałam cicho, gdy chłodny wiatr po burzy wtargnął do jego pokoju.
Podał mi szarą bluzę zakładaną przez głowę o wiele za dużą na mnie. Podwinęłam rękawy do łokci i wyszłam za nim na balkon.
Spojrzał na mnie kątem oka i uśmiechnął się delikatnie wyciągając papierosa z paczki i po włożeniu go do ust, zaczął szukać zapalniczki po kieszeniach spodni.
Wiał lekki, choć rześki wiatr.
Patrzyłam na panoramę miasta, gdzie świecące latarnie oświetlały ulice i tętniące życiem miasto.
- Palisz? - spytał walcząc z odpaleniem zapalniczki.
- Paliłam. - odpowiedziałam cicho, choć z delikatnym uśmiechem, gdy udało mu się odpalić w końcu papierosa.
Wzięłam głęboki wdech świeżego powietrza, a pod moim nosem pojawiła się paczka z fajkami. Poczęstowałam się, na co Shann uniósł wyżej brwi i mało co się nie zakrztusił. - Odpalę sobie od Ciebie, jeśli nie masz nic przeciwko.. - w odpowiedzi na jego lekko zdumione spojrzenie. - Nie chcę męczyć się z tą zapalniczką dłużej niż Ty sam.. - dodałam i po chwili zaciągnęłam się dymem nikotynowym.
Wypuściłam po chwili dym z płuc z delikatną i nieukrywaną satysfakcją na ustach. - Przyjemne uczucie. - szepnęłam bardziej do siebie niż do niego.
Zdziwienie Shannona osiągało apogeum. - Chcesz spytać jak długo paliłam? - dodałam i zdałam sobie sprawę z tego, że rozgadałam się przy nim bardzo, gdyż od czasu wyjścia z hotelu do tego momentu nie odzywałam się zbytnio.
- Ta. - mruknął lekko ponurym tonem i patrząc na mnie lekko z niedowierzaniem tego, że mówię o tym z taką lekkością i brakiem zakłopotania, lecz nie zraziło mnie to w niczym.
- Zaczęłam palić na początku liceum, tak mi się wydaje.. lecz to było okazjonalnie.
No może przez jakiś miesiąc wciągnęłam się w ten nałóg w czasie kontuzji..
lecz najlepsze jest chyba to, że potrafiłam z niego wyjść, a co ważniejsze..
ten papieros jest pierwszym
od pół roku. - powiedziałam dumnie, na co on powoli wypuścił dym z płuc.
- Jared zatłucze Ciebie i mnie, gdy wyczuje od Ciebie papierosy.. - mruknął Shannon. - Gdzie poznałaś Jareda? - spytał, a ja sięgnęłam pamięcią wstecz.
- W barze. - odpowiedziałam beznamiętnie i wzruszyłam lekko ramionami, na co Shannon wydał z siebie przeciągłe "Hmm...". - Shannon czy Ty coś-... - powiedziałam podejrzliwie, by wzbudzić jego zainteresowanie. - ... jarałeś dzisiaj? - dodałam, gdy uniósł wysoko brwi i zaśmiał się po chwili.
- Nie, nic nie jarałem.
Dlaczego tak myślisz? - spytał na co ja wzruszyłam ramionami.
- Masz przekrwione oczy. - odpowiedziałam pierwszą lepszą głupotą, która nasunęła mi się na myśl, jednakże nie wziął tego na poważnie.
Chyba zorientował się, że wymyśliłam to na poczekaniu.
Jego milczenie z uśmiechem było wystarczająco wymowne.
Zgasiłam papierosa i oparłam się o barierkę balkonu patrząc przed siebie na światła w oddali.
Nawet nie wiedziałam, że mają taki ciekawy widok z balkonu.
- To pewnie dlatego tak często tam bywał... - mruknął cicho Shann, a gdy spojrzałam na niego, spytał - Robiłaś już "to" z Jaredem? - spytał bezpośrednio, choć doskonale znał odpowiedź na to pytanie.
Czułam jego wzrok na sobie.
Nawet nie drgnęłam.
- Co jeśli tak? - spytałam starając się poddać jego wszelkie myśli w wątpliwość.
- To wiszę mu 10 dolców.. - szepnął raczej do siebie przed kolejnym zaciągnięciem się dymem, lecz niestety ja to usłyszałam.
Wyprostowałam się i odwróciłam w jego stronę, patrząc na niego nieco zaskoczona.
- Co powiedziałeś? - spytałam, a Shann machnął ręką jakby odganiając komara, choć tak naprawdę był to gest, by zmienić temat na inny.
- Powiedz mi. - domagałam się uporczywie wpatrując w niego.
- On naprawdę, troszczy się o Ciebie.
Zależy mu na Tobie. - odpowiedział, a ja pokręciłam głową z niedowierzaniem i czując pieczenie oczu, starałam się, by łzy nie spłynęły mi po twarzy.
Powstrzymywałam łzy, a na dodatek musiałam ukryć fakt
i nie dać po sobie poznać,
że moje uczucia zostały silnie zranione oraz,
że poczułam się oszukana i wykorzystana..
przez nich obydwu.
Westchnęłam ciężko, po czym zaczerpnęłam dużo powietrza do płuc.
Wysiliłam się na najbardziej oszukańczy uśmiech na jaki
było mnie kiedykolwiek stać.
- W porządku? - spytał, a ja kiwnęłam twierdząco głową.
- Jesteście niemożliwi. - zaśmiałam się i przeciągnęłam leniwie. - Dużo palisz dziennie? - spytałam beztrosko po chwili, starając się tym samym odwlec jego myśli od tematu sprzed chwili
i by zdjął ze mnie wreszcie to jego..
przenikliwe spojrzenie.
Dochodziła druga nad ranem.
- Staram się ograniczać. - stwierdził z uśmiechem, choć wiem, że on
wcale taki głupi nie jest, na jakiego wygląda.
- Ah... - powiedziałam z delikatnym, choć chytrym uśmiechem. - Takie buty. - mruknęłam wchodząc do jego pokoju i zdejmując jego bluzę z siebie.
Przeszedł mnie lekki dreszcz.
Odłożyłam jego bluzę na fotel, po czym otworzyłam drzwi od jego pokoju najciszej jak tylko potrafiłam. - Dzięki i dobranoc. - szepnęłam w jego stronę patrząc przez ramię, gdy stał w drzwiach balkonowych i odprowadza mnie wzrokiem.
- Dobranoc. - odpowiedział, gdy zostawiłam za sobą lekko uchylone drzwi do jego pokoju.
Uśmiechnęłam się lekko na widok śpiącego Jareda.. choć.. moje myśli wciąż zaprzątał ten "lęk" wywołany przez nieokreślone "coś".
Wśliznęłam się ostrożnie z powrotem do jego łóżka, lecz to co powiedział mi Shannon,
nie pozwalało mi zasnąć przez najbliższe 1,5 godziny.
Spojrzałam na spokojną i delikatnie uśmiechniętą podczas snu twarz wokalisty, po czym znów, po cichu i najostrożniej jak potrafiłam, wyśliznęłam się z łóżka tak, by go nie obudzić.
Upewniłam się też, czy jego brat śpi, po czym ubrałam się w swoje rzeczy i napisałam mu notatkę na kartce, którą zostawiłam na jego ukochanym Blackberry obok łóżka: "Musiałam wyjść wcześniej do pracy, a spałeś tak słodko, że nie chciałam Cię budzić. Van.", po czym bezgłośnie postarałam się wyjść z ich mieszkania z kaskiem w dłoni i w pożyczonych okularach przeciwsłonecznych należących do Jareda.
Szłam dość żwawym krokiem do mojego motoru czując, że znów jestem śledzona, prawdopodobnie przez tego cholernego paparazziego, czy też innego prześladowcę.
Włączyłam zapłon i gdy tylko usłyszałam, jak silnik pracuje, uśmiechnęłam się sama do siebie.
Założyłam kask, a następnie ruszyłam z piskiem opon.
Po chwili umiejętnie udało mi się zgubić mojego "prześladowcę".
W domu wyciągnęłam walizkę i zaczęłam pakować najpotrzebniejsze rzeczy.
Na internecie zamówiłam najwcześniejszy bilet do Londynu około godziny 7 rano i pierwszy raz od wielu lat, odważyłam się wybrać numer do mojego starszego brata..
Tak.
Byłam świadoma różnicy czasu między nami (L.A., a Londyn ok. 8-9h), ku mojemu wielkiemu zdziwieniu i kilku, bardzo skromnym wyjaśnieniom typu "pokomplikowało się trochę w moim życiu.." Eric, mój brat, pozwolił mi zostać u niego przez jakiś czas, choć szczegóły mamy omówić dokładnie dopiero na miejscu, gdy odbierze mnie z lotniska, i gdy zobaczymy się ponownie.
Będąc w drodze na lotnisko wykonałam kilka telefonów załatwiając tym sobie urlop w pracy oraz opiekę nad moim mieszkaniem i roślinami podczas mojej nieobecności.
Musiałam zniknąć na jakąś chwilę.
Potrzebowałam tego teraz, by przemyśleć wszystko dokładnie i podjąć odpowiednie decyzje.
Po kilku godzinach lotu, zmęczona wysiadłam z samolotu i dosłownie po kilku minutach zobaczyłam się z bratem.
Zaczęłam płakać jak małe dziecko, gdy wpadłam w jego ramiona.
Tak bardzo mi go brakowało.
- Tęskniłam! - wyszeptałam łamiącym się głosem i mocząc łzami jego koszulę.
- Ja za Tobą też. - powiedział z delikatnym uśmiechem gładząc mnie po głowie.
Wziął moją torbę i szliśmy w stronę jego samochodu. - Jest już po 16.. pojedziemy najpierw coś zjeść, a potem do domu.
Musisz być zmęczona po tak długiej podróży. - stwierdził podając mi butelkę wody niegazowanej, na co ja tylko kiwnęłam twierdząco głową.
Chciało mi się strasznie pić po tej podróży samolotem.
- Tak. Jutro coś ogarniemy.. - odpowiedziałam z uśmiechem. Czułam się bardzo zmęczona, lecz przejeżdżając koło Big Bena nie mogłam napatrzeć się na te wspaniałe neogotyckie budowle.
Zjedliśmy obiado-kolację w jednej z restauracji i po 19 byliśmy już w jego mieszkaniu.
Rozglądałam się tak, jakbym była w jakimś muzeum, choć w takim miejscu nie mogłam dotknąć jego gitar i zdjęć naszej rodziny oprawionych w ozdobne ramki.
- Czuj się jak u siebie. - powiedział Eric z uśmiechem po oprowadzeniu mnie po całym mieszkaniu oraz wnosząc moją walizkę do jego pokoju, który miałam aktualnie zajmować.
- Dzięki. - szepnęłam obdarowując go przy tym wdzięcznym uśmiechem.
- Nie ma za co. - odpowiedział bez namysłu. - Zawsze będziesz u mnie mile widziana. - dodał i zostawił mnie na chwilę samą.
Wyciągnęłam z torebki mój wyłączony telefon od czasu spotkania się z moim bratem na lotnisku. Wyciągnęłam z niego kartę chowając ją do portfela i włożyłam nową, a tak naprawdę, to starą kartę SIM, którą używałam jeszcze wtedy, kiedy zaczynałam moje samodzielne życie w Los Angeles.
Numer ten miała moja szefowa, Amy, która zajmowała się teraz moim mieszkaniem oraz brat (oczywiście cała ta trójka miała też ten drugi numer do mnie).
- Rzadko kiedy zmieniasz karty telefonu. - stwierdził Eric stojąc w drzwiach, a ja wzdrygnęłam się na dźwięk jego głosu.
Zaskoczył mnie swoim bezszelestnym przemieszczaniem się po mieszkaniu.
- Wiesz.. trochę.. pokomplikowało się w moim życiu... a "to" co skomplikowało je, nie ma tego numeru telefonu. - odpowiedziałam uśmiechając się niepewnie do brata.
- Spoko, przecież Cię nie osądzam. - odpowiedział z tym beztroskim uśmiechem, który odkąd pamiętam, zawsze podnosił mnie na duchu. - Nie przemęczaj się.. Wykąp się i idź spać. - dodał na co ja odwzajemniłam uśmiech.
- Dobrze.. Dobranoc. - powiedziałam widząc jak odchodzi w stronę drugiego pokoju.
Wciąż czułam się emocjonalnie dzieckiem.
Za kilka dni stuknie mi 21 lat.. Jak ten czas szybko leci.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Któregoś dnia,
już niedługo,
znajdę odpowiedni moment,
odpowiednie miejsce i ...
odpowiedni sposób. - cytat z książki "Stolik dla dwojga" Nory Roberts.
- Dzięki. - powiedziałam spoglądając na niego z uśmiechem, i gdy tylko złapałam dłonią klamki od drzwi przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Spojrzałam na niego lekko zaskoczona.
- Nie ma za co. - odpowiedział z uśmiechem. Odwzajemniłam uśmiech i wysiadłam z samochodu.
Bez słowa.
Weszłam do swojego mieszkania, zamykając za sobą drzwi na łucznik.
Czułam lekki niepokój. Jakby chłód. Potarłam dłońmi swoje ramiona i poszłam od razu pod prysznic. Miałam mało czasu, by zebrać się do pracy.
Ubrałam się na czarno, ze sportową czarną kurtką na sobie i w czarnych adidasach, wzięłam kask i wyszłam zamykając za sobą mieszkanie.
Po chwili pędziłam na motorze do pracy. W lusterku widziałam, że śledzi mnie jakiś samochód.
Automatycznie przyśpieszyłam ścinając zakręty i po chwili zgubiłam "prześladowcę".
Dziwne. Pomyślałam i tym razem, weszłam głównym wejściem do hotelu, gdzie o dziwo, na hallu stała właścicielka.
- Vanessa! - zawołała mnie, a ja uniosłam lekko brwi i podążyłam w jej stronę. Rozmawiała z jakimś mężczyzną w garniturze.
Spojrzałam ostrożnie na niego z nutką podejrzliwości i braku zaufania.
- Jakie chłodne spojrzenie. - powiedział uśmiechając się lekko do mnie.
- To mój bratanek. - powiedziała dumnie właścicielka, a ja dopiero po chwili, zorientowałam się, że to Tom.
- Ściąłeś włosy! - powiedziałam, a on zaśmiał się.
Właścicielka nie wiedziała o co chodzi.
- Co się z Tobą działo przez ten czas? Próbowałem się z Tobą skontaktować. - powiedział, a ja uniosłam zdziwiona brwi.
- Nie dostałam żadnej wiadomości.
- Jak to? - spytał zdziwiony. Od razu wyciągnęłam telefon i zaczęłam przeszukiwać telefon.
Nie miałam już jego numeru w kontaktach, a na dodatek jego numer został zablokowany.
- Jared... - warknęłam cicho przez zęby sama do siebie.
- Co? -znów spytała właścicielka. - To wy się znacie? - spytała głupio, a my tylko lekko się uśmiechnęliśmy.
- Można tak powiedzieć. - powiedział Tom.
- Wracając do naszej rozmowy.. powiedziałeś, że chcesz mi przedstawić kogoś wyjątkowego. Komu chcesz się oświadczyć.. - powiedziała z wyczekującym, pełnym ekscytacji spojrzeniem. - Jako mój zastępca, a kiedyś i właściciel tego hotelu, to powinieneś mi powiedzieć, kogo wybrałeś sobie na przyszłą żonę.
Uniosłam wysoko brwi. Byłam zaskoczona.
Tak szybko znalazł sobie jakąś dziewczynę? W sumie.. to nie ma co się dziwić. Jest przystojny, gra w zespole i ... jest kasiasty.
- Wiem. Wiem.. - powiedział lekko zakłopotany Tom.
Również patrzyłam na niego wyczekująco. Zwrócił się w moją stronę całym swoim ciałem.
- Vanessa ja-... - zaczął mówić, a ja uniosłam jeszcze wyżej brwi, wciąż trzymając w ręce kask. Patrzyłam jak jego oczy otwierają się szerzej. - Czy Ty.. - przeciągał niemiłosiernie, a ja poczułam dłonie oplatające się wokół mojej talii.
Rozpoznałam te perfumy.
- Jared. - mruknęłam niezadowolona i wywróciłam oczami.
Wokalista pocałował mnie w szyję, a właścicielka tylko zasłoniła usta dłonią cicho chichocząc.
- Zapomniałaś zjeść śniadanie. - powiedział, a gdy na niego spojrzałam, zobaczyłam, że patrzy na Tom'a z morderczym spojrzeniem.
- Zjem później. - opowiedziałam. - Co się stało?
- Nic. Po prostu nie pozwolę, żeby jakiś szczeniak oświadczył się mojej dziewczynie. - odpowiedział, a ja uniosłam wysoko brwi i odsunęłam się trochę od nich.
Czułam się zagrożona.
Jared wyprostował się i patrzył chłodno na Tom'a.
- Co? - szepnęłam i po chwili zaśmiałam się nerwowo. - To na pewno nie tak..
- Nie uważasz, że to niebezpieczne? Zbliżać się do Mojej dziewczyny? - spytał Jared, a Tom odchrząknął.
- Wtrąca się pan w nieswoją rozmowę.
- Uważasz, że jak coś jest związane z moją dziewczyną to jest to nie moja sprawa? - spytał już bardzo poirytowany tą sytuacją.
- Przestańcie. - powiedziałam, lecz oni zdawali się nie zwracać na mnie uwagi.
Wyszłam.
Nie mogłam tego dalej słuchać.
Wsiadłam na motor, założyłam kask i ruszyłam z piskiem opon.
Zatrzymałam się niedaleko plaży. Zostawiłam motor, po czym zeszłam na brzeg. Zajęło mi to chwilę.
Telefon dzwonił jak wściekły.
Usiadłam na piasku i wpatrując się w spokojne fale.
Odebrałam w końcu.
- Gdzie jesteś?! - usłyszałam w słuchawce.
- Biorę dzisiaj wolne.. - mruknęłam cicho, a szefowa westchnęła ciężko.
- Musimy jutro porozmawiać.
- Okay. - odpowiedziałam i rozłączyłam się.
Czułam, że coś się dzieje wokół mnie, lecz ja jestem poza tym. Nie dotyczy mnie to.
Uciekałam od tego.
Kolejne połączenie.
- Van, gdzie jesteś? - usłyszałam zmartwiony głos, tym razem Jareda. - Na plaży jesteś? - spytał wnioskując pewnie po odgłosie fal i krzyku mew.
- Nie. - skłamałam.
- Na której?
- Nie jestem na plaży. - znów skłamałam.
- Na której jesteś?
- El Matador.
- Zaraz będę. Nie ruszaj się stamtąd. - rzucił krótko i rozłączył się.
***
Gdy zauważyła mnie z oddali, zostawiła kask, rozebrała się do bielizny i weszła do wody.
Co za nierozsądna dziewczyna! Na plaży wciąż są inni ludzie.
- Vanessa. - zawołałem za nią stojąc pół metra od fal wpływających na piasek.
Spojrzała na mnie.
Jej twarz nie wyrażała żadnych uczuć.
Może jedynie tyle, że dużo nad czymś myślała i nie chciała podzielić się żadną z tych myśli.
- Vanessa! - zawołałem głośniej, lecz nie zamierzała wyjść z oceanu.
Chyba nie mam wyjścia, jak również wejść do wody. Zdjąłem ubrania i wszedłem do wody.
- Zimna! - syknąłem, gdy byłem już po kolana zanurzony.
Vanessa podpłynęła trochę bliżej. Miała już sine usta od chłodu wody oceanu.
Raz kozie śmierć.
Zacząłem płynąć w jej stronę na co ona, uśmiechnęła się lekko. Co dziwniejsze, uśmiech bardzo szybko zszedł z jej twarzy.
- Wracamy? - spytałem chwytając ją w talii jedną ręką.
Zmarszczyła lekko brwi.
Nie potrafiłem znieść tego widoku. Pocałowałem ją w chłodne usta, które miały lekki posmak soli od wody.
- Nie chcę jeszcze wracać. - odpowiedziała bardzo cicho.
Jej ciało było dość chłodne, zacząłem się martwić, by nie rozchorowała się.
Nie protestowała, gdy płynąc ciągnąłem ją za sobą w stronę brzegu.
Po chwili siedzieliśmy na ciepłym piasku czekając, aż promienie słońca nas osuszą.
- Co się stało? - spytałem, lecz ona potrząsnęła przecząco głową, zagryzła dolną wargę ust i ściągnęła ku sobie brwi, a jej oczy zaszły łzami.
Zauważyłem już jakiś czas temu, że.. ma problemy na tle psychicznym.
Zapewne to bolesne wspomnienia z przeszłości.
Nie wiem.
Poczekam, aż sama mi powie.
Któregoś dnia,
już niedługo,
znajdę odpowiedni moment,
odpowiednie miejsce i ...
odpowiedni sposób.
Dopiero po kilku godzinach udało mi się ją przekonać, żeby wróciła ze mną do mojego mieszkania.
Niepewnie czułem się, gdy jeździła tak szybko motorem.. nie pozwoliła mi go nawet tknąć, czy chociażby słuchać moich słów na temat tego, że za szybko jeździ, i że martwię się o nią.
Udało mi się namówić ją, by została na noc.
***
Przebudziłam się czując, że ktoś zdziera ze mnie pościel, lecz korzystając z faktu, że w nocy kobiecie nikt nie zabierze kołdry, nakryłam się nią po sam kark nawet nie otwierając oczu, by sprawdzić o co chodzi.. lecz gdy ktoś dalej usilnie odkrywał mnie, spojrzałam z wyrzutami na owego "przestępcę".
- Co Ty wyprawiasz? - spytałam szeptem wiedząc, że Jared śpi obok. Shannon stał obok łóżka.
- Chodź zapalić ze mną na balkonie. - powiedział z miną małego szczeniaczka. Spojrzałam na Jareda upewniając się, że nie obudziliśmy go, po czym wyśliznęłam się z jego łóżka i powędrowałam za starszym Leto do jego pokoju. Gdy zamknął za mną drzwi do swojego pokoju, przez głowę przemknęła mi się myśl, że chce on to jakoś wykorzystać.. lecz wyrzuciłam z głowy tę myśl, gdy otworzył drzwi balkonowe.
- Dasz mi jakąś swoją bluzę? - spytałam cicho, gdy chłodny wiatr po burzy wtargnął do jego pokoju.
Podał mi szarą bluzę zakładaną przez głowę o wiele za dużą na mnie. Podwinęłam rękawy do łokci i wyszłam za nim na balkon.
Spojrzał na mnie kątem oka i uśmiechnął się delikatnie wyciągając papierosa z paczki i po włożeniu go do ust, zaczął szukać zapalniczki po kieszeniach spodni.
Wiał lekki, choć rześki wiatr.
Patrzyłam na panoramę miasta, gdzie świecące latarnie oświetlały ulice i tętniące życiem miasto.
- Palisz? - spytał walcząc z odpaleniem zapalniczki.
- Paliłam. - odpowiedziałam cicho, choć z delikatnym uśmiechem, gdy udało mu się odpalić w końcu papierosa.
Wzięłam głęboki wdech świeżego powietrza, a pod moim nosem pojawiła się paczka z fajkami. Poczęstowałam się, na co Shann uniósł wyżej brwi i mało co się nie zakrztusił. - Odpalę sobie od Ciebie, jeśli nie masz nic przeciwko.. - w odpowiedzi na jego lekko zdumione spojrzenie. - Nie chcę męczyć się z tą zapalniczką dłużej niż Ty sam.. - dodałam i po chwili zaciągnęłam się dymem nikotynowym.
Wypuściłam po chwili dym z płuc z delikatną i nieukrywaną satysfakcją na ustach. - Przyjemne uczucie. - szepnęłam bardziej do siebie niż do niego.
Zdziwienie Shannona osiągało apogeum. - Chcesz spytać jak długo paliłam? - dodałam i zdałam sobie sprawę z tego, że rozgadałam się przy nim bardzo, gdyż od czasu wyjścia z hotelu do tego momentu nie odzywałam się zbytnio.
- Ta. - mruknął lekko ponurym tonem i patrząc na mnie lekko z niedowierzaniem tego, że mówię o tym z taką lekkością i brakiem zakłopotania, lecz nie zraziło mnie to w niczym.
- Zaczęłam palić na początku liceum, tak mi się wydaje.. lecz to było okazjonalnie.
No może przez jakiś miesiąc wciągnęłam się w ten nałóg w czasie kontuzji..
lecz najlepsze jest chyba to, że potrafiłam z niego wyjść, a co ważniejsze..
ten papieros jest pierwszym
od pół roku. - powiedziałam dumnie, na co on powoli wypuścił dym z płuc.
- Jared zatłucze Ciebie i mnie, gdy wyczuje od Ciebie papierosy.. - mruknął Shannon. - Gdzie poznałaś Jareda? - spytał, a ja sięgnęłam pamięcią wstecz.
- W barze. - odpowiedziałam beznamiętnie i wzruszyłam lekko ramionami, na co Shannon wydał z siebie przeciągłe "Hmm...". - Shannon czy Ty coś-... - powiedziałam podejrzliwie, by wzbudzić jego zainteresowanie. - ... jarałeś dzisiaj? - dodałam, gdy uniósł wysoko brwi i zaśmiał się po chwili.
- Nie, nic nie jarałem.
Dlaczego tak myślisz? - spytał na co ja wzruszyłam ramionami.
- Masz przekrwione oczy. - odpowiedziałam pierwszą lepszą głupotą, która nasunęła mi się na myśl, jednakże nie wziął tego na poważnie.
Chyba zorientował się, że wymyśliłam to na poczekaniu.
Jego milczenie z uśmiechem było wystarczająco wymowne.
Zgasiłam papierosa i oparłam się o barierkę balkonu patrząc przed siebie na światła w oddali.
Nawet nie wiedziałam, że mają taki ciekawy widok z balkonu.
- To pewnie dlatego tak często tam bywał... - mruknął cicho Shann, a gdy spojrzałam na niego, spytał - Robiłaś już "to" z Jaredem? - spytał bezpośrednio, choć doskonale znał odpowiedź na to pytanie.
Czułam jego wzrok na sobie.
Nawet nie drgnęłam.
- Co jeśli tak? - spytałam starając się poddać jego wszelkie myśli w wątpliwość.
- To wiszę mu 10 dolców.. - szepnął raczej do siebie przed kolejnym zaciągnięciem się dymem, lecz niestety ja to usłyszałam.
Wyprostowałam się i odwróciłam w jego stronę, patrząc na niego nieco zaskoczona.
- Co powiedziałeś? - spytałam, a Shann machnął ręką jakby odganiając komara, choć tak naprawdę był to gest, by zmienić temat na inny.
- Powiedz mi. - domagałam się uporczywie wpatrując w niego.
- On naprawdę, troszczy się o Ciebie.
Zależy mu na Tobie. - odpowiedział, a ja pokręciłam głową z niedowierzaniem i czując pieczenie oczu, starałam się, by łzy nie spłynęły mi po twarzy.
Powstrzymywałam łzy, a na dodatek musiałam ukryć fakt
i nie dać po sobie poznać,
że moje uczucia zostały silnie zranione oraz,
że poczułam się oszukana i wykorzystana..
przez nich obydwu.
Westchnęłam ciężko, po czym zaczerpnęłam dużo powietrza do płuc.
Wysiliłam się na najbardziej oszukańczy uśmiech na jaki
było mnie kiedykolwiek stać.
- W porządku? - spytał, a ja kiwnęłam twierdząco głową.
- Jesteście niemożliwi. - zaśmiałam się i przeciągnęłam leniwie. - Dużo palisz dziennie? - spytałam beztrosko po chwili, starając się tym samym odwlec jego myśli od tematu sprzed chwili
i by zdjął ze mnie wreszcie to jego..
przenikliwe spojrzenie.
Dochodziła druga nad ranem.
- Staram się ograniczać. - stwierdził z uśmiechem, choć wiem, że on
wcale taki głupi nie jest, na jakiego wygląda.
- Ah... - powiedziałam z delikatnym, choć chytrym uśmiechem. - Takie buty. - mruknęłam wchodząc do jego pokoju i zdejmując jego bluzę z siebie.
Przeszedł mnie lekki dreszcz.
Odłożyłam jego bluzę na fotel, po czym otworzyłam drzwi od jego pokoju najciszej jak tylko potrafiłam. - Dzięki i dobranoc. - szepnęłam w jego stronę patrząc przez ramię, gdy stał w drzwiach balkonowych i odprowadza mnie wzrokiem.
- Dobranoc. - odpowiedział, gdy zostawiłam za sobą lekko uchylone drzwi do jego pokoju.
Uśmiechnęłam się lekko na widok śpiącego Jareda.. choć.. moje myśli wciąż zaprzątał ten "lęk" wywołany przez nieokreślone "coś".
Wśliznęłam się ostrożnie z powrotem do jego łóżka, lecz to co powiedział mi Shannon,
nie pozwalało mi zasnąć przez najbliższe 1,5 godziny.
Spojrzałam na spokojną i delikatnie uśmiechniętą podczas snu twarz wokalisty, po czym znów, po cichu i najostrożniej jak potrafiłam, wyśliznęłam się z łóżka tak, by go nie obudzić.
Upewniłam się też, czy jego brat śpi, po czym ubrałam się w swoje rzeczy i napisałam mu notatkę na kartce, którą zostawiłam na jego ukochanym Blackberry obok łóżka: "Musiałam wyjść wcześniej do pracy, a spałeś tak słodko, że nie chciałam Cię budzić. Van.", po czym bezgłośnie postarałam się wyjść z ich mieszkania z kaskiem w dłoni i w pożyczonych okularach przeciwsłonecznych należących do Jareda.
Szłam dość żwawym krokiem do mojego motoru czując, że znów jestem śledzona, prawdopodobnie przez tego cholernego paparazziego, czy też innego prześladowcę.
Włączyłam zapłon i gdy tylko usłyszałam, jak silnik pracuje, uśmiechnęłam się sama do siebie.
Założyłam kask, a następnie ruszyłam z piskiem opon.
Po chwili umiejętnie udało mi się zgubić mojego "prześladowcę".
W domu wyciągnęłam walizkę i zaczęłam pakować najpotrzebniejsze rzeczy.
Na internecie zamówiłam najwcześniejszy bilet do Londynu około godziny 7 rano i pierwszy raz od wielu lat, odważyłam się wybrać numer do mojego starszego brata..
Tak.
Byłam świadoma różnicy czasu między nami (L.A., a Londyn ok. 8-9h), ku mojemu wielkiemu zdziwieniu i kilku, bardzo skromnym wyjaśnieniom typu "pokomplikowało się trochę w moim życiu.." Eric, mój brat, pozwolił mi zostać u niego przez jakiś czas, choć szczegóły mamy omówić dokładnie dopiero na miejscu, gdy odbierze mnie z lotniska, i gdy zobaczymy się ponownie.
Będąc w drodze na lotnisko wykonałam kilka telefonów załatwiając tym sobie urlop w pracy oraz opiekę nad moim mieszkaniem i roślinami podczas mojej nieobecności.
Musiałam zniknąć na jakąś chwilę.
Potrzebowałam tego teraz, by przemyśleć wszystko dokładnie i podjąć odpowiednie decyzje.
Po kilku godzinach lotu, zmęczona wysiadłam z samolotu i dosłownie po kilku minutach zobaczyłam się z bratem.
Zaczęłam płakać jak małe dziecko, gdy wpadłam w jego ramiona.
Tak bardzo mi go brakowało.
- Tęskniłam! - wyszeptałam łamiącym się głosem i mocząc łzami jego koszulę.
- Ja za Tobą też. - powiedział z delikatnym uśmiechem gładząc mnie po głowie.
Wziął moją torbę i szliśmy w stronę jego samochodu. - Jest już po 16.. pojedziemy najpierw coś zjeść, a potem do domu.
Musisz być zmęczona po tak długiej podróży. - stwierdził podając mi butelkę wody niegazowanej, na co ja tylko kiwnęłam twierdząco głową.
Chciało mi się strasznie pić po tej podróży samolotem.
- Tak. Jutro coś ogarniemy.. - odpowiedziałam z uśmiechem. Czułam się bardzo zmęczona, lecz przejeżdżając koło Big Bena nie mogłam napatrzeć się na te wspaniałe neogotyckie budowle.
Zjedliśmy obiado-kolację w jednej z restauracji i po 19 byliśmy już w jego mieszkaniu.
Rozglądałam się tak, jakbym była w jakimś muzeum, choć w takim miejscu nie mogłam dotknąć jego gitar i zdjęć naszej rodziny oprawionych w ozdobne ramki.
- Czuj się jak u siebie. - powiedział Eric z uśmiechem po oprowadzeniu mnie po całym mieszkaniu oraz wnosząc moją walizkę do jego pokoju, który miałam aktualnie zajmować.
- Dzięki. - szepnęłam obdarowując go przy tym wdzięcznym uśmiechem.
- Nie ma za co. - odpowiedział bez namysłu. - Zawsze będziesz u mnie mile widziana. - dodał i zostawił mnie na chwilę samą.
Wyciągnęłam z torebki mój wyłączony telefon od czasu spotkania się z moim bratem na lotnisku. Wyciągnęłam z niego kartę chowając ją do portfela i włożyłam nową, a tak naprawdę, to starą kartę SIM, którą używałam jeszcze wtedy, kiedy zaczynałam moje samodzielne życie w Los Angeles.
Numer ten miała moja szefowa, Amy, która zajmowała się teraz moim mieszkaniem oraz brat (oczywiście cała ta trójka miała też ten drugi numer do mnie).
- Rzadko kiedy zmieniasz karty telefonu. - stwierdził Eric stojąc w drzwiach, a ja wzdrygnęłam się na dźwięk jego głosu.
Zaskoczył mnie swoim bezszelestnym przemieszczaniem się po mieszkaniu.
- Wiesz.. trochę.. pokomplikowało się w moim życiu... a "to" co skomplikowało je, nie ma tego numeru telefonu. - odpowiedziałam uśmiechając się niepewnie do brata.
- Spoko, przecież Cię nie osądzam. - odpowiedział z tym beztroskim uśmiechem, który odkąd pamiętam, zawsze podnosił mnie na duchu. - Nie przemęczaj się.. Wykąp się i idź spać. - dodał na co ja odwzajemniłam uśmiech.
- Dobrze.. Dobranoc. - powiedziałam widząc jak odchodzi w stronę drugiego pokoju.
Wciąż czułam się emocjonalnie dzieckiem.
Za kilka dni stuknie mi 21 lat.. Jak ten czas szybko leci.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Któregoś dnia,
już niedługo,
znajdę odpowiedni moment,
odpowiednie miejsce i ...
odpowiedni sposób. - cytat z książki "Stolik dla dwojga" Nory Roberts.
sobota, 6 kwietnia 2013
18. You've made big "KA-BOOM!" in my head.
Wywlókł nas w te cholerne wzgórza Hollywood. Przez dobrą godzinę
siedzieliśmy w aucie, lecz gdy zagroził, że mnie tu zostawi i będę
musiała czekać aż wróci i o ile wróci.. to postanowiłam pójść z nim na
tą wspinaczkę. Ogólnie nie jestem bojaźliwa.. ale kto wie, co można
spotkać na tych cholernych wzgórzach.
Słysząc różne, dziwne odgłosy, chwyciłam za tył bluzy Jareda i mocno trzymałam idąc za nim.
- Boisz się? - spytał głupio uśmiechając się pod nosem, a ja czułam, że mam szeroko otworzone oczy ze strachu i źrenice wielkości pewnie spodka talerza. Burza była coraz bliżej.
- Nie no co Ty! - warknęłam cynicznie cicho przez zęby. - Nie boję się.. znaczy.. boję się, ale to jeszcze mogę znieść.
- Chcesz wrócić do samochodu?
- Nie zostawię Cię tu samego.. - mruknęłam. - Chociaż z drugiej strony.. myślisz, że wrócę tą samą drogą sama?! - spytałam, co go najwidoczniej rozbawiło, bo przytulił mnie z szerokim uśmiechem, a wręcz śmiejąc się ze mnie.
Pocałował mnie w czoło coś szepcząc cicho, wręcz niezrozumiale.
Napawało mnie to dziwną złością.
Chciałam wyrwać się z jego ramion, lecz on mocno mnie trzymał, uniemożliwiając takową ucieczkę.
Westchnęłam zrezygnowana i opuściłam dłonie wzdłuż ciała, do czasu aż usłyszałam dziwny szelest w zaroślach, automatycznie mocno go objęłam i wtuliłam się w jego pierś.
- To tylko.. jeż. - powiedział i zachodził się już ze śmiechu. Odepchnęłam go od siebie i zaczęłam iść przed siebie. Usiadłam na jakimś dużym kamieniu i siedziałam. - Van.. nie obrażaj się. - powiedział gładząc mnie po głowie, lecz ja strąciłam jego dłoń nie odpowiadając mu nic.
Westchnął ciężko.
Wiem, że nie jest mu łatwo ze mną.
Widzę to, mimo to, on przy mnie trwa.. wspiera mnie.. daje to, czego zawsze potrzebowałam i co zawsze szukałam.
Nagle, poczułam obawę, że on.. Zniknie.
Odejdzie, zostawiając mnie znów samą sobie.
Zrobił krok oddalając się ode mnie, odruchowo złapałam go za rękę. Chyba trochę zbyt silnie i z zaszklonymi od łez oczami, bo spojrzał na mnie zdziwiony. - Zbiera się na burzę, musimy wracać. - powiedział wzdychając ciężko.
Pierwsza błyskawica rozświetliła pochmurne, ciemne niebo.
Odruchowo skuliłam się chowając głowę z rękach.
- Ta.. - mruknęłam, a Jared kucnął naprzeciwko mnie i chwycił moje ręce w nadgarstkach, próbując odsłonić moją twarz, na którą opadała długa już grzywka.
- Boisz się burzy? - spytał cicho. Uniosłam na niego zapłakane oczy. Kiwnęłam twierdząco głową i znów wpadłam mu głęboko w ramiona.
- Nienawidzę burzy.
- W takim razie wracajmy. - powiedział łagodnym tonem, już nie śmiejąc się ze mnie. Przez każdą kolejną błyskawicę i grzmot miażdżyłam mu coraz bardziej ramię, lecz dzielnie to znosił.
Nie miał innego wyjścia.
W końcu jest mężczyzną, nie?
Zaczynał kropić deszcz, który z kolejnymi mijającymi sekundami nabierał mocy i coraz grubsze, zimne krople padały coraz gęściej, mocniej i intensywniej. Przemokliśmy do ostatniej suchej nitki, gdy dobiegliśmy do jego samochodu. Zdyszani siedząc w jego samochodzie patrzyliśmy na siebie zaskoczeni zmianą pogody. Uśmiechnęłam się i po chwili wręcz zaczęłam się śmiać.
Przemoczeni wyglądaliśmy przezabawnie.
Pocałował mnie przed kolejną błyskawicą przedzierającą się przez ołowiane chmury. Próbował przełamać mój strach, lecz mimo jego gorących warg starających się rozpieścić każdy kawałek mojej skóry, wciąż mocno zaciskałam powieki oczu i dłonie na jego ramionach, napinając przy tym wszystkie partie mięśni, gdy tylko wnętrze samochodu rozświetlało jasne światło.. a chwilę potem ciszę oddechów rozdzierał donośny grzmot. - Chodź na tył. - powiedział przechodząc między przednimi siedzeniami samochodu i ciągnąc mnie za rękę za sobą.
- Nie staraj się przełamać mój lęk w ten sposób. - szepnęłam patrząc w jego niebieskie oczy. Widziałam w nich, że jest zupełnie bezradny wobec mojego strachu, mimo że stara się wszelakich sposobów, aby mi pomóc. - Po prostu mnie przytul. - szepnęłam sadowiąc się wygodnie i obejmując go.
- Powinniśmy zdjąć ubrania, jesteśmy przemoczeni. - powiedział Jay.
Bez protestów, pozwoliłam zdjąć z siebie mokre ubrania pozostając w bieliźnie.
Zastanawiałam się jedynie, po co mu koc w samochodzie?
Siedziałam tak w jego ramionach nasłuchując bicia jego serca, oddechów i nucenia jakiejś piosenki, co jakiś czas przerywanej ziewnięciem lub czułym pocałunkiem w czubek głowy. Burza powoli ustawała, ubrania trochę przeschły i gdy sięgał, po jeszcze mokre jeansy, objęłam go za szyję.
- Boję się.. - wyszeptałam mu do ucha prawie dusząc go.
- Burza już przechodzi. - szepnął czule gładząc mnie po skórze odsłoniętej przez koc wyciągnięty wcześniej z bagażnika.
- Boję się, że odejdziesz. - szepnęłam, a on westchnął.
- Głupia. - szepnął milszym tonem. - Nigdy Cię nie zostawię.
- Nie używaj słów o tak dużym znaczeniu. - powiedziałam odchylając się i patrząc mu w te znów wyrażające zaskoczenie oczy. - "Nigdy", "zawsze", "wszyscy", "nikt" i tym podobne słowa.. nie można ich wypowiadać od tak, gdy przeważnie istnieje jakiś wyjątek od reguły. - dodałam, a on przez chwilę przyglądał mi się.
Zaczął całować mnie po twarzy.
- Niby pokojówka, ale coś z filozofa masz. - zaśmiał się i pocałował mnie szybko w usta, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. - Wracajmy do domu. - powiedział już wesoło, więc zdążyłam szybciej założyć swoje ubrania, niż on, klnący pod nosem z trudem próbujący wcisnąć na siebie wciąż mokre jeansy. Jeszcze czasem kuliłam się lekko na widok błyskawic, lecz już nie tak bardzo.
Czułam ulgę, gdy widziałam, że burza oddala się. Po chwili jechaliśmy już w stronę miasta. Zatrzymał się pod apartamentowcem, w którym pierwszy raz widziałam nagiego Shannimala. Spojrzałam na niego zdziwiona i wyczekując jakichś wyjaśnień. - Czemu tak na mnie patrzysz? - spytał, a ja dalej na niego patrzyłam z tym samem wyrazem twarzy.
- Myślałam, że pojedziemy do mnie. - odpowiedziałam bez ogródek.
- Nie mam u Ciebie żadnych rzeczy na zmianę, a w Twoje raczej się nie zmieszczę.
- Jared.. - wypowiedziałam jego imię pierwszy raz od dłuższego czasu.
- Słucham? - odpowiedział pytaniem, a ja pokręciłam przecząco głową z delikatnym uśmiechem.
- Nie, nic. - odpowiedziałam z delikatnym uśmiechem. Nachylił się w moją stronę i pocałował w usta, gdy wnętrze jego auta po raz kolejny rozświetliło jasne światło, lecz tym razem to nie była błyskawica czy piorun.. to był cholerny paparazzi.
Gdy tylko Jared zaparkował samochód, wysiedliśmy i szybko weszliśmy do jego mieszkania. - Chyba.. będą plotki. - stwierdziłam, zamiast zapytać. Kiwnął twierdząco głową, ściskając w swojej dłoni moją dłoń, którą ucałował i poszedł do łazienki wracając po chwili z suchymi ręcznikami i jego ubraniami.
- Najlepiej to chodź wziąć gorącą kąpiel, żebyś się nie przeziębiła. - powiedział, a ja uniosłam lekko brwi.
- Że niby z Tobą, Jared? - spytałam, a on uśmiechnął się dumnie.
- To chyba oczywiste. - odparł podpierając dłonie zamknięte w pięści o swoje boki.
- Gołąbki moje kochane..! oberwę wam zaraz te dzióbki i nie będziecie tak do siebie ćwierkać! - usłyszeliśmy zaspany głos Shannimala, który krzyknął ze swojego pokoju. - Zachowujcie się ciszej, bo jak do was wstanę..-! - zaczął wygrażać, a ja pokiwałam twierdząco głową.
- Śpij, śpij! - odpowiedziałam lekko cynicznie i raczej bez zbędnych protestów i narzekań pozwoliłam zaciągnąć się do tej łazienki. Jego usta były tak gorące, że nie można było im się oprzeć.. naprawdę. Zamknął za mną drzwi, jakby odcinając nas od pozostałego, otaczającego nas świata.
***
Całował mnie tak zmysłowo, że prawie w ogóle, nie zdawałam sobie sprawy z tego, że pozbył się naszych ubrań i po chwili leżeliśmy w wannie zanurzeni w wodzie i dużej ilości piany.
- Widzisz? A tak bardzo nie chciałaś iść wykąpać się ze mną. - skwitował Jared, a ja westchnęłam ciężko, opierając głowę o jego obojczyk. - Naprawdę tak bardzo boisz się burzy? - spytał po chwili idealnej ciszy znów do tego wracając.
Dotykałam lekko jego dłoni. Nie myśli chyba, że udawałam?
- Ta.. - mruknęłam cicho. - Od zawsze bałam się burzy. - odpowiedziałam po chwili ciszy, a on? Objął mnie ramionami i składał delikatne pocałunki wzdłuż szyi. - Wiesz...? Zauważyłam, że jesteś bardzo cierpliwy i czuły wobec mnie.. zastanawia mnie tylko dlaczego? - spytałam, gdyż było to w tej chwili najbardziej nurtujące pytanie w mojej głowie. Westchnął ciężko, co czułam na skórze.
Odwróciłam głowę i spojrzałam na niego przez ramię. Pocałował mnie w kark przeciągle.
- Nie myśl teraz o tym. Kocha się za nic. - odpowiedział i pocałował mnie w czubek nosa.
Zaczęłam się śmiać, bo pocałował mnie w taki sposób, jak kiedyś moja mama, gdy byłam mała.
- Dziwny jesteś trochę, wiesz? Oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. - powiedziałam, by nie było niepotrzebnych nieporozumień. Wyszłam z kąpieli pierwsza owijając się szczelnie ręcznikiem i stanęłam przed lustrem doprowadzając moje włosy do ładu. Przez chwilę nawet zastanawiałam się nad nimi. Obserwowałam w lustrze jak Jared opłukuje swoje ciało i wychodzi, staje za moimi plecami i obejmuje ramionami w talii.
- Napatrzyłaś się? - wyszeptał z uśmiechem Casanovy i spokojnym spojrzeniem. Nie takim szaleńczym, czy pożądliwym, jak na niego przystało, lecz było to zadziwiająco spokojne spojrzenie.. tak jakby zjarał się i był szczęśliwy nie musząc martwić się o cokolwiek.
Zaśmiałam się pod nosem na jego słowa, a gdy jego gorące usta przywarły do skóry na moim karku i błądziły jeszcze niżej, przegryzłam lekko dolną wargę, pomrukując w geście aprobaty.
- Jeszcze nie. - wymruczałam w odpowiedzi, lecz robiło mi się słabo od silnie zaparowanej łazienki. Jego dłonie wsunęły się pod mój ręcznik, lecz gdy zaciskałam mocniej dłonie na umywalce i stałam niepewnie spojrzał na mnie z troską.
- Co się dzieje? - spytał zmartwionym i może trochę przestraszonym głosem.
- Chyba.. trochę słabo mi. - odpowiedziałam półszeptem, a on natychmiast wziął mnie na ręce i zaniósł do swojego pokoju. Położył na ogromnym łóżku i uwijał się jak w ukropie przynosząc mi ubrania na zmianę i szklankę z wodą nakazując mi wypić. - Nie panikuj, to przez to, że łazienka była zaparowana. - powiedziałam, gdy siedział na krawędzi łóżka i patrzył na mnie tymi zatroskanymi, niebieskimi paczadłami (oczami). Uśmiechnęłam się. - Naprawdę, nic mi nie jest. Nie jestem w ciąży. - dodałam wesoło i dopiero jak wypiłam zawartość szklanki, przebrałam się i zaczęłam rozglądać po jego pokoju odetchnął z ulgą i położył się obok z laptopem na brzuchu.
- To dobrze. - odpowiedział i nachylił się lekko w moją stronę, by pocałować mnie w skroń. Uśmiechnęłam się delikatnie. To naprawdę przyjemne uczucie, gdy ktoś tak bardzo o Ciebie dba. - Wystraszyłem się trochę. - dodał spoglądając na mnie przez chwilę.
Zalogował się na swojego Twittera, który był już pełny pytań o dziewczynę, którą całował w samochodzie. Zmarszczyłam lekko brwi.
- Prędzej czy później i tak dotrą do mojej tożsamości.. - szepnęłam cicho i westchnęłam. Zaczęłam się martwić, że wyciągną na światło dzienne moją okropną przeszłość, tą, o której nie wie nawet Jared. - Cholerny paparazzi. - mruknęłam niezadowolona.
- Mam go przekupić? - spytał poważnie, na co ja zaśmiałam się, tym razem to ja pocałowałam go w kość policzkową.
- Nie trzeba. - odpowiedziałam wesoło obserwując przez chwilę jak odpisuje na wiadomości jego ukochanemu Echelonowi, czy też znajomym. Nie wnikałam w to co pisał, patrzyłam jedynie na jego dłonie, w jaki sposób poruszają się po klawiaturze.
- Muszę zapisać się na siłownię. - stwierdziłam ni stąd, ni z owąd, a Jared uniósł wysoko brwi.
- Przecież dobrze wyglądasz, a wręcz trochę za chuda jesteś. - powiedział, a ja wywróciłam teatralnie oczami. - Jeśli chcesz, to mogę sam udzielać Ci lekcji.. - wymruczał mi do ucha z chytrym uśmieszkiem kładąc dłoń na moim udzie.
- W takim razie, chcę wyglądać jeszcze lepiej i być silniejsza.. poza tym wyszłam z formy i wstyd iść chociażby na plażę z takim brzuchem.. - mruknęłam udając niezadowoloną ze swojego wyglądu, a on zmarszczył brwi i westchnął zrezygnowany.
- O czym Ty mówisz? Jakim brzuchem? Jest idealny. - skwitował Jay, a ja dalej, choć niemo to zachwycałam się jego ciałem, twarzą, dłońmi. Karmiłam się jego widokiem, dotykiem, zapachem, ciepłem.
- Z czego masz te otarcia na dłoni? Ze wspinaczki? - spytałam po chwili ciszy, a on przyjrzał się swojej prawej dłoni.
- Więc temu tak się przyglądałaś? - spytał oglądając odrapania na dłoni.
- Tak, a czemu innemu miałabym się przyglądać? - spytałam lekko zdziwiona. - Nie obchodzi mnie co odpisujesz ludziom, w końcu to Twoja sprawa, nie moja. - dodałam opierając głowę o jego ramię. Objęłam go w pasie zamykając ciężkie powieki oczu.
Słyszałam jego bicie serca, spokojny oddech, uderzanie opuszków palców o klawiaturę laptopa i od czasu do czasu cichy chichot.
Zasnęłam.
Nie wiem jak długo spałam, ale obudziły mnie delikatne pocałunki i ciche mruczenie do ucha pragnień wokalisty.
- Jeszcze pięć minut. - wyszeptałam obracając się na bok, a plecami do Jareda, lecz to tylko zapoczątkowało falę pocałunków po ramieniu, karku i plecach.
- Van.. - wyszeptał cichutko, a ja przewróciłam się z powrotem na plecy i przetarłam twarz dłońmi, po czym spojrzałam na Jareda.
- Co jest? - spytałam z pytającym spojrzeniem. Uśmiechnął się zawadiacko.
Cholerny lis.
Pocałował mnie w czoło i objął ramionami znów przybliżając swoje usta do mojego ucha i szepcząc kolejny łańcuch słów obezwładniający mnie psychicznie.. Uległam mu po raz kolejny.
***
- Spróbujcie mojego najnowszego ciasta~! - zaświergotał Shannon, gdy przeciągałam się na krześle, a Jay właśnie wszedł do kuchni.
- Ja podziękuję, już jadłem śniadanie. - odpowiedział bratu - Ja osobiście boję się próbować jego wypieków.. - szepnął mi na ucho Jared i pocałował w skroń, lecz było już za późno, by uciec, bo Shannon już nałożył na talerzyk.
Niepewnie wzięłam kawałek ciasta, a spoglądając na szczerzącego w uśmiechu wszystkie swoje zęby Shanna.. musiałam spróbować.
- O Boże.. - powiedziałam po chwili żucia.
- Troszkę się przypaliło.
- Troszkę? - spytałam nie dowierzając. - Jest totalnie zwęglone, nie mówiąc już nawet o tym, że można byłoby wybić szybę takim kawałkiem ciasta.
- Oh, nie jest takie złe! - oburzył się Shannon i wziął kęs ciasta. Mina od razu mu zrzedła.
- Beztalencie. - burknęłam niezrozumiale pod nosem na dodatek po polsku. Mam przyjaciółkę z Polski i czasem uczy mnie tego języka. (haha, dopuszczenie autora)
- Co powiedziałaś? - spytał zainteresowany Jared, a ja machnęłam ręką na znak, że to nic takiego i nie mam ochoty tłumaczyć. - W jakim to było języku?
- Po polsku. - odpowiedziałam bez większego entuzjazmu. - Muszę się zbierać, mam na drugą zmianę dzisiaj. - dodałam spoglądając na zegarek, który wskazywał już godzinę 11. Przechodząc koło Jareda pocałowałam go lekko w usta, na co Shannon tylko zagwizdał.
- Ej, brat.. następnym razem, zachowujcie się trochę ciszej, okay? - dodał Shannimal, gdy wyszłam na co Jared zaśmiał się cicho, a moja twarz tylko spłonęła rumieńcem z zawstydzenia.
Przebrałam się w swoje ubrania i już szłam w stronę wyjścia.
- Zamierzasz iść na piechotę? - spytał patrząc na mnie wokalista, a ja uśmiechnęłam się.
- Czemu nie. Ewentualnie stopa złapię. - odpowiedziałam i obserwowałam jak przez jego oczy przemknęła ledwo opanowywana złość.
Zacisnął lekko usta w cienką linię, lecz jego nastrój zdemaskowała pulsująca pod lewym okiem żyłka.
Tak. Stałam się jego bardzo uważnym obserwatorem.
Uśmiechnął się sztucznie do mnie. Nie czułam od niego tego 'ciepła', które zazwyczaj od niego emanuje, gdy jest naprawdę szczęśliwy lub po prostu spokojny.
- Żartowałam. - powiedziałam przyciągając go do siebie blisko i całując namiętnie, po czym wychodząc z mieszkania.
Nie musiałam długo czekać przed budynkiem, aż Jared wybiegnie za mną ubrany, z kapturem od bluzy na głowie zasłaniającym jego włosy, które nie zdążył ułożyć i w okularach przeciwsłonecznych.
Wybiegł przed budynek rozglądając się panicznie dookoła.
- BOO! - powiedziałam zachodząc go od tyłu i łapiąc za rękę.
Jego mina była bezcenna, gdy spojrzał na mnie. Wystraszył się lekko co spowodowało u mnie na twarzy ogromny uśmiech. Wywrócił oczami, lecz po wywróceniu teatralnie oczami uśmiechnął się tak szczerze do mnie, że poczułam przyjemne ciepło na sercu. Pochylił się w moją stronę.
- Bałem się, że poszłaś sama. - powiedział i ku mojemu dziwieniu, chwycił mnie za rękę i zaczął ze mną spacerować.. a raczej iść w stronę jego garażu. - Odwiozę Cię. - dodał zapraszając gestem ręki do jego samochodu.
Zdawać się mogło, że w ogóle nie bał się tego, że media zaczną o nas pisać, a brukowce i portale plotkarskie będą wrzeć od plotek i zdjęć z naszych spacerów, pojawiania się razem i tym podobnych.
- Zrobiłeś wielkie "KA-BOOM!" w mojej głowie. - powiedziałam, gdy prowadził samochód, a jego oczy były skupione na drodze.. a on? Tylko uniósł lekko kąciki ust, nie odpowiadając na to zupełnie nic.
Słysząc różne, dziwne odgłosy, chwyciłam za tył bluzy Jareda i mocno trzymałam idąc za nim.
- Boisz się? - spytał głupio uśmiechając się pod nosem, a ja czułam, że mam szeroko otworzone oczy ze strachu i źrenice wielkości pewnie spodka talerza. Burza była coraz bliżej.
- Nie no co Ty! - warknęłam cynicznie cicho przez zęby. - Nie boję się.. znaczy.. boję się, ale to jeszcze mogę znieść.
- Chcesz wrócić do samochodu?
- Nie zostawię Cię tu samego.. - mruknęłam. - Chociaż z drugiej strony.. myślisz, że wrócę tą samą drogą sama?! - spytałam, co go najwidoczniej rozbawiło, bo przytulił mnie z szerokim uśmiechem, a wręcz śmiejąc się ze mnie.
Pocałował mnie w czoło coś szepcząc cicho, wręcz niezrozumiale.
Napawało mnie to dziwną złością.
Chciałam wyrwać się z jego ramion, lecz on mocno mnie trzymał, uniemożliwiając takową ucieczkę.
Westchnęłam zrezygnowana i opuściłam dłonie wzdłuż ciała, do czasu aż usłyszałam dziwny szelest w zaroślach, automatycznie mocno go objęłam i wtuliłam się w jego pierś.
- To tylko.. jeż. - powiedział i zachodził się już ze śmiechu. Odepchnęłam go od siebie i zaczęłam iść przed siebie. Usiadłam na jakimś dużym kamieniu i siedziałam. - Van.. nie obrażaj się. - powiedział gładząc mnie po głowie, lecz ja strąciłam jego dłoń nie odpowiadając mu nic.
Westchnął ciężko.
Wiem, że nie jest mu łatwo ze mną.
Widzę to, mimo to, on przy mnie trwa.. wspiera mnie.. daje to, czego zawsze potrzebowałam i co zawsze szukałam.
Nagle, poczułam obawę, że on.. Zniknie.
Odejdzie, zostawiając mnie znów samą sobie.
Zrobił krok oddalając się ode mnie, odruchowo złapałam go za rękę. Chyba trochę zbyt silnie i z zaszklonymi od łez oczami, bo spojrzał na mnie zdziwiony. - Zbiera się na burzę, musimy wracać. - powiedział wzdychając ciężko.
Pierwsza błyskawica rozświetliła pochmurne, ciemne niebo.
Odruchowo skuliłam się chowając głowę z rękach.
- Ta.. - mruknęłam, a Jared kucnął naprzeciwko mnie i chwycił moje ręce w nadgarstkach, próbując odsłonić moją twarz, na którą opadała długa już grzywka.
- Boisz się burzy? - spytał cicho. Uniosłam na niego zapłakane oczy. Kiwnęłam twierdząco głową i znów wpadłam mu głęboko w ramiona.
- Nienawidzę burzy.
- W takim razie wracajmy. - powiedział łagodnym tonem, już nie śmiejąc się ze mnie. Przez każdą kolejną błyskawicę i grzmot miażdżyłam mu coraz bardziej ramię, lecz dzielnie to znosił.
Nie miał innego wyjścia.
W końcu jest mężczyzną, nie?
Zaczynał kropić deszcz, który z kolejnymi mijającymi sekundami nabierał mocy i coraz grubsze, zimne krople padały coraz gęściej, mocniej i intensywniej. Przemokliśmy do ostatniej suchej nitki, gdy dobiegliśmy do jego samochodu. Zdyszani siedząc w jego samochodzie patrzyliśmy na siebie zaskoczeni zmianą pogody. Uśmiechnęłam się i po chwili wręcz zaczęłam się śmiać.
Przemoczeni wyglądaliśmy przezabawnie.
Pocałował mnie przed kolejną błyskawicą przedzierającą się przez ołowiane chmury. Próbował przełamać mój strach, lecz mimo jego gorących warg starających się rozpieścić każdy kawałek mojej skóry, wciąż mocno zaciskałam powieki oczu i dłonie na jego ramionach, napinając przy tym wszystkie partie mięśni, gdy tylko wnętrze samochodu rozświetlało jasne światło.. a chwilę potem ciszę oddechów rozdzierał donośny grzmot. - Chodź na tył. - powiedział przechodząc między przednimi siedzeniami samochodu i ciągnąc mnie za rękę za sobą.
- Nie staraj się przełamać mój lęk w ten sposób. - szepnęłam patrząc w jego niebieskie oczy. Widziałam w nich, że jest zupełnie bezradny wobec mojego strachu, mimo że stara się wszelakich sposobów, aby mi pomóc. - Po prostu mnie przytul. - szepnęłam sadowiąc się wygodnie i obejmując go.
- Powinniśmy zdjąć ubrania, jesteśmy przemoczeni. - powiedział Jay.
Bez protestów, pozwoliłam zdjąć z siebie mokre ubrania pozostając w bieliźnie.
Zastanawiałam się jedynie, po co mu koc w samochodzie?
Siedziałam tak w jego ramionach nasłuchując bicia jego serca, oddechów i nucenia jakiejś piosenki, co jakiś czas przerywanej ziewnięciem lub czułym pocałunkiem w czubek głowy. Burza powoli ustawała, ubrania trochę przeschły i gdy sięgał, po jeszcze mokre jeansy, objęłam go za szyję.
- Boję się.. - wyszeptałam mu do ucha prawie dusząc go.
- Burza już przechodzi. - szepnął czule gładząc mnie po skórze odsłoniętej przez koc wyciągnięty wcześniej z bagażnika.
- Boję się, że odejdziesz. - szepnęłam, a on westchnął.
- Głupia. - szepnął milszym tonem. - Nigdy Cię nie zostawię.
- Nie używaj słów o tak dużym znaczeniu. - powiedziałam odchylając się i patrząc mu w te znów wyrażające zaskoczenie oczy. - "Nigdy", "zawsze", "wszyscy", "nikt" i tym podobne słowa.. nie można ich wypowiadać od tak, gdy przeważnie istnieje jakiś wyjątek od reguły. - dodałam, a on przez chwilę przyglądał mi się.
Zaczął całować mnie po twarzy.
- Niby pokojówka, ale coś z filozofa masz. - zaśmiał się i pocałował mnie szybko w usta, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. - Wracajmy do domu. - powiedział już wesoło, więc zdążyłam szybciej założyć swoje ubrania, niż on, klnący pod nosem z trudem próbujący wcisnąć na siebie wciąż mokre jeansy. Jeszcze czasem kuliłam się lekko na widok błyskawic, lecz już nie tak bardzo.
Czułam ulgę, gdy widziałam, że burza oddala się. Po chwili jechaliśmy już w stronę miasta. Zatrzymał się pod apartamentowcem, w którym pierwszy raz widziałam nagiego Shannimala. Spojrzałam na niego zdziwiona i wyczekując jakichś wyjaśnień. - Czemu tak na mnie patrzysz? - spytał, a ja dalej na niego patrzyłam z tym samem wyrazem twarzy.
- Myślałam, że pojedziemy do mnie. - odpowiedziałam bez ogródek.
- Nie mam u Ciebie żadnych rzeczy na zmianę, a w Twoje raczej się nie zmieszczę.
- Jared.. - wypowiedziałam jego imię pierwszy raz od dłuższego czasu.
- Słucham? - odpowiedział pytaniem, a ja pokręciłam przecząco głową z delikatnym uśmiechem.
- Nie, nic. - odpowiedziałam z delikatnym uśmiechem. Nachylił się w moją stronę i pocałował w usta, gdy wnętrze jego auta po raz kolejny rozświetliło jasne światło, lecz tym razem to nie była błyskawica czy piorun.. to był cholerny paparazzi.
Gdy tylko Jared zaparkował samochód, wysiedliśmy i szybko weszliśmy do jego mieszkania. - Chyba.. będą plotki. - stwierdziłam, zamiast zapytać. Kiwnął twierdząco głową, ściskając w swojej dłoni moją dłoń, którą ucałował i poszedł do łazienki wracając po chwili z suchymi ręcznikami i jego ubraniami.
- Najlepiej to chodź wziąć gorącą kąpiel, żebyś się nie przeziębiła. - powiedział, a ja uniosłam lekko brwi.
- Że niby z Tobą, Jared? - spytałam, a on uśmiechnął się dumnie.
- To chyba oczywiste. - odparł podpierając dłonie zamknięte w pięści o swoje boki.
- Gołąbki moje kochane..! oberwę wam zaraz te dzióbki i nie będziecie tak do siebie ćwierkać! - usłyszeliśmy zaspany głos Shannimala, który krzyknął ze swojego pokoju. - Zachowujcie się ciszej, bo jak do was wstanę..-! - zaczął wygrażać, a ja pokiwałam twierdząco głową.
- Śpij, śpij! - odpowiedziałam lekko cynicznie i raczej bez zbędnych protestów i narzekań pozwoliłam zaciągnąć się do tej łazienki. Jego usta były tak gorące, że nie można było im się oprzeć.. naprawdę. Zamknął za mną drzwi, jakby odcinając nas od pozostałego, otaczającego nas świata.
***
Całował mnie tak zmysłowo, że prawie w ogóle, nie zdawałam sobie sprawy z tego, że pozbył się naszych ubrań i po chwili leżeliśmy w wannie zanurzeni w wodzie i dużej ilości piany.
- Widzisz? A tak bardzo nie chciałaś iść wykąpać się ze mną. - skwitował Jared, a ja westchnęłam ciężko, opierając głowę o jego obojczyk. - Naprawdę tak bardzo boisz się burzy? - spytał po chwili idealnej ciszy znów do tego wracając.
Dotykałam lekko jego dłoni. Nie myśli chyba, że udawałam?
- Ta.. - mruknęłam cicho. - Od zawsze bałam się burzy. - odpowiedziałam po chwili ciszy, a on? Objął mnie ramionami i składał delikatne pocałunki wzdłuż szyi. - Wiesz...? Zauważyłam, że jesteś bardzo cierpliwy i czuły wobec mnie.. zastanawia mnie tylko dlaczego? - spytałam, gdyż było to w tej chwili najbardziej nurtujące pytanie w mojej głowie. Westchnął ciężko, co czułam na skórze.
Odwróciłam głowę i spojrzałam na niego przez ramię. Pocałował mnie w kark przeciągle.
- Nie myśl teraz o tym. Kocha się za nic. - odpowiedział i pocałował mnie w czubek nosa.
Zaczęłam się śmiać, bo pocałował mnie w taki sposób, jak kiedyś moja mama, gdy byłam mała.
- Dziwny jesteś trochę, wiesz? Oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. - powiedziałam, by nie było niepotrzebnych nieporozumień. Wyszłam z kąpieli pierwsza owijając się szczelnie ręcznikiem i stanęłam przed lustrem doprowadzając moje włosy do ładu. Przez chwilę nawet zastanawiałam się nad nimi. Obserwowałam w lustrze jak Jared opłukuje swoje ciało i wychodzi, staje za moimi plecami i obejmuje ramionami w talii.
- Napatrzyłaś się? - wyszeptał z uśmiechem Casanovy i spokojnym spojrzeniem. Nie takim szaleńczym, czy pożądliwym, jak na niego przystało, lecz było to zadziwiająco spokojne spojrzenie.. tak jakby zjarał się i był szczęśliwy nie musząc martwić się o cokolwiek.
Zaśmiałam się pod nosem na jego słowa, a gdy jego gorące usta przywarły do skóry na moim karku i błądziły jeszcze niżej, przegryzłam lekko dolną wargę, pomrukując w geście aprobaty.
- Jeszcze nie. - wymruczałam w odpowiedzi, lecz robiło mi się słabo od silnie zaparowanej łazienki. Jego dłonie wsunęły się pod mój ręcznik, lecz gdy zaciskałam mocniej dłonie na umywalce i stałam niepewnie spojrzał na mnie z troską.
- Co się dzieje? - spytał zmartwionym i może trochę przestraszonym głosem.
- Chyba.. trochę słabo mi. - odpowiedziałam półszeptem, a on natychmiast wziął mnie na ręce i zaniósł do swojego pokoju. Położył na ogromnym łóżku i uwijał się jak w ukropie przynosząc mi ubrania na zmianę i szklankę z wodą nakazując mi wypić. - Nie panikuj, to przez to, że łazienka była zaparowana. - powiedziałam, gdy siedział na krawędzi łóżka i patrzył na mnie tymi zatroskanymi, niebieskimi paczadłami (oczami). Uśmiechnęłam się. - Naprawdę, nic mi nie jest. Nie jestem w ciąży. - dodałam wesoło i dopiero jak wypiłam zawartość szklanki, przebrałam się i zaczęłam rozglądać po jego pokoju odetchnął z ulgą i położył się obok z laptopem na brzuchu.
- To dobrze. - odpowiedział i nachylił się lekko w moją stronę, by pocałować mnie w skroń. Uśmiechnęłam się delikatnie. To naprawdę przyjemne uczucie, gdy ktoś tak bardzo o Ciebie dba. - Wystraszyłem się trochę. - dodał spoglądając na mnie przez chwilę.
Zalogował się na swojego Twittera, który był już pełny pytań o dziewczynę, którą całował w samochodzie. Zmarszczyłam lekko brwi.
- Prędzej czy później i tak dotrą do mojej tożsamości.. - szepnęłam cicho i westchnęłam. Zaczęłam się martwić, że wyciągną na światło dzienne moją okropną przeszłość, tą, o której nie wie nawet Jared. - Cholerny paparazzi. - mruknęłam niezadowolona.
- Mam go przekupić? - spytał poważnie, na co ja zaśmiałam się, tym razem to ja pocałowałam go w kość policzkową.
- Nie trzeba. - odpowiedziałam wesoło obserwując przez chwilę jak odpisuje na wiadomości jego ukochanemu Echelonowi, czy też znajomym. Nie wnikałam w to co pisał, patrzyłam jedynie na jego dłonie, w jaki sposób poruszają się po klawiaturze.
- Muszę zapisać się na siłownię. - stwierdziłam ni stąd, ni z owąd, a Jared uniósł wysoko brwi.
- Przecież dobrze wyglądasz, a wręcz trochę za chuda jesteś. - powiedział, a ja wywróciłam teatralnie oczami. - Jeśli chcesz, to mogę sam udzielać Ci lekcji.. - wymruczał mi do ucha z chytrym uśmieszkiem kładąc dłoń na moim udzie.
- W takim razie, chcę wyglądać jeszcze lepiej i być silniejsza.. poza tym wyszłam z formy i wstyd iść chociażby na plażę z takim brzuchem.. - mruknęłam udając niezadowoloną ze swojego wyglądu, a on zmarszczył brwi i westchnął zrezygnowany.
- O czym Ty mówisz? Jakim brzuchem? Jest idealny. - skwitował Jay, a ja dalej, choć niemo to zachwycałam się jego ciałem, twarzą, dłońmi. Karmiłam się jego widokiem, dotykiem, zapachem, ciepłem.
- Z czego masz te otarcia na dłoni? Ze wspinaczki? - spytałam po chwili ciszy, a on przyjrzał się swojej prawej dłoni.
- Więc temu tak się przyglądałaś? - spytał oglądając odrapania na dłoni.
- Tak, a czemu innemu miałabym się przyglądać? - spytałam lekko zdziwiona. - Nie obchodzi mnie co odpisujesz ludziom, w końcu to Twoja sprawa, nie moja. - dodałam opierając głowę o jego ramię. Objęłam go w pasie zamykając ciężkie powieki oczu.
Słyszałam jego bicie serca, spokojny oddech, uderzanie opuszków palców o klawiaturę laptopa i od czasu do czasu cichy chichot.
Zasnęłam.
Nie wiem jak długo spałam, ale obudziły mnie delikatne pocałunki i ciche mruczenie do ucha pragnień wokalisty.
- Jeszcze pięć minut. - wyszeptałam obracając się na bok, a plecami do Jareda, lecz to tylko zapoczątkowało falę pocałunków po ramieniu, karku i plecach.
- Van.. - wyszeptał cichutko, a ja przewróciłam się z powrotem na plecy i przetarłam twarz dłońmi, po czym spojrzałam na Jareda.
- Co jest? - spytałam z pytającym spojrzeniem. Uśmiechnął się zawadiacko.
Cholerny lis.
Pocałował mnie w czoło i objął ramionami znów przybliżając swoje usta do mojego ucha i szepcząc kolejny łańcuch słów obezwładniający mnie psychicznie.. Uległam mu po raz kolejny.
***
- Spróbujcie mojego najnowszego ciasta~! - zaświergotał Shannon, gdy przeciągałam się na krześle, a Jay właśnie wszedł do kuchni.
- Ja podziękuję, już jadłem śniadanie. - odpowiedział bratu - Ja osobiście boję się próbować jego wypieków.. - szepnął mi na ucho Jared i pocałował w skroń, lecz było już za późno, by uciec, bo Shannon już nałożył na talerzyk.
Niepewnie wzięłam kawałek ciasta, a spoglądając na szczerzącego w uśmiechu wszystkie swoje zęby Shanna.. musiałam spróbować.
- O Boże.. - powiedziałam po chwili żucia.
- Troszkę się przypaliło.
- Troszkę? - spytałam nie dowierzając. - Jest totalnie zwęglone, nie mówiąc już nawet o tym, że można byłoby wybić szybę takim kawałkiem ciasta.
- Oh, nie jest takie złe! - oburzył się Shannon i wziął kęs ciasta. Mina od razu mu zrzedła.
- Beztalencie. - burknęłam niezrozumiale pod nosem na dodatek po polsku. Mam przyjaciółkę z Polski i czasem uczy mnie tego języka. (haha, dopuszczenie autora)
- Co powiedziałaś? - spytał zainteresowany Jared, a ja machnęłam ręką na znak, że to nic takiego i nie mam ochoty tłumaczyć. - W jakim to było języku?
- Po polsku. - odpowiedziałam bez większego entuzjazmu. - Muszę się zbierać, mam na drugą zmianę dzisiaj. - dodałam spoglądając na zegarek, który wskazywał już godzinę 11. Przechodząc koło Jareda pocałowałam go lekko w usta, na co Shannon tylko zagwizdał.
- Ej, brat.. następnym razem, zachowujcie się trochę ciszej, okay? - dodał Shannimal, gdy wyszłam na co Jared zaśmiał się cicho, a moja twarz tylko spłonęła rumieńcem z zawstydzenia.
Przebrałam się w swoje ubrania i już szłam w stronę wyjścia.
- Zamierzasz iść na piechotę? - spytał patrząc na mnie wokalista, a ja uśmiechnęłam się.
- Czemu nie. Ewentualnie stopa złapię. - odpowiedziałam i obserwowałam jak przez jego oczy przemknęła ledwo opanowywana złość.
Zacisnął lekko usta w cienką linię, lecz jego nastrój zdemaskowała pulsująca pod lewym okiem żyłka.
Tak. Stałam się jego bardzo uważnym obserwatorem.
Uśmiechnął się sztucznie do mnie. Nie czułam od niego tego 'ciepła', które zazwyczaj od niego emanuje, gdy jest naprawdę szczęśliwy lub po prostu spokojny.
- Żartowałam. - powiedziałam przyciągając go do siebie blisko i całując namiętnie, po czym wychodząc z mieszkania.
Nie musiałam długo czekać przed budynkiem, aż Jared wybiegnie za mną ubrany, z kapturem od bluzy na głowie zasłaniającym jego włosy, które nie zdążył ułożyć i w okularach przeciwsłonecznych.
Wybiegł przed budynek rozglądając się panicznie dookoła.
- BOO! - powiedziałam zachodząc go od tyłu i łapiąc za rękę.
Jego mina była bezcenna, gdy spojrzał na mnie. Wystraszył się lekko co spowodowało u mnie na twarzy ogromny uśmiech. Wywrócił oczami, lecz po wywróceniu teatralnie oczami uśmiechnął się tak szczerze do mnie, że poczułam przyjemne ciepło na sercu. Pochylił się w moją stronę.
- Bałem się, że poszłaś sama. - powiedział i ku mojemu dziwieniu, chwycił mnie za rękę i zaczął ze mną spacerować.. a raczej iść w stronę jego garażu. - Odwiozę Cię. - dodał zapraszając gestem ręki do jego samochodu.
Zdawać się mogło, że w ogóle nie bał się tego, że media zaczną o nas pisać, a brukowce i portale plotkarskie będą wrzeć od plotek i zdjęć z naszych spacerów, pojawiania się razem i tym podobnych.
- Zrobiłeś wielkie "KA-BOOM!" w mojej głowie. - powiedziałam, gdy prowadził samochód, a jego oczy były skupione na drodze.. a on? Tylko uniósł lekko kąciki ust, nie odpowiadając na to zupełnie nic.
Subskrybuj:
Posty (Atom)