Wywlókł nas w te cholerne wzgórza Hollywood. Przez dobrą godzinę
siedzieliśmy w aucie, lecz gdy zagroził, że mnie tu zostawi i będę
musiała czekać aż wróci i o ile wróci.. to postanowiłam pójść z nim na
tą wspinaczkę. Ogólnie nie jestem bojaźliwa.. ale kto wie, co można
spotkać na tych cholernych wzgórzach.
Słysząc różne, dziwne odgłosy,
chwyciłam za tył bluzy Jareda i mocno trzymałam idąc za nim.
- Boisz się? - spytał głupio uśmiechając się pod nosem, a ja czułam, że mam szeroko otworzone oczy ze strachu i źrenice wielkości pewnie spodka talerza. Burza była coraz bliżej.
- Nie no co Ty! - warknęłam cynicznie cicho przez zęby. - Nie boję się.. znaczy.. boję się, ale to jeszcze mogę znieść.
- Chcesz wrócić do samochodu?
-
Nie zostawię Cię tu samego.. - mruknęłam. - Chociaż z drugiej strony.. myślisz, że
wrócę tą samą drogą sama?! - spytałam, co go najwidoczniej rozbawiło, bo
przytulił mnie z szerokim uśmiechem, a wręcz śmiejąc się ze mnie.
Pocałował mnie w czoło coś szepcząc cicho, wręcz niezrozumiale.
Napawało
mnie to dziwną złością.
Chciałam wyrwać się z jego ramion, lecz on mocno mnie
trzymał, uniemożliwiając takową ucieczkę.
Westchnęłam zrezygnowana i
opuściłam dłonie wzdłuż ciała, do czasu aż usłyszałam dziwny szelest w
zaroślach, automatycznie mocno go objęłam i wtuliłam się w jego pierś.
-
To tylko.. jeż. - powiedział i zachodził się już ze śmiechu.
Odepchnęłam go od siebie i zaczęłam iść przed siebie. Usiadłam na jakimś
dużym kamieniu i siedziałam. - Van.. nie obrażaj się. - powiedział
gładząc mnie po głowie, lecz ja strąciłam jego dłoń nie odpowiadając mu
nic.
Westchnął ciężko.
Wiem, że nie jest mu łatwo ze mną.
Widzę to, mimo
to, on przy mnie trwa.. wspiera mnie.. daje to, czego zawsze
potrzebowałam i co zawsze szukałam.
Nagle, poczułam obawę, że on..
Zniknie.
Odejdzie, zostawiając mnie znów samą sobie.
Zrobił krok
oddalając się ode mnie, odruchowo złapałam go za rękę. Chyba trochę zbyt
silnie i z zaszklonymi od łez oczami, bo spojrzał na mnie zdziwiony. - Zbiera się na burzę, musimy
wracać. - powiedział wzdychając ciężko.
Pierwsza błyskawica rozświetliła pochmurne, ciemne niebo.
Odruchowo skuliłam się chowając głowę z rękach.
-
Ta.. - mruknęłam, a Jared kucnął naprzeciwko mnie i chwycił moje ręce w
nadgarstkach, próbując odsłonić moją twarz, na którą opadała długa już
grzywka.
- Boisz się burzy? - spytał cicho. Uniosłam na niego
zapłakane oczy. Kiwnęłam twierdząco głową i znów wpadłam mu głęboko w
ramiona.
- Nienawidzę burzy.
- W takim razie wracajmy. -
powiedział łagodnym tonem, już nie śmiejąc się ze mnie. Przez każdą
kolejną błyskawicę i grzmot miażdżyłam mu coraz bardziej ramię, lecz
dzielnie to znosił.
Nie miał innego wyjścia.
W końcu jest mężczyzną, nie?
Zaczynał kropić deszcz,
który z kolejnymi mijającymi sekundami nabierał mocy i coraz grubsze,
zimne krople padały coraz gęściej, mocniej i intensywniej. Przemokliśmy
do ostatniej suchej nitki, gdy dobiegliśmy do jego samochodu. Zdyszani siedząc w
jego samochodzie patrzyliśmy na siebie zaskoczeni zmianą pogody.
Uśmiechnęłam się i po chwili wręcz zaczęłam się śmiać.
Przemoczeni
wyglądaliśmy przezabawnie.
Pocałował mnie przed kolejną błyskawicą
przedzierającą się przez ołowiane chmury. Próbował przełamać mój strach,
lecz mimo jego gorących warg starających się rozpieścić każdy kawałek
mojej skóry, wciąż mocno zaciskałam powieki oczu i dłonie na jego
ramionach, napinając przy tym wszystkie partie mięśni, gdy tylko wnętrze samochodu
rozświetlało jasne światło.. a chwilę potem ciszę oddechów rozdzierał
donośny grzmot. - Chodź na tył. - powiedział przechodząc między
przednimi siedzeniami samochodu i ciągnąc mnie za rękę za sobą.
-
Nie staraj się przełamać mój lęk w ten sposób. - szepnęłam patrząc w
jego niebieskie oczy. Widziałam w nich, że jest zupełnie bezradny wobec
mojego strachu, mimo że stara się wszelakich sposobów, aby mi pomóc. - Po prostu mnie przytul. - szepnęłam sadowiąc się
wygodnie i obejmując go.
- Powinniśmy zdjąć ubrania, jesteśmy
przemoczeni. - powiedział Jay.
Bez protestów, pozwoliłam zdjąć z siebie
mokre ubrania pozostając w bieliźnie.
Zastanawiałam się jedynie, po co
mu koc w samochodzie?
Siedziałam tak w jego ramionach nasłuchując bicia
jego serca, oddechów i nucenia jakiejś piosenki, co jakiś czas
przerywanej ziewnięciem lub czułym pocałunkiem w czubek głowy. Burza
powoli ustawała, ubrania trochę przeschły i gdy sięgał, po jeszcze mokre
jeansy, objęłam go za szyję.
- Boję się.. - wyszeptałam mu do ucha prawie dusząc go.
- Burza już przechodzi. - szepnął czule gładząc mnie po skórze odsłoniętej przez koc wyciągnięty wcześniej z bagażnika.
- Boję się, że odejdziesz. - szepnęłam, a on westchnął.
- Głupia. - szepnął milszym tonem. - Nigdy Cię nie zostawię.
-
Nie używaj słów o tak dużym znaczeniu. - powiedziałam odchylając się i
patrząc mu w te znów wyrażające zaskoczenie oczy. - "Nigdy", "zawsze",
"wszyscy", "nikt" i tym podobne słowa.. nie można ich wypowiadać od tak,
gdy przeważnie istnieje jakiś wyjątek od reguły. - dodałam, a on przez
chwilę przyglądał mi się.
Zaczął całować mnie po twarzy.
- Niby
pokojówka, ale coś z filozofa masz. - zaśmiał się i pocałował mnie
szybko w usta, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. - Wracajmy do domu. -
powiedział już wesoło, więc zdążyłam szybciej założyć swoje ubrania,
niż on, klnący pod nosem z trudem próbujący wcisnąć na siebie wciąż mokre
jeansy. Jeszcze czasem kuliłam się lekko na widok błyskawic, lecz już
nie tak bardzo.
Czułam ulgę, gdy widziałam, że burza oddala się. Po
chwili jechaliśmy już w stronę miasta. Zatrzymał się pod
apartamentowcem, w którym pierwszy raz widziałam nagiego Shannimala.
Spojrzałam na niego zdziwiona i wyczekując jakichś wyjaśnień. - Czemu
tak na mnie patrzysz? - spytał, a ja dalej na niego patrzyłam z tym
samem wyrazem twarzy.
- Myślałam, że pojedziemy do mnie. - odpowiedziałam bez ogródek.
- Nie mam u Ciebie żadnych rzeczy na zmianę, a w Twoje raczej się nie zmieszczę.
- Jared.. - wypowiedziałam jego imię pierwszy raz od dłuższego czasu.
- Słucham? - odpowiedział pytaniem, a ja pokręciłam przecząco głową z delikatnym uśmiechem.
-
Nie, nic. - odpowiedziałam z delikatnym uśmiechem. Nachylił się w moją
stronę i pocałował w usta, gdy wnętrze jego auta po raz kolejny
rozświetliło jasne światło, lecz tym razem to nie była błyskawica czy
piorun.. to był cholerny paparazzi.
Gdy tylko Jared zaparkował samochód,
wysiedliśmy i szybko weszliśmy do jego mieszkania. - Chyba.. będą
plotki. - stwierdziłam, zamiast zapytać. Kiwnął twierdząco głową,
ściskając w swojej dłoni moją dłoń, którą ucałował i poszedł do łazienki
wracając po chwili z suchymi ręcznikami i jego ubraniami.
- Najlepiej to chodź wziąć gorącą kąpiel, żebyś się nie przeziębiła. - powiedział, a ja uniosłam lekko brwi.
- Że niby z Tobą, Jared? - spytałam, a on uśmiechnął się dumnie.
- To chyba oczywiste. - odparł podpierając dłonie zamknięte w pięści o swoje boki.
-
Gołąbki moje kochane..! oberwę wam zaraz te dzióbki i nie będziecie tak
do siebie ćwierkać! - usłyszeliśmy zaspany głos Shannimala, który
krzyknął ze swojego pokoju. - Zachowujcie się ciszej, bo jak do was
wstanę..-! - zaczął wygrażać, a ja pokiwałam twierdząco głową.
-
Śpij, śpij! - odpowiedziałam lekko cynicznie i raczej bez zbędnych protestów i
narzekań pozwoliłam zaciągnąć się do tej łazienki. Jego usta były tak
gorące, że nie można było im się oprzeć.. naprawdę. Zamknął za mną
drzwi, jakby odcinając nas od pozostałego, otaczającego nas świata.
***
Całował mnie tak zmysłowo, że prawie w ogóle, nie zdawałam sobie
sprawy z tego, że pozbył się naszych ubrań i po chwili leżeliśmy w
wannie zanurzeni w wodzie i dużej ilości piany.
- Widzisz? A tak
bardzo nie chciałaś iść wykąpać się ze mną. - skwitował Jared, a ja
westchnęłam ciężko, opierając głowę o jego obojczyk. - Naprawdę tak
bardzo boisz się burzy? - spytał po chwili idealnej ciszy znów do tego wracając.
Dotykałam
lekko jego dłoni. Nie myśli chyba, że udawałam?
- Ta.. - mruknęłam
cicho. - Od zawsze bałam się burzy. - odpowiedziałam po chwili ciszy, a
on? Objął mnie ramionami i składał delikatne pocałunki wzdłuż szyi. -
Wiesz...? Zauważyłam, że jesteś bardzo cierpliwy i czuły wobec mnie..
zastanawia mnie tylko dlaczego? - spytałam, gdyż było to w tej
chwili najbardziej nurtujące pytanie w mojej głowie. Westchnął ciężko, co czułam na
skórze.
Odwróciłam głowę i spojrzałam na niego przez ramię. Pocałował
mnie w kark przeciągle.
- Nie myśl teraz o tym. Kocha się za nic.
- odpowiedział i pocałował mnie w czubek nosa.
Zaczęłam się śmiać, bo
pocałował mnie w taki sposób, jak kiedyś moja mama, gdy byłam mała.
-
Dziwny jesteś trochę, wiesz? Oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. -
powiedziałam, by nie było niepotrzebnych nieporozumień. Wyszłam z
kąpieli pierwsza owijając się szczelnie ręcznikiem i stanęłam przed
lustrem doprowadzając moje włosy do ładu. Przez chwilę nawet
zastanawiałam się nad nimi. Obserwowałam w lustrze jak Jared opłukuje
swoje ciało i wychodzi, staje za moimi plecami i obejmuje ramionami w
talii.
- Napatrzyłaś się? - wyszeptał z uśmiechem Casanovy i
spokojnym spojrzeniem. Nie takim szaleńczym, czy pożądliwym, jak na
niego przystało, lecz było to zadziwiająco spokojne spojrzenie.. tak jakby zjarał się i
był szczęśliwy nie musząc martwić się o cokolwiek.
Zaśmiałam się pod
nosem na jego słowa, a gdy jego gorące usta przywarły do skóry na moim
karku i błądziły jeszcze niżej, przegryzłam lekko dolną wargę, pomrukując w geście aprobaty.
-
Jeszcze nie. - wymruczałam w odpowiedzi, lecz robiło mi się słabo od
silnie zaparowanej łazienki. Jego dłonie wsunęły się pod mój ręcznik,
lecz gdy zaciskałam mocniej dłonie na umywalce i stałam niepewnie
spojrzał na mnie z troską.
- Co się dzieje? - spytał zmartwionym i może trochę przestraszonym głosem.
-
Chyba.. trochę słabo mi. - odpowiedziałam półszeptem, a on natychmiast
wziął mnie na ręce i zaniósł do swojego pokoju. Położył na ogromnym
łóżku i uwijał się jak w ukropie przynosząc mi ubrania na zmianę i
szklankę z wodą nakazując mi wypić. - Nie panikuj, to przez to, że
łazienka była zaparowana. - powiedziałam, gdy siedział na krawędzi łóżka
i patrzył na mnie tymi zatroskanymi, niebieskimi paczadłami (oczami).
Uśmiechnęłam się. - Naprawdę, nic mi nie jest. Nie jestem w ciąży.
- dodałam wesoło i dopiero jak wypiłam zawartość szklanki, przebrałam
się i zaczęłam rozglądać po jego pokoju odetchnął z ulgą i położył się
obok z laptopem na brzuchu.
- To dobrze. - odpowiedział i nachylił
się lekko w moją stronę, by pocałować mnie w skroń. Uśmiechnęłam się
delikatnie. To naprawdę przyjemne uczucie, gdy ktoś tak bardzo o Ciebie
dba. - Wystraszyłem się trochę. - dodał spoglądając na mnie przez
chwilę.
Zalogował się na swojego Twittera, który był już pełny pytań o
dziewczynę, którą całował w samochodzie. Zmarszczyłam lekko brwi.
-
Prędzej czy później i tak dotrą do mojej tożsamości.. - szepnęłam cicho
i westchnęłam. Zaczęłam się martwić, że wyciągną na światło dzienne
moją okropną przeszłość, tą, o której nie wie nawet Jared. - Cholerny
paparazzi. - mruknęłam niezadowolona.
- Mam go przekupić? - spytał poważnie, na co ja zaśmiałam się, tym razem to ja pocałowałam go w kość policzkową.
-
Nie trzeba. - odpowiedziałam wesoło obserwując przez chwilę jak
odpisuje na wiadomości jego ukochanemu Echelonowi, czy też znajomym. Nie
wnikałam w to co pisał, patrzyłam jedynie na jego dłonie, w jaki sposób
poruszają się po klawiaturze.
- Muszę zapisać się na siłownię. - stwierdziłam ni stąd, ni z owąd, a Jared uniósł wysoko brwi.
-
Przecież dobrze wyglądasz, a wręcz trochę za chuda jesteś. -
powiedział, a ja wywróciłam teatralnie oczami. - Jeśli chcesz, to mogę
sam udzielać Ci lekcji.. - wymruczał mi do ucha z chytrym uśmieszkiem kładąc dłoń na moim udzie.
- W takim razie, chcę wyglądać jeszcze
lepiej i być silniejsza.. poza tym wyszłam z formy i wstyd iść chociażby
na plażę z takim brzuchem.. - mruknęłam udając niezadowoloną ze swojego
wyglądu, a on zmarszczył brwi i westchnął zrezygnowany.
- O czym Ty mówisz? Jakim brzuchem? Jest idealny. - skwitował Jay, a ja dalej, choć niemo to zachwycałam się jego ciałem, twarzą, dłońmi. Karmiłam się jego widokiem, dotykiem, zapachem, ciepłem.
- Z czego masz te otarcia na dłoni? Ze wspinaczki? - spytałam po chwili ciszy, a on przyjrzał się swojej prawej dłoni.
- Więc temu tak się przyglądałaś? - spytał oglądając odrapania na dłoni.
-
Tak, a czemu innemu miałabym się przyglądać? - spytałam lekko
zdziwiona. - Nie obchodzi mnie co odpisujesz ludziom, w końcu to Twoja
sprawa, nie moja. - dodałam opierając głowę o jego ramię. Objęłam go w
pasie zamykając ciężkie powieki oczu.
Słyszałam jego bicie serca,
spokojny oddech, uderzanie opuszków palców o klawiaturę laptopa i od
czasu do czasu cichy chichot.
Zasnęłam.
Nie wiem jak długo spałam, ale obudziły mnie delikatne pocałunki i ciche mruczenie do ucha pragnień wokalisty.
- Jeszcze pięć minut. - wyszeptałam obracając się na bok, a plecami do Jareda, lecz to tylko zapoczątkowało falę pocałunków po ramieniu, karku i plecach.
- Van.. - wyszeptał cichutko, a ja przewróciłam się z powrotem na plecy i przetarłam twarz dłońmi, po czym spojrzałam na Jareda.
- Co jest? - spytałam z pytającym spojrzeniem. Uśmiechnął się zawadiacko.
Cholerny lis.
Pocałował mnie w czoło i objął ramionami znów przybliżając swoje usta do mojego ucha i szepcząc kolejny łańcuch słów obezwładniający mnie psychicznie.. Uległam mu po raz kolejny.
***
- Spróbujcie mojego najnowszego ciasta~! - zaświergotał Shannon, gdy przeciągałam się na krześle, a Jay właśnie wszedł do kuchni.
- Ja podziękuję, już jadłem śniadanie. - odpowiedział bratu - Ja osobiście boję się próbować jego wypieków.. - szepnął mi na ucho Jared i pocałował w skroń, lecz było już za późno, by uciec, bo Shannon już nałożył na talerzyk.
Niepewnie wzięłam kawałek ciasta, a spoglądając na szczerzącego w uśmiechu wszystkie swoje zęby Shanna.. musiałam spróbować.
- O Boże.. - powiedziałam po chwili żucia.
- Troszkę się przypaliło.
- Troszkę? - spytałam nie dowierzając. - Jest totalnie zwęglone, nie mówiąc już nawet o tym, że można byłoby wybić szybę takim kawałkiem ciasta.
- Oh, nie jest takie złe! - oburzył się Shannon i wziął kęs ciasta. Mina od razu mu zrzedła.
- Beztalencie. - burknęłam niezrozumiale pod nosem na dodatek po polsku. Mam przyjaciółkę z Polski i czasem uczy mnie tego języka. (haha, dopuszczenie autora)
- Co powiedziałaś? - spytał zainteresowany Jared, a ja machnęłam ręką na znak, że to nic takiego i nie mam ochoty tłumaczyć. - W jakim to było języku?
- Po polsku. - odpowiedziałam bez większego entuzjazmu. - Muszę się zbierać, mam na drugą zmianę dzisiaj. - dodałam spoglądając na zegarek, który wskazywał już godzinę 11. Przechodząc koło Jareda pocałowałam go lekko w usta, na co Shannon tylko zagwizdał.
- Ej, brat.. następnym razem, zachowujcie się trochę ciszej, okay? - dodał Shannimal, gdy wyszłam na co Jared zaśmiał się cicho, a moja twarz tylko spłonęła rumieńcem z zawstydzenia.
Przebrałam się w swoje ubrania i już szłam w stronę wyjścia.
- Zamierzasz iść na piechotę? - spytał patrząc na mnie wokalista, a ja uśmiechnęłam się.
- Czemu nie. Ewentualnie stopa złapię. - odpowiedziałam i obserwowałam jak przez jego oczy przemknęła ledwo opanowywana złość.
Zacisnął lekko usta w cienką linię, lecz jego nastrój zdemaskowała pulsująca pod lewym okiem żyłka.
Tak. Stałam się jego bardzo uważnym obserwatorem.
Uśmiechnął się sztucznie do mnie. Nie czułam od niego tego 'ciepła', które zazwyczaj od niego emanuje, gdy jest naprawdę szczęśliwy lub po prostu spokojny.
- Żartowałam. - powiedziałam przyciągając go do siebie blisko i całując namiętnie, po czym wychodząc z mieszkania.
Nie musiałam długo czekać przed budynkiem, aż Jared wybiegnie za mną ubrany, z kapturem od bluzy na głowie zasłaniającym jego włosy, które nie zdążył ułożyć i w okularach przeciwsłonecznych.
Wybiegł przed budynek rozglądając się panicznie dookoła.
- BOO! - powiedziałam zachodząc go od tyłu i łapiąc za rękę.
Jego mina była bezcenna, gdy spojrzał na mnie. Wystraszył się lekko co spowodowało u mnie na twarzy ogromny uśmiech. Wywrócił oczami, lecz po wywróceniu teatralnie oczami uśmiechnął się tak szczerze do mnie, że poczułam przyjemne ciepło na sercu. Pochylił się w moją stronę.
- Bałem się, że poszłaś sama. - powiedział i ku mojemu dziwieniu, chwycił mnie za rękę i zaczął ze mną spacerować.. a raczej iść w stronę jego garażu. - Odwiozę Cię. - dodał zapraszając gestem ręki do jego samochodu.
Zdawać się mogło, że w ogóle nie bał się tego, że media zaczną o nas pisać, a brukowce i portale plotkarskie będą wrzeć od plotek i zdjęć z naszych spacerów, pojawiania się razem i tym podobnych.
- Zrobiłeś wielkie "KA-BOOM!" w mojej głowie. - powiedziałam, gdy prowadził samochód, a jego oczy były skupione na drodze.. a on? Tylko uniósł lekko kąciki ust, nie odpowiadając na to zupełnie nic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz