Obudziłam się rano i spojrzałam na łóżko. Znowu byłam w nim sama, ale
czułam jak po mieszkaniu rozchodził się cudowny zapach świeżo zaparzonej,
czarnej kawy. Przeciągnęłam się w łóżku jak kot i przetarłam twarz
dłońmi.
- Wstałaś już? - spytał Jared zaglądając do mojego pokoju. Uśmiechnęłam się lekko.
- Tak. Można tak powiedzieć. - odpowiedziałam wciąż delikatnie uśmiechając się do niego.
- Co Ci się śniło? - spytał podchodząc do łóżka i siadając na krawędzi. Zaczęłam przewróciłam oczami i westchnęłam.
-
Przepraszam, zbyt dużo by opowiadać. - odpowiedziałam, a on zaśmiał się
opuszczając lekko głowę i mrużąc lekko oczy przy tym. Dopiero teraz,
gdy tak przyglądałam mu się zaczęłam zauważać upływ czasu na jego twarzy
w formie zmarszczek na już nie tak bardzo jędrnej i promiennej cerze oraz lekko zapadającej się twarzy.
Nagle stał się dla mnie przedmiotem dogłębnej obserwacji. Chciałam
dokładnie zbadać każdy kawałek jego ciała. Każdy. Dosłownie każdy, lecz
nie byłam pewna, czy powinnam na to właśnie poświęcać nasz czas, który
mimo wszystko, spędzaliśmy na tym, że gotował dla mnie, słuchał co mnie
trapi, boli.. na czułościach, a noce spędzaliśmy w jednym łóżku, czego
nie rozumiałam teraz. Nie rozumiałam, dlaczego tak bardzo poświęcał się dla mnie.
- Vanessa? - spytał patrząc na mnie lekko zdziwiony.
- Hm? - spytałam, bo nawet nie zauważyłam, że odpłynęłam z krainę rozmyślań, a on od dłuższej chwili informował mnie o czymś.
- Mówiłem, że Twój telefon dzwonił jak wściekły.
-
O BOŻE... - powiedziałam otwierając szeroko oczy i zrywając się z
łóżka. - Spóźnię się do pracy!!!! - krzyknęłam raczej jakby do siebie i
zaczęłam szybko szukać ubrań. Wciągnęłam na siebie czarne rurki, ubrałam
lekką, czarną bokserkę i czarne, zabudowane szpilki. Zaczęłam szukać
kluczy i gdy je znalazłam, wyprostowałam włosy, pomalowałam się i
zostałam zmuszona do zjedzenia szybkiego śniadania, po czym szybko
umyłam zęby. - Ko-... Jared. - zaczęłam, a on podniósł na mnie swoje
teraz zdziwione niebieskie oczy. - Zamknij mieszkanie, gdy będziesz
wychodził, ok? Mam zapasowy klucz. - powiedziałam biorąc kask, który
przykuł uwagę Leto, więc wyszłam.
Po chwili wyciągnęłam motor z garażu i
śmigałam ulicami LA do mojej pracy.
- Van! Czemu tyle się
spóźniłaś?! - zaczęła krzyczeć na mnie właścicielka, a ja cierpliwie
słuchałam jej "wykładów". W sumie, czułam się jak przestraszony, mały
kotek z położonymi po sobie uszkami i ogonem między nogami. - Na dodatek
jeździsz jak szalona tym motorem! Pewnego dnia zabijesz się na tej maszynie! - uniosłam na nią oczy pierwszy raz
odkąd przyjechałam. - Nie rób takiej zdziwionej miny! Wszystko
widziałam!
- Ale.. ja bezpiecznie jeżdżę... - szepnęłam cichutko, co
było złym pomysłem, bo zapoczątkowało to kolejny długi i nużący wykład na temat
bezpiecznej jazdy mojej pracodawczyni.
- No! A teraz do pracy! -
dodała, a ja natychmiast udałam się do przebieralni. - Dopiero środa, a
ona już mnie przyprawia o ból głowy.. - szepnęła cicho sama do siebie
szefowa, a ja uśmiechnęłam się lekko pod nosem. Wzięłam swój sprzęt i powędrowałam
na swoje piętro otwierając kolejno pokoje i wykonując swoją pracę.
Dochodziła pora obiadowa, więc naturalnie zrobiłam sobie przerwę. Obiad
składał się z sałatki, nie byłam nigdy zbyt głodna w pracy, zazwyczaj
wolę zjeść coś smacznego po pracy.
- Van, Twój telefon dzwoni. - powiedziała Monique, a ja uniosłam lekko brwi. Myślałam, że wyłączyłam dźwięki.
- Tak słucham?
- Hej. - usłyszałam ten kochany, zachrypnięty głos. - Jadłaś już obiad?
-
Hej Jared. - szepnęłam, a Monique posłała mi pytające spojrzenie, na
które odpowiedziałam machnięciem ręki. - Tak, jadłam już. -
odpowiedziałam z delikatnym uśmiechem.
- To dobrze. - wychrypiał i westchnął, po czym żywo dodał - odebrać Cię?
- Nie trzeba, jestem motorem.
- Rozumiem.. - odpowiedział jakby zawiedziony. - Mam dziś trochę do zrobienia, więc pewnie dopiero wieczorem zobaczymy się.
-
Dobrze, będę czekać. - odpowiedziałam, lecz gdy zobaczyłam, że szefowa
weszła poinformować nas, że przerwa dobiegła końca, zrobiłam duże oczy i
chciałam pośpiesznie zakończyć rozmowę. - Muszę kończyć, przerwa
właśnie mi się skończyła.
- Zaczekaj, chcę Cię dziś gdzieś zabrać.. w pewne miejsce. - powiedział, a ja zdziwiłam się lekko.
- Tak? A gdzie? - spytałam, a on zaśmiał się.
- To niespodzianka.
-
No dobrze, to do zobaczenia. - powiedziałam i rozłączyłam się,
wyciszyłam dźwięki telefonu i w tempie ekspresowym poszłam kończyć swoją
pracę.
Starałam się być dziś wyjątkowo ostrożna, by znów nie dostać wykładów od szefowej.
Znów stanęłam przed drzwiami pokoju, za którymi ostatnim razem
miałam małego "pecha". Westchnęłam ciężko i otworzyłam drzwi kartą.
Pokój był pusty, ale widać było, że jest używany. - Błagam tylko, żeby nie
było tu tego samego kolesia.. - wyszeptałam sama do siebie z cichą nadzieją.
Na szczęście nikogo nie było, choć czyjeś rzeczy walały się po całym
pokoju. Zamykałam za sobą drzwi, gdy poczułam czyjś oddech na swoim
karku.
- "Dreams come true and never say never"? - usłyszałam, a
mnie przeszły ciarki po całym ciele i powoli odwróciłam się. - Dawno się
nie widzieliśmy. - powiedział Jared z szelmowskim uśmiechem, a ja
zmarszczyłam lekko brwi.
- Zastanawia mnie tylko jedno. - odpowiedziałam, a on uniósł lekko lewą brew. - Dlaczego mieszkasz w hotelu?
- To nie Twoja sprawa. - odpowiedział chwytając mnie za ramię i chcąc pocałować w szyję odchyliłam się.
- Nie dotykaj mnie, bo wezwę ochronę. - powiedziałam, a Jared zaśmiał się.
-
Tego faceta sprzed klubu? Poza tym, długo nie widziałem Cię tu.. czyżby
coś się stało? - spytał, a ja popatrzyłam na niego wrogo.
- To
nie Twoja sprawa. - odpowiedziałam mu tym samym i wyszarpnęłam swoje ramię z jego uścisku.
Zauważył ironię. - Miłego dnia. - powiedziałam beznamiętnie i poszłam
dalej, otworzyłam kolejny pokój i wykonywałam swoją pracę.
Czas mijał wyjątkowo szybko, nie zauważyłam nawet kiedy ściemniło się za oknami.
-
Van? - usłyszałam głos szefowej, gdy siedziałam w przebieralni na
krześle przy oknie opierając twarz o dłoń i patrząc na zaczynające
tętnić życiem miasto. Spojrzałam na szefową. - Możesz iść już do domu.
- Dobrze. - odpowiedziałam i podeszłam do swojej szafki.
-
Dobra robota. - powiedziała z delikatnym uśmiechem i wyszła. - Jedź ostrożnie. - dodała, a ja uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie. Przebrałam
się, wzięłam swoje rzeczy, kask i wyszłam. Pojechałam jeszcze na stację
paliw zatankować. Uwielbiałam te zdziwione spojrzenia ludzi na mój widok tam
pracujących, gdy podjeżdżałam motorem i zdejmowałam kask
spod którego opadały na ramiona długie, brązowe włosy.
Praktycznie bez słowa
zatankowałam, zapłaciłam i na nowo ruszyłam w drogę powrotną do swojego
mieszkania. Bawiłam się kluczami wchodząc po schodach, gdy zauważyłam
siedzącego pod moimi drzwiami bruneta z torbą.
- Cześć. - powiedział spoglądając na mnie z uśmiechem.
-
Cześć. - odpowiedziałam zdziwiona. - Co tu robisz? Długo czekasz? -
spytałam, a on chwilę milczał, spojrzał na wyświetlacz telefonu i
prychnął śmiechem.
- Nie wiem.. - odpowiedział, a ja podeszłam do niego. Miał obitą twarz i kilka zadrapań.
- Co się stało? - spytałam dotykając delikatnie jego twarzy.
- Pokłóciłem się z ojcem.. - odpowiedział, a przed moimi oczami od razu ukazało się wspomnienie, jak to mnie, mój ojciec pobił.
- I pobiliście się?
- Tak.. - szepnął najwidoczniej zażenowany tym.
-
Wejdź. - powiedziałam łagodnym głosem otwierając drzwi i pomagając
dźwignąć mu się z wycieraczki przed moimi drzwiami. Nakazałam mu wejść do kuchni, ale jak
zobaczyłam w jakim jest stanie to tylko się zaczerwieniłam ze wstydu. -
Przepraszam za bałagan, ale ten idiota nie posprzątał... - mruknęłam, a
Tom spojrzał na mnie.
- Kto? - spytał, a ja odchrząknęłam i uniosłam wysoko brwi.
- Znajomy.. siadaj na krześle.. - powiedziałam i zaczęłam szukać apteczki, która powinna gdzieś tu być.
- Mężczyzna? - spytał, a ja zamarłam na chwilę. Przecież.. do niedawana byłam w bardzo dobrych relacjach z Tom'em.. dlaczego nam nie wyszło? W sumie.. to wszystko przeze mnie, bo go nie kocham i on doskonale o tym wie. Wie, że byłam z nim tylko dlatego, że brakowało mi czułości i bliskości drugiej osoby.
- Tak.
-
Rozumiem. - szepnął, a ja rozłożyłam apteczkę obok niego, i gdy
skończyłam opatrywać mu twarz popatrzyłam na niego. Wyglądał jak biedny,
zagubiony, mały szczeniaczek.
- Zdejmij ubrania. - powiedziałam, a
on spojrzał na mnie zdziwiony i uśmiechnął się. - Nie bój się, przecież
Cię nie zgwałcę. - dodałam śmiejąc się. - Chcę tylko zobaczyć czy nie
masz innych stłuczeń i ran. - pokręcił lekko głową z niedowierzaniem,
prawdopodobnie we własną głupotę. Zdjął koszulkę. Miał jeszcze lekko
zadrapane plecy. Chyba uderzył plecami o coś.
Skrzywiłam się lekko, bo znów
przypomniała mi się ta sytuacja z ojcem.. tylko że ja, nie miałam
szans mu oddać, czy bronić się jakoś.
- Z pracy wróciłaś dopiero? -
spytał, a ja kiwnęłam twierdząco głową i sięgnęłam do zamrażarki po
lód, który przyłożyłam mu do opuchniętej lekko twarzy.
- Już. - powiedziałam łagodnie patrząc mu w jego niebieskie oczy, które tak zagadkowo na mnie patrzyły.
-
Dzięki. - odpowiedział z uśmiechem trzymając lód przy twarzy. Drugą
dłonią sięgnął moich włosów, które założył mi za ucho. - Czemu zmieniłaś
kolor? - spytał, a ja uśmiechnęłam się do niego.
- Lepiej czuję się w ciemnym brązie, choć myślałam nad powrotem do naturalnego koloru.
- Powinnaś. - powiedział, a ja zaśmiałam się.
- Chcesz wziąć kąpiel? - spytałam, lecz on potrząsnął przecząco głową.
- Nie chcę sprawiać Ci kłopotów. - powiedział przyciągając mnie bliżej siebie, pogładziłam go po głowie z delikatnym uśmiechem.
- Nie wygłupiaj się, wyglądasz jakbyś przeszedł poligon. - zaśmiałam się i poszłam do łazienki - przygotuję Ci kąpiel.
- Nie wyglądam aż tak tragicznie. - oburzył się, lecz po chwili zaśmiał. Wiedział, że mam rację.
- Dlaczego po prostu nie zostaniesz trochę? Chyba na razie.. nie chcesz wracać.. do domu? - spytałam, a on oparł się o umywalkę.
- Dlaczego jesteś taka miła? Wiesz jak mogę to odebrać? - spytał marszcząc lekko czoło, a ja spojrzałam na niego obojętnie.
-
Wiem, ale Ty pewnie wiesz, że ja wiem i, że wiem, że nie myślisz w ten
sposób, nie? - odpowiedziałam pytaniem na jego pytanie, a on zaśmiał
się.
- Ta. - odparł.
Zostawiłam go w łazience, a ja sama, usiadłam w kuchni i zrobiłam sobie gorącą czekoladę. Siedziałam tak dość dłuższą chwilę, aż przypomniałam sobie o moim wyciszonym telefonie. Wygrzebałam z dna torebki telefon, na którym było kilka nieodebranych połączeń i wszystkie od Jareda.
- W końcu.. - usłyszałam lekko poirytowany głos wokalisty, gdy oddzwoniłam do niego.
- Przepraszam, miałam wyciszone dźwięki. - powiedziałam łagodnym tonem, a on westchnął.
-
Dobra, nic się nie stało. Za ile będziesz gotowa? - usłyszałam i dosłownie po
chwili po mieszkaniu rozszedł się dźwięk dzwonka do drzwi. W sumie to z pewnego rodzaju przerażeniem podeszłam do drzwi. Otworzyłam je
i zobaczyłam Jareda z wielkim bukietem czerwonych róż. Rozłączył się z
wszedł do mieszkania całując czule w usta. - Porywam Cię. - wymruczał
składając delikatne pocałunki na mojej twarzy, lecz gdy spojrzał na mnie,
zdziwił się, bo malowało się niej duże zaskoczenie. - Ktoś u Ciebie
jest? - spytał zdziwiony. Pociągając nosem. Czyżby wyczuł obcy zapach?
- Ta.. Znajomy. - odpowiedziałam cicho, a Jared uniósł lekko brwi.
- Znajomy? - powtórzył patrząc na mnie przenikliwie.
-
Tak, znajomy. Miał niefajną sytuację i nie mogłam go przecież zostawić
siedzącego na wycieraczce przed moimi drzwiami. - odpowiedziałam lekko poirytowana miną
Jareda.
Chyba jego cudowny nastrój poszedł na drinka bez właściciela.
- Nie no, oczywiście,
że mogłaś się nim zająć. - powiedział, a z łazienki wyszedł w samym
ręczniku Tom. Jared zmierzył go wzrokiem od góry do dołu. Zobaczyłam jak żyłka pod lewym okiem Jareda zaczyna drgać.
Zdenerwował się.
- Sorry,
zostawiłem tu torbę z rzeczami. - powiedział na nasz widok. - ... Jared
Leto? - spytał zdziwiony, a ja spojrzałam wymownie na Tom'a, który
natychmiast wrócił do łazienki i po chwili wyszedł ubrany. Usiedliśmy w
kuchni, a kwiaty włożyłam do wazonu z wodą.
- Są piękne, dziękuję.
- powiedziałam z pięknym uśmiechem, przypominając sobie, że nie
podziękowałam za nie. Jared nastawił policzek, więc podeszłam i
pocałowałam go lekko we wskazane palcem miejsce. Powoli rozchmurzał się lekko.
Tom dopił kawę i przeciągnął się.
- Dzięki za dzisiaj, ale muszę się zbierać. Mamy próbę z chłopakami. - powiedział Tom wstając, a ja spojrzałam na niego.
- Możesz jeszcze zostać. - powiedziałam bez namysłu, lecz poczułam na sobie wzrok Jareda.
-
Nie, na prawdę, nie mogę. Nie chcę się spóźnić. Powinnaś znowu wpaść do nas
od czasu do czasu. - odpowiedział z tym delikatnym uśmiechem i
opiekuńczym spojrzeniem. - Miło było znowu Cię zobaczyć. - powiedział i
pocałował mnie w czoło, po czym z uśmiechem pogładził mnie po głowie i
poszedł w stronę wyjścia.
- Ej! - pogroziłam mu palcem z uśmiechem,
żeby nigdy więcej nie psuł mi fryzury w ten sposób, a on zaśmiał się.
Odprowadziłam go do drzwi. - Możesz częściej mnie odwiedzać. - dodałam z
uśmiechem.
- Chyba pan Leto sobie tego nie życzy. - szepnął z
uśmiechem i poruszył brwiami, a ja zaśmiałam się i machnęłam ręką,
pokazując, że to żaden problem. - Odwdzięczę się za pomoc.
- Do zobaczenia. - powiedziałam z uśmiechem zamykając za nim drzwi.
-
Dzięki jeszcze raz i do zobaczenia. - powiedział i poszedł. Zamknęłam
za nim drzwi i wróciłam do Jareda. Stanęłam w kuchni opierając się o
framugę z rękami skrzyżowanymi na klatce piersiowej.
- Jared... - wymruczałam mu do ucha wieszając się na jego szyi. Był lekko zły.. a może jednak trochę bardziej niż "lekko". Roznosiło go od środka. - Czuję Twoją złą energię.. To tylko kolega z dzieciństwa, przecież wiesz.
- Kolega z dzieciństwa. - powtórzył ostro, a ja całowałam go w kark i po szyi. Powoli ustępował ten jego dziecięcy upór.
- To co dzisiaj robimy? Wieczór filmowy? - spytałam całując go w uszko, a on spojrzał na mnie przez ramię.
-
Zbieraj się. - powiedział unosząc lekko kąciki ust, jak wtedy na
przejściu dla pieszych. Więc powędrowałam do łazienki, zmyłam makijaż i
zrobiłam nowy, przebrałam się w lekką sukienkę i buty na obcasie. -
Wyglądasz pięknie, ale ubierz coś bardziej wygodnego, szczególnie jeśli chodzi o buty. -
powiedział, a ja wywróciłam oczami i zaczęłam poszukiwania wygodnych
ubrań i butów. Stanęłam przed nim w szarych dresach, airmaxach, czarnej
bokserce i w jego za dużej bluzie. - Idealnie. - powiedział z nieukrywanym już uśmiechem.
Związałam włosy w
kucyka, zgasiłam światło w mieszkaniu i powędrowałam za Jaredem do jego samochodu.
- Gdzie jedziemy? - spytałam, lecz on tylko się uśmiechnął. W
sumie, to pierwszy raz widziałam go w dresach i bluzie, ubranego tak..
normalnie.
- Masz lęk wysokości? - spytał nagle patrząc na mnie dużymi oczami.
- O-Oczywiście, że nie mam. A co kombinujesz? - spytałam patrząc na niego przenikliwie, choć czułam lekki niepokój. Pewnie przez te ołowiane chmury, które mogły wróżyć tylko jedno. Zapowiadaną w radiu, burzę.
- Dwa słowa: Wzgórza Hollywood. - powiedział i przyśpieszył.
- Ale jest już wieczór.. nie lepiej iść tam w dzień? - spytałam, na co on zaczął śpiewać piosenkę z radia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz