sobota, 13 kwietnia 2013

19. One day, soon, I will find the right time, right place and the right way.

Zatrzymał się pod moim mieszkaniem.
- Dzięki. - powiedziałam spoglądając na niego z uśmiechem, i gdy tylko złapałam dłonią klamki od drzwi przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Spojrzałam na niego lekko zaskoczona.
 - Nie ma za co. - odpowiedział z uśmiechem. Odwzajemniłam uśmiech i wysiadłam z samochodu.
Bez  słowa.
Weszłam do swojego mieszkania, zamykając za sobą drzwi na łucznik.
Czułam lekki niepokój. Jakby chłód. Potarłam dłońmi swoje ramiona i poszłam od razu pod prysznic. Miałam mało czasu, by zebrać się do pracy.
Ubrałam się na czarno, ze sportową czarną kurtką na sobie i w czarnych adidasach, wzięłam kask i wyszłam zamykając  za sobą mieszkanie.
Po chwili pędziłam na motorze do pracy. W lusterku widziałam, że śledzi mnie jakiś samochód.
Automatycznie przyśpieszyłam ścinając zakręty i po chwili zgubiłam "prześladowcę".
Dziwne. Pomyślałam i tym razem, weszłam głównym wejściem do hotelu, gdzie o dziwo, na hallu stała właścicielka.
- Vanessa! - zawołała mnie, a ja uniosłam lekko brwi i podążyłam w jej stronę. Rozmawiała z jakimś mężczyzną w garniturze.
Spojrzałam ostrożnie na niego z nutką podejrzliwości i braku zaufania.
- Jakie chłodne spojrzenie. - powiedział uśmiechając się lekko do mnie.
- To mój bratanek. - powiedziała dumnie właścicielka, a ja dopiero po chwili, zorientowałam się, że to Tom.
- Ściąłeś włosy! - powiedziałam, a on zaśmiał się.
Właścicielka nie wiedziała o co chodzi.
- Co się z Tobą działo przez ten czas? Próbowałem się z Tobą skontaktować. - powiedział, a ja uniosłam zdziwiona brwi.
- Nie dostałam żadnej wiadomości.
- Jak to? - spytał zdziwiony. Od razu wyciągnęłam telefon i zaczęłam przeszukiwać telefon.
Nie miałam już jego numeru w kontaktach, a na dodatek jego numer został zablokowany.
- Jared... - warknęłam cicho przez zęby sama do siebie.
 - Co? -znów spytała właścicielka. - To wy się znacie? - spytała głupio, a my tylko lekko się uśmiechnęliśmy.
- Można tak powiedzieć. - powiedział Tom.
- Wracając do naszej rozmowy.. powiedziałeś, że chcesz mi przedstawić kogoś wyjątkowego. Komu chcesz się oświadczyć.. - powiedziała z wyczekującym, pełnym ekscytacji spojrzeniem. - Jako mój zastępca, a kiedyś i właściciel tego hotelu, to powinieneś mi powiedzieć, kogo wybrałeś sobie na przyszłą żonę.
Uniosłam wysoko brwi. Byłam zaskoczona.
Tak szybko znalazł sobie jakąś dziewczynę? W sumie.. to nie ma co się dziwić. Jest przystojny, gra w zespole i ... jest kasiasty.
- Wiem. Wiem.. - powiedział lekko zakłopotany Tom.
Również patrzyłam na niego wyczekująco. Zwrócił się w moją stronę całym swoim ciałem.
- Vanessa ja-... - zaczął mówić, a ja uniosłam jeszcze wyżej brwi, wciąż trzymając w ręce kask. Patrzyłam jak jego oczy otwierają się szerzej. - Czy Ty.. - przeciągał niemiłosiernie, a ja poczułam dłonie oplatające się wokół mojej talii.
Rozpoznałam te perfumy.
- Jared. - mruknęłam niezadowolona i wywróciłam oczami.
Wokalista pocałował mnie w szyję, a właścicielka tylko zasłoniła usta dłonią cicho chichocząc.
- Zapomniałaś zjeść śniadanie. - powiedział, a gdy na niego spojrzałam, zobaczyłam, że patrzy na Tom'a z morderczym spojrzeniem.
- Zjem później. - opowiedziałam. - Co się stało?
- Nic. Po prostu nie pozwolę, żeby jakiś szczeniak oświadczył się mojej dziewczynie. - odpowiedział, a ja uniosłam wysoko brwi i odsunęłam się trochę od nich.
Czułam się zagrożona.
Jared wyprostował się i patrzył chłodno na Tom'a.
- Co? - szepnęłam i po chwili zaśmiałam się nerwowo. - To na pewno nie tak..
- Nie uważasz, że to niebezpieczne? Zbliżać się do Mojej dziewczyny? - spytał Jared, a Tom odchrząknął.
- Wtrąca się pan w nieswoją rozmowę.
- Uważasz, że jak coś jest związane z moją dziewczyną to jest to nie moja sprawa? - spytał już bardzo poirytowany tą sytuacją.
- Przestańcie. - powiedziałam, lecz oni zdawali się nie zwracać na mnie uwagi.
Wyszłam.
Nie mogłam tego dalej słuchać.
Wsiadłam na motor, założyłam kask i ruszyłam z piskiem opon.

Zatrzymałam się niedaleko plaży. Zostawiłam motor, po czym zeszłam na brzeg. Zajęło mi to chwilę.
Telefon dzwonił jak wściekły.
Usiadłam na piasku i wpatrując się w spokojne fale.
Odebrałam w końcu.
- Gdzie jesteś?! - usłyszałam w słuchawce.
- Biorę dzisiaj wolne.. - mruknęłam cicho, a szefowa westchnęła ciężko.
- Musimy jutro porozmawiać.
- Okay. - odpowiedziałam i rozłączyłam się.
Czułam, że coś się dzieje wokół mnie, lecz ja jestem poza tym. Nie dotyczy mnie to.
Uciekałam od tego.
Kolejne połączenie.
- Van, gdzie jesteś? - usłyszałam zmartwiony głos, tym razem Jareda. - Na plaży jesteś? - spytał wnioskując pewnie po odgłosie fal i krzyku mew.
- Nie. - skłamałam.
- Na której?
- Nie jestem na plaży. - znów skłamałam.
- Na której jesteś?
- El Matador.
- Zaraz będę. Nie ruszaj się stamtąd. - rzucił krótko i rozłączył się.

***
Gdy zauważyła mnie z oddali, zostawiła kask, rozebrała się do bielizny i weszła do wody.
Co za nierozsądna dziewczyna! Na plaży wciąż są inni ludzie.
- Vanessa. - zawołałem za nią stojąc pół metra od fal wpływających na piasek.
Spojrzała na mnie.
Jej twarz nie wyrażała żadnych uczuć.
Może jedynie tyle, że dużo nad czymś myślała i nie chciała podzielić się żadną z tych myśli.
- Vanessa! - zawołałem głośniej, lecz nie zamierzała wyjść z oceanu.
Chyba nie mam wyjścia, jak również wejść do wody. Zdjąłem ubrania i wszedłem do wody.
- Zimna! - syknąłem, gdy byłem już po kolana zanurzony.
Vanessa podpłynęła trochę bliżej. Miała już sine usta od chłodu wody oceanu.
Raz kozie śmierć.
Zacząłem płynąć w jej stronę na co ona, uśmiechnęła się lekko. Co dziwniejsze, uśmiech bardzo szybko zszedł z jej twarzy.
- Wracamy? - spytałem chwytając ją w talii jedną ręką.
Zmarszczyła lekko brwi.
Nie potrafiłem znieść tego widoku. Pocałowałem ją w chłodne usta, które miały lekki posmak soli od wody.
- Nie chcę jeszcze wracać. - odpowiedziała bardzo cicho.
Jej ciało było dość chłodne, zacząłem się martwić, by nie rozchorowała się.
Nie protestowała, gdy płynąc ciągnąłem ją za sobą w stronę brzegu.
Po chwili siedzieliśmy na ciepłym piasku czekając, aż promienie słońca nas osuszą.
- Co się stało? - spytałem, lecz ona potrząsnęła przecząco głową, zagryzła dolną wargę ust i ściągnęła ku sobie brwi, a jej oczy zaszły łzami.
Zauważyłem już jakiś czas temu, że.. ma problemy na tle psychicznym.
Zapewne to bolesne wspomnienia z przeszłości.
Nie wiem.
Poczekam, aż sama mi powie.
Któregoś dnia, 
już niedługo, 
znajdę odpowiedni moment, 
odpowiednie miejsce i ...
odpowiedni sposób.

Dopiero po kilku godzinach udało mi się ją przekonać, żeby wróciła ze mną do mojego mieszkania.
Niepewnie czułem się, gdy jeździła tak szybko motorem.. nie pozwoliła mi go nawet tknąć, czy chociażby słuchać moich słów na temat tego, że za szybko jeździ, i że martwię się o nią.
Udało mi się namówić ją, by została na noc.

***
Przebudziłam się czując, że ktoś zdziera ze mnie pościel, lecz korzystając z faktu, że w nocy kobiecie nikt nie zabierze kołdry, nakryłam się nią po sam kark nawet nie otwierając oczu, by sprawdzić o co chodzi.. lecz gdy ktoś dalej usilnie odkrywał mnie, spojrzałam z wyrzutami na owego "przestępcę".
- Co Ty wyprawiasz? - spytałam szeptem wiedząc, że Jared śpi obok. Shannon stał obok łóżka.
- Chodź zapalić ze mną na balkonie. - powiedział z miną małego szczeniaczka. Spojrzałam na Jareda upewniając się, że nie obudziliśmy go, po czym wyśliznęłam się z jego łóżka i powędrowałam za starszym Leto do jego pokoju. Gdy zamknął za mną drzwi do swojego pokoju, przez głowę przemknęła mi się myśl, że chce on to jakoś wykorzystać.. lecz wyrzuciłam z głowy tę myśl, gdy otworzył drzwi balkonowe.
- Dasz mi jakąś swoją bluzę? - spytałam cicho, gdy chłodny wiatr po burzy wtargnął do jego pokoju.
Podał mi szarą bluzę zakładaną przez głowę o wiele za dużą na mnie. Podwinęłam rękawy do łokci i wyszłam za nim na balkon.
Spojrzał na mnie kątem oka i uśmiechnął się delikatnie wyciągając papierosa z paczki i po włożeniu go do ust, zaczął szukać zapalniczki po kieszeniach spodni.
Wiał lekki, choć rześki wiatr.
Patrzyłam na panoramę miasta, gdzie świecące latarnie oświetlały ulice i tętniące życiem miasto.
- Palisz? - spytał walcząc z odpaleniem zapalniczki.
- Paliłam. - odpowiedziałam cicho, choć z delikatnym uśmiechem, gdy udało mu się odpalić w końcu papierosa.
Wzięłam głęboki wdech świeżego powietrza, a pod moim nosem pojawiła się paczka z fajkami. Poczęstowałam się, na co Shann uniósł wyżej brwi i mało co się nie zakrztusił. - Odpalę sobie od Ciebie, jeśli nie masz nic przeciwko.. - w odpowiedzi na jego lekko zdumione spojrzenie. - Nie chcę męczyć się z tą zapalniczką dłużej niż Ty sam.. - dodałam i po chwili zaciągnęłam się dymem nikotynowym.
Wypuściłam po chwili dym z płuc z delikatną i nieukrywaną satysfakcją na ustach. - Przyjemne uczucie. - szepnęłam bardziej do siebie niż do niego.
Zdziwienie Shannona osiągało apogeum. - Chcesz spytać jak długo paliłam? - dodałam i zdałam sobie sprawę z tego, że rozgadałam się przy nim bardzo, gdyż od czasu wyjścia z hotelu do tego momentu nie odzywałam się zbytnio.
- Ta. - mruknął lekko ponurym tonem i patrząc na mnie lekko z niedowierzaniem tego, że mówię o tym z taką lekkością i brakiem zakłopotania, lecz nie zraziło mnie to w niczym.
- Zaczęłam palić na początku liceum, tak mi się wydaje.. lecz to było okazjonalnie.
No może przez jakiś miesiąc wciągnęłam się w ten nałóg w czasie kontuzji..
lecz najlepsze jest chyba to, że potrafiłam z niego wyjść, a co ważniejsze..
ten papieros jest pierwszym
od pół roku. - powiedziałam dumnie, na co on powoli wypuścił dym z płuc.
- Jared zatłucze Ciebie i mnie, gdy wyczuje od Ciebie papierosy.. - mruknął Shannon. - Gdzie poznałaś Jareda? - spytał, a ja sięgnęłam pamięcią wstecz.
- W barze. - odpowiedziałam beznamiętnie i wzruszyłam lekko ramionami, na co Shannon wydał z siebie przeciągłe "Hmm...". - Shannon czy Ty coś-... - powiedziałam podejrzliwie, by wzbudzić jego zainteresowanie. - ... jarałeś dzisiaj? - dodałam, gdy uniósł wysoko brwi i zaśmiał się po chwili.
- Nie, nic nie jarałem.
Dlaczego tak myślisz? - spytał na co ja wzruszyłam ramionami.
- Masz przekrwione oczy. - odpowiedziałam pierwszą lepszą głupotą, która nasunęła mi się na myśl, jednakże nie wziął tego na poważnie.
Chyba zorientował się, że wymyśliłam to na poczekaniu.
Jego milczenie z uśmiechem było wystarczająco wymowne.
Zgasiłam papierosa i oparłam się o barierkę balkonu patrząc przed siebie na światła w oddali.
Nawet nie wiedziałam, że mają taki ciekawy widok z balkonu.
- To pewnie dlatego tak często tam bywał... - mruknął cicho Shann, a gdy spojrzałam na niego, spytał - Robiłaś już "to" z Jaredem? - spytał bezpośrednio, choć doskonale znał odpowiedź na to pytanie.
Czułam jego wzrok na sobie.
Nawet nie drgnęłam.
- Co jeśli tak? - spytałam starając się poddać jego wszelkie myśli w wątpliwość.
- To wiszę mu 10 dolców.. - szepnął raczej do siebie przed kolejnym zaciągnięciem się dymem, lecz niestety ja to usłyszałam.
Wyprostowałam się i odwróciłam w jego stronę, patrząc na niego nieco zaskoczona.
- Co powiedziałeś? - spytałam, a Shann machnął ręką jakby odganiając komara, choć tak naprawdę był to gest, by zmienić temat na inny.
- Powiedz mi. - domagałam się uporczywie wpatrując w niego.
- On naprawdę, troszczy się o Ciebie.  
Zależy mu na Tobie. - odpowiedział, a ja pokręciłam głową z niedowierzaniem i czując pieczenie oczu, starałam się, by łzy nie spłynęły mi po twarzy.
Powstrzymywałam łzy, a na dodatek musiałam ukryć fakt
i nie dać po sobie poznać,
że moje uczucia zostały silnie zranione oraz,
że poczułam się oszukana i wykorzystana..
przez nich obydwu.
Westchnęłam ciężko, po czym zaczerpnęłam dużo powietrza do płuc.
Wysiliłam się na najbardziej oszukańczy uśmiech na jaki
było mnie kiedykolwiek stać.
- W porządku? - spytał, a ja kiwnęłam twierdząco głową.
- Jesteście niemożliwi. - zaśmiałam się i przeciągnęłam leniwie. - Dużo palisz dziennie? - spytałam beztrosko po chwili, starając się tym samym odwlec jego myśli od tematu sprzed chwili
i by zdjął ze mnie wreszcie to jego..
przenikliwe spojrzenie.
Dochodziła druga nad ranem.
- Staram się ograniczać. - stwierdził z uśmiechem, choć wiem, że on
wcale taki głupi nie jest, na jakiego wygląda.
- Ah... - powiedziałam z delikatnym, choć chytrym uśmiechem. - Takie buty. - mruknęłam wchodząc do jego pokoju i zdejmując jego bluzę z siebie.
Przeszedł mnie lekki dreszcz.
Odłożyłam jego bluzę na fotel, po czym otworzyłam drzwi od jego pokoju najciszej jak tylko potrafiłam. - Dzięki i dobranoc. - szepnęłam w jego stronę patrząc przez ramię, gdy stał w drzwiach balkonowych i odprowadza mnie wzrokiem.
- Dobranoc. - odpowiedział, gdy zostawiłam za sobą lekko uchylone drzwi do jego pokoju.
Uśmiechnęłam się lekko na widok śpiącego Jareda.. choć.. moje myśli wciąż zaprzątał ten "lęk" wywołany przez nieokreślone "coś".
Wśliznęłam się ostrożnie z powrotem do jego łóżka, lecz to co powiedział mi Shannon,
nie pozwalało mi zasnąć przez najbliższe 1,5 godziny.
Spojrzałam na spokojną i delikatnie uśmiechniętą podczas snu twarz wokalisty, po czym znów, po cichu i najostrożniej jak potrafiłam, wyśliznęłam się z łóżka tak, by go nie obudzić.
Upewniłam się też, czy jego brat śpi, po czym ubrałam się w swoje rzeczy i napisałam mu notatkę na kartce, którą zostawiłam na jego ukochanym Blackberry obok łóżka: "Musiałam wyjść wcześniej do pracy, a spałeś tak słodko, że nie chciałam Cię budzić. Van.", po czym bezgłośnie postarałam się wyjść z ich mieszkania z kaskiem w dłoni i w pożyczonych okularach przeciwsłonecznych należących do Jareda.
Szłam dość żwawym krokiem do mojego motoru czując, że znów jestem śledzona, prawdopodobnie przez tego cholernego paparazziego, czy też innego prześladowcę.
Włączyłam zapłon i gdy tylko usłyszałam, jak silnik pracuje, uśmiechnęłam się sama do siebie.
Założyłam kask, a następnie ruszyłam z piskiem opon.
Po chwili umiejętnie udało mi się zgubić mojego "prześladowcę".

W domu wyciągnęłam walizkę i zaczęłam pakować najpotrzebniejsze rzeczy.
Na internecie zamówiłam najwcześniejszy bilet do Londynu około godziny 7 rano i pierwszy raz od wielu lat, odważyłam się wybrać numer do mojego starszego brata..
Tak.
Byłam świadoma różnicy czasu między nami (L.A., a Londyn ok. 8-9h), ku mojemu wielkiemu zdziwieniu i kilku, bardzo skromnym wyjaśnieniom typu "pokomplikowało się trochę w moim życiu.." Eric, mój brat, pozwolił mi zostać u niego przez jakiś czas, choć szczegóły mamy omówić dokładnie dopiero na miejscu, gdy odbierze mnie z lotniska, i gdy zobaczymy się ponownie.

Będąc w drodze na lotnisko wykonałam kilka telefonów załatwiając tym sobie urlop w pracy oraz opiekę nad moim mieszkaniem i roślinami podczas mojej nieobecności.  
Musiałam zniknąć na jakąś chwilę.
Potrzebowałam tego teraz, by przemyśleć wszystko dokładnie i podjąć odpowiednie decyzje.
Po kilku godzinach lotu, zmęczona wysiadłam z samolotu i dosłownie po kilku minutach zobaczyłam się z bratem.
Zaczęłam płakać jak małe dziecko, gdy wpadłam w jego ramiona.
Tak bardzo mi go brakowało.
- Tęskniłam! - wyszeptałam łamiącym się głosem i mocząc łzami jego koszulę.
- Ja za Tobą też. - powiedział z delikatnym uśmiechem gładząc mnie po głowie.
Wziął moją torbę i szliśmy w stronę jego samochodu. - Jest już po 16.. pojedziemy najpierw coś zjeść, a potem do domu.
Musisz być zmęczona po tak długiej podróży. - stwierdził podając mi butelkę wody niegazowanej, na co ja tylko kiwnęłam twierdząco głową.
Chciało mi się strasznie pić po tej podróży samolotem.
- Tak. Jutro coś ogarniemy.. - odpowiedziałam z uśmiechem. Czułam się bardzo zmęczona, lecz przejeżdżając koło Big Bena nie mogłam napatrzeć się na te wspaniałe neogotyckie budowle.
Zjedliśmy obiado-kolację w jednej z restauracji i po 19 byliśmy już w jego mieszkaniu.
Rozglądałam się tak, jakbym była w jakimś muzeum, choć w takim miejscu  nie mogłam dotknąć jego gitar i zdjęć naszej rodziny oprawionych w ozdobne ramki.
- Czuj się jak u siebie. - powiedział Eric z uśmiechem po oprowadzeniu mnie po całym mieszkaniu oraz wnosząc moją walizkę do jego pokoju, który miałam aktualnie zajmować.
- Dzięki. - szepnęłam obdarowując go przy tym wdzięcznym uśmiechem.
- Nie ma za co. - odpowiedział bez namysłu. - Zawsze będziesz u mnie mile widziana. - dodał i zostawił mnie na chwilę samą.
Wyciągnęłam z torebki mój wyłączony telefon od czasu spotkania się z moim bratem na lotnisku. Wyciągnęłam z niego kartę chowając ją do portfela i włożyłam nową, a tak naprawdę, to starą kartę SIM, którą używałam jeszcze wtedy, kiedy zaczynałam moje samodzielne życie w Los Angeles.
Numer ten miała moja szefowa, Amy, która zajmowała się teraz moim mieszkaniem oraz brat (oczywiście cała ta trójka miała też ten drugi numer do mnie).
- Rzadko kiedy zmieniasz karty telefonu. - stwierdził Eric stojąc w drzwiach, a ja wzdrygnęłam się na dźwięk jego głosu.
Zaskoczył mnie swoim bezszelestnym przemieszczaniem się po mieszkaniu.
- Wiesz.. trochę.. pokomplikowało się w moim życiu... a "to" co skomplikowało je, nie ma tego numeru telefonu. - odpowiedziałam uśmiechając się niepewnie do brata.
- Spoko, przecież Cię nie osądzam. - odpowiedział z tym beztroskim uśmiechem, który odkąd pamiętam, zawsze podnosił mnie na duchu. - Nie przemęczaj się.. Wykąp się i idź spać. - dodał na co ja odwzajemniłam uśmiech.
- Dobrze.. Dobranoc. - powiedziałam widząc jak odchodzi w stronę drugiego pokoju. 
Wciąż czułam się emocjonalnie dzieckiem.
Za kilka dni stuknie mi 21 lat.. Jak ten czas szybko leci.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Któregoś dnia, 
już niedługo, 
znajdę odpowiedni moment, 
odpowiednie miejsce i ...
odpowiedni sposób. - cytat z książki "Stolik dla dwojga" Nory Roberts.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz