Sorry za wulgaryzmy, bezpośredniość i ewentualne błędy, ale piszę to na pół śpiąco.. potem to poprawię.
--- --- --- --- ------------ ------- ------ -------------- ------ ------- ------- -- --- - ---- -------- ------------- ------ -
***
Obudziłem się z potwornym kacem. Poderwałem się do siadu na wspomnienie Vanessy, lecz od razu tego pożałowałem.. ból rozdzierał moją głowę. Opadłem znów na poduszkę i dłońmi zakryłem twarz.
- Leto, to już nie te lata i nie to zdrowie. - burknąłem sam siebie i przez dłuższą chwilę leżałem. Nie miałem ochoty wstawać, a czekałem aż obrazy z wczorajszej nocy same poukładają się w całość.
Przebłyski momentów. Zupełnie tak, jakbym próbował przypomnieć sobie ulubiony film z dzieciństwa.
- Zaraz, zaraz..!
Ona miała blond włosy?
Była taka czuła wobec mnie?
Nie..
To musiał być sen..
taki piękny-.. kurwa! - przeprowadziłem monolog i jednak poderwałem się do siadu i obejrzałem rękę na której widniał napis "Lot nr 52771 do LA z godziny 14:10", znaczy, że.. spojrzałem na zegarek, który wskazywał na 14:24.. co za pech!
Znów runąłem na łóżko, lecz mimo to na moją twarz wdarł się szeroki uśmiech.
Przeokropnie chciało mi się pić..
Spojrzałem w lewo na półkę nocną i co zobaczyłem? Schłodzoną butelkę wody niegazowanej z małą karteczką wciśniętą pod etykietkę.
- "Znaj moją łaskę.. Van." - parsknąłem śmiechem pod nosem.
Tak, to mogła napisać ona.
Powędrowałem do łazienki by wziąć prysznic. Wciąż czułem od siebie alkohol i pot.
Przekręciłem uchwyt i puściłem letnią wodę z prysznica, a przechodząc obok lustra coś przykuło moją uwagę.
Natychmiast wróciłem się i przyglądałem się swojemu odbiciu.
- Co do-... - mruknąłem patrząc na lewą pierś. - Malinka? - mruknąłem pod nosem przecierając palcami w nadziei, że to tylko kobieca szminka. Niestety. - "Właściciel: VANESSA FAREWELL." - przeczytałem i zacząłem się śmiać jak chory psychicznie człowiek.
Ona naprawdę tu była.
Sam temu nie dowierzałem.
Wszedłem pod prysznic i mimo porządnego szorowania gąbką nie mogłem zmyć tego napisu. - Już ja Ci się odwdzięczę. - powiedziałem na głos, a w myśli układając już plan na słodką zemstę.
***
Przeszły mnie dreszcze, a przecież w samolocie było ciepło. - Ktoś mnie wspomina? - mruknęłam cicho sama do siebie. Jeszcze osiem godzin lotu plus w międzyczasie przesiadka, chyba zwariuję.
Słuchałam muzyki, spałam, oglądałam film na laptopie, dalej spałam, zjadłam coś, słuchałam muzyki i ... po raz pierwszy od dłuższego czasu, wyciągnęłam notes, ukryty w bocznej kieszeni torby na laptopa.
Zaczęłam pisać nowy wpis, nową notatkę.
Tak.. minęło dużo czasu odkąd coś napisałam.
Zastanawiałam się przez chwilę, czemu zapomniałam o tak ważnej rzeczy?
O tak ważnym sposobie wyrażania siebie?
W ogóle.. jak mogłam zapomnieć o piłce?
Ciekawe gdzie teraz się znajduje w moim mieszkaniu..
Oh, jak bardzo zapragnęłam poczuć teraz piłkę i porzucać do kosza.
Tak bardzo chcę wypróbować stare, choć kiedyś doskonale wyuczone zwody, rzuty za trzy punkty, z dwutaktu i z haka.
Zamknęłam notes nie mogąc napisać nic więcej do pamiętnika.. zamknęłam też i oczy.. a pamięcią przeniosłam się do momentów, gdy grałam jeszcze w koszykówkę.
Te ważne mecze.
Pot.
Ból mięśni z wysiłku.
Brak tchu.
Uśmiech na ustach.
Dopingująca publiczność.
Krzyki trenera.
Upadek na plecy po dźwięku sygnalizującym koniec meczu..
Łzy szczęścia, nie spowodowane wygranym spotkaniem, lecz radością czerpanej z gry zespołowej.
Wspólnej gry w koszykówkę z moimi dziewczynami z drużyny.
Byłyśmy rodziną.
Oh, tak.. brakuje mi tego wszystkiego.
Po ostatecznej decyzji najlepszego lekarza w całym stanie, który zajął się moją kontuzją na prośbę trenera.. załamałam się.
Urwałam też kontakt ze wszystkimi znajomymi.
Nie chciałam z nikim rozmawiać.
Z nikim nie chciałam dzielić mojego bólu i rozpaczy.
Mojego złamanego serca.. a może raczej, pustki bo wydartym sercu.
" Nic więcej nie można zrobić. Tobie już nie da się pomóc.. nigdy więcej nie będziesz mogła grać w koszykówkę, przykro mi. " na wspomnienie tych słów, łzy spłynęły mi po policzkach, lecz szybko otarłam je nadgarstkami.
Opętała mnie nienawiść.
Przeszłość niech zostanie tam, gdzie jest jej miejsce.
Zwiększyłam głośność muzyki w słuchawkach.. i jeśli kiedyś ogłuchnę, to wiem przynajmniej, że ogłuchnę od dobrej muzyki.
Stewardessa nakazała mi zapiąć pasy, gdyż turbulencje były bardzo niebezpieczne. Z niemałym przestrachem wykonałam jej polecenia, choć było naprawdę strasznie..
Przez chwilę bałam się, że zginiemy.
Dzięki Bogu, pilotem okazał się Polak, który umiejętnie zapanował nad maszyną i wyjątkowo łagodnie wylądował na pasie startowym.
- Ah.. moja piękna, słoneczna Kalifornio.. tęskniłam za tobą! - powiedziałam stojąc w drzwiach wyjściowych z samolotu i przeciągając się. Zaciągnęłam ciepłe powietrze do płuc, a ktoś za mną zaśmiał się cicho.
- Nie tylko Ty... - szepnął jakiś chłopak, więc pośpieszyłam schodami na dół, by nie blokować przejścia. Uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie.
- Vanessa Farewell? - spytał, a ja uniosłam lekko brwi.
- Tak, to ja. - odpowiedziałam, a on po chwili wyciągnął jakąś gazetę.
Ah, tak.. pozowałam do zdjęć dla tego magazynu.
- Mogłabyś dać mi autograf? - spytał, a ja wzruszyłam ramionami.
- Spoko. - odpowiedziałam i machnęłam autograf na jednej ze stron, gdy było moje zdjęcie. - Proszę. - dodałam i włożyłam okulary na nos, po czym bez słowa, zostawiając chłopaka za mną, ruszyłam w stronę wyjścia.
Złapałam taksówkę i pojechałam do domu.
- Moja mała twierdza.. - wymruczałam z uśmiechem wchodząc do mojego mieszkania.
Pachniało tak, jak je zostawiłam. Amy nie robiła imprez - Dzięki jej za to!
Przełożyłam starą kartę do telefonu.. usunęłam ogrom nieodebranych połączeń od Jareda, a wszystkie nieodebrane wiadomości postanowiłam przeczytać później.
Rozpakowałam się, ogarnęłam mieszkanie, wykonałam kilka telefonów i po długiej kąpieli postanowiłam zakopać się częściowo w pościeli w figach i za dużej koszulce z wyciętymi bokami.
Przeglądałam też wtedy wiadomości, które zgromadziły się na moim telefonie w przeciągu tych dwóch tygodni, z czego większość, była od zmartwionego pana Leto.
Słońce powoli chyliło się ku zachodowi wypełniając całą moją sypialnią pięknymi, ciepłymi promieniami i nadając wnętrzu magiczną atmosferę.
Oczy były coraz cięższe od obserwowania magii pomieszczenia. Usłyszałam przekręcany kluczyk w drzwiach.
- To pewnie Amy. - mruknęłam cicho sama do siebie i nie mogąc już dłużej panować nad sobą zasypiałam.
Słyszałam ciche kroki i po chwili poczułam czyjś wzrok na mnie i męskie perfumy w pokoju.
Uchyliłam lekko oczy.
- Faktycznie wróciłaś.. - usłyszałam charakterystyczny głos.
- Shannon? - szepnęłam przeciągając się lekko w łóżku, lecz tylko po to, by znaleźć sobie wygodniejszą pozycję. - Zamknij za sobą drzwi, gdy będziesz wychodzić.
- Śpij, śpij.. - szepnął przysiadając na krawędzi mojego łóżka i głaszcząc mnie po głowie. - Niezłe przedstawienie zorganizowałaś.. uczysz się od najlepszego. - wyszeptał, a ja uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Od Jareda?
- Mhmm.. - wymruczał i poczułam delikatny pocałunek na skroni. - Śpij dobrze. - powtórzył, lecz nie miałam sił, by robić mu awanturę o to, dlaczego tak zrobił.
***
Dostałem MMS'a od brata, a gdy zobaczyłem zdjęcie śpiącej Vanessy w jej pokoju z podpisem "Twoja księżniczka dotarła bezpiecznie do domu", myślałem, że oszaleję ze szczęścia i zazdrości.
Shann przedrzeźniał się ze mną jeszcze przez dobrą chwilę, więc w tempie ekspresowym zamówiłem bilet na najwcześniejszy lot.
- Geez... w Los Angeles będę dopiero o 3 nad ranem.. - bąknąłem niezadowolony po obliczeniu godzin lotu i różnicy czasowej, więc ostatni raz w tym tygodniu, postanowiłem przejść się ulicami Londynu.
- No hej, braciszku. - usłyszałem i aż mnie przeszły ciary po plecach.
- Co chcesz? - rzuciłem krótko do telefonu, a on zaśmiał się w ten charakterystyczny sposób, który nie wróżył nic dobrego.. przynajmniej dla mnie.
- Chcesz zobaczyć fajne zdjęcia twojej księżniczki? - zatrzymałem się i przełknąłem głośno ślinę. - Hmm? - wymruczał, gdy ja toczyłem walkę z Bartem w mojej głowie, który koniecznie chciał ją zobaczyć, i podsuwał mi przed oczy przykładowe obrazy tego, co mogłem zobaczyć na tych zdjęciach..
- No, dobra. Dawaj. - odpowiedziałem ulegając mojemu alter-ego, a Shann zaśmiał się i wysłał mi zdjęcie jej karku, na którym miała tautaż.
- Pewnie o nim wiesz. - szepnął, a ja zmarszczyłem lekko brwi.
- To ona ma tam taki tatuaż? - spytałem raczej retorycznie, a Shannon zamarł po drugiej stronie telefonu.
W głowie zacząłem śledzić każdy skrawek jej ciała, ale nie mogłem przypomnieć sobie, czy miała ten tatuaż, czy też nie.
- To spałeś z nią, czy nie? - spytał tonem bez emocji, tak bezbarwnym, że nie potrafiłem się nie obejrzeć i sprawdzić.. czy on, aby na pewno nie stoi gdzieś niedaleko mnie i mnie obserwuje.
- My nie "spaliśmy" ze sobą.. my się kochaliśmy. To jest różnica Shannon. - odpowiedziałem stanowczo i irytując się tym, jakie mój brat ma podejście do tych spraw. - To nie był "tylko" seks.. to była pieczęć miłości. - dodałem starając się nakreślić mu to w epicki sposób, lecz on zarechotał najwidoczniej bardzo rozbawiony moją odpowiedzią.
Oh, ciesz się, że Cię tu nie ma, braciszku, bo zabiłbym Cię w tym momencie.
- Czy Ty siebie słyszysz, Jared? "Pieczęć miłości"? Co Ty pierdolisz? - spytał i na nowo wybuchnął niepohamowanym śmiechem.
Zacząłem odliczaj od dziesięciu do zera, by się uspokoić.
Dziesięć...
Dziewięć...
Osiem...
Siedem...
To nie pomaga.
Sześć...
- Shannon.. ja doskonale wiem co mówię. - odpowiedziałem przez zęby.
Spokojnie.. nie daj się ponieść.
- Wiesz dlaczego uciekła do Londynu? - spytał, a ja uniosłem wysoko brwi.
- Co masz namyśli?
- To co słyszysz, Jared. - odpowiedział chłodno. - Powiedziałem jej o naszym zakładzie. - dodał, a ja odniosłem wrażenie, że moje serce zatrzymało się na moment.
- Jak to powiedziałeś jej?! - spytałem, a całe moje liczenie i samokontrolę szlag trafił.
- Normalnie.. Wtedy, co była u nas, a zaraz potem następnego dnia "cudownie" zniknęła.. w nocy powiedziałem jej o naszym zakładzie. - odpowiedział Shann, a coś aż zagotowało się we mnie. - Wiesz, że ona pali papierosy? - dodał jakby mówił o pogodzie, a mnie już coś roznosiło.
- Ale dlaczego jej o tym powiedziałeś?! - spytałem rozzłoszczony, a po drugiej stronie nastąpiła cisza.
- A Ty byś jej o tym powiedział? Kiedy? Dziś? Jutro? Za tydzień? Miesiąc? Dwa? Trzy? Pół roku? Za rok..? Wtedy gdy ona nakręciłaby się..? I CO WTEDY? Chciałbyś mieć ją na sumieniu, gdyby zrobiła "coś" głupiego? - spytał, a ja znalazłem najbliższą ławkę i usiadłem na niej. - Zrozum, że zrobiłem to dla Twojego dobra.. dla dobra nas wszystkich.
- Wiesz, że nie myślę już o "tym" w tej kategorii, prawda? - spytałem lekko ściszonym głosem.
- Tego się obawiałem. - szepnął, po czym westchnął ciężko. - Jak wrócisz, musimy poważnie porozmawiać.
- Mów teraz, skoro tak wiele już powiedziałeś. - bąknąłem, a on znów westchnął ciężko. - Co Ty tak ciągle wzdychasz? - dodałem poirytowany, a on tym razem zaśmiał się cicho pod nosem.
- Nie uważam, że dobrze postępujesz pogrążając się w tym.. to już nie jest zabawa, Jared.
- Wiem o tym.
- Nie. Uważam, że nie wiesz.. podejmij odpowiednie kroki, J. Nie możesz zmarnować jej życia.. jest jeszcze młoda, całe życie jest przed nią.
- Wcale nie czuję się staro.. - powiedziałem z uśmiechem pod nosem, a on odchrząknął znacząco. - No przecież wiem, o co Ci chodzi.. - burknąłem i wolną dłonią przeczesałem włosy.
- Jared, porozmawiamy o tym jeszcze, gdy wrócisz.
- Shannon..
- NIE, Jared.
- Obudził się w Tobie instynkt ojcowski, czy co? - zażartowałem, lecz brat nie odpowiedział mi to.
- Musimy porozmawiać o niej.. KONIECZNIE. - powiedział takim tonem, że, nie będę ukrywać, wystraszyłem się trochę. - O wielu rzeczach, które ja teraz dostrzegłem na 200% nie wiesz.. nie obserwujesz jej uważnie.. - dodał, a ja poczułem jak ból głowy wraca.
- Co masz na myśli-... - nie dokończyłem pytania, gdyż on mi przerwał przeciągłym "Shhhhhh!!!".
- Pogadamy o tym, gdy WRÓCISZ. To cześć. - powiedział i rozłączył się nie czekając na moją odpowiedź.
Spojrzałem zdziwiony na wyświetlacz telefonu.
- O co chodzi? - spytałem sam siebie.
Nie wiem co się z Nim stało, ale wystraszył mnie trochę..
Co on mógł zauważyć, czego ja nie zauważyłem do tej pory? Oh.. to mi nie da teraz spokoju!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz