piątek, 30 sierpnia 2013

32. I knew you were trouble.

Mijały kolejne dni składające się w tygodnie, a Harry jakby śledził Leto, bo wiedział kiedy i jak się pojawić, by gdzieś na niego wpaść.
Przypuszczałam najgorsze. Przypuszczałam, że go śledzi i robi to wszystko, by jak najbardziej zryć mu psychikę. Żeby zbzikował do reszty. Żeby trafił do psychiatryka i założyli mu sweterek z rękawami wiązanymi na plecach.
- Mam już dość. - powiedziałam stanowczo, gdy szliśmy do parku.
Harry zatrzymał się i spojrzał na mnie. Podpierałam ręce o biodra i patrzyłam na niego z lekko przekrzywioną głową.
- Ale o co ci chodzi? - spytał marszcząc brwi tak, że się złączyły w jedną linię.
- Ty go non-stop śledzisz, że wiesz gdzie jest i w ogóle co robi?! - spytałam poirytowana.
- Głupia jesteś? Ja nie mam czasu na takie durnoty. - odetchnęłam z ulgą. - mam znajomości. - dodał, a ja miałam ochotę go po prostu udusić. Niestety tylko spiorunowałam go spojrzeniem.
Złapałam go za koszulkę i przyciągnęłam do siebie tak blisko, by patrzeć ze wściekłością i analizować jego zielone kocie oczy.
- Słuchaj. Mam już dość ranienia Leto, a to w jaki sposób ty to wszystko układasz sprawia, że już krew mnie zalewa. - wysyczałam. - Mam już dość.
- Świetny moment. - szepnął uśmiechając się zalotnie, a jego dłonie znalazły się na moich plecach i przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie i pocałował w usta.
Odepchnęłam go dopiero po chwili, gdy rozluźnił uścisk dzięki czemu mogłam cofnąć się o kilka kroków.
- Mam dość. To koniec. - powiedziałam głośno i wyraźnie.
- Poddajesz się?
- Tak.
- Tchórzysz? - podpuszczał mnie tylko.
- TAK. Nie będę dłużej ranić kogoś, kogo kocham. - odpowiedziałam i ruszyłam w stronę przystanku autobusowego.
- Rób jak chcesz, ale myślisz, że on po tym wszystkim jeszcze cię kocha? - spytał z ironią, gdy się oddaliłam trochę.
- Nawet jeśli nie, to nie zamierzam dłużej go krzywdzić. - odpowiedziałam szczerze idąc przez moment tyłem, a przodem do Harrego. - Dzięki za wszystko, jeszcze do ciebie zadzwonię. - dodałam, a on prychną więc dalej zmierzałam w stronę wyjścia z parku.

- Kurwa. - zaklnęłam pod nosem na myśl, że znowu miałam wracać miejskim transportem, bo wcześniej przyjechałam autem z Harrym.
- Cześć. - usłyszałam zachrypnięty, tak charakterystyczny głos.
Spojrzałam przez ramię.
Shannon opierał się o drzewo i palił papierosa.
- Tu nie wolno palić. - bąknęłam nieco rozdrażniona przez Harrego.
- Chcę pogadać.
- A ja nie. Nie mamy o czym "pogadać". - warknęłam rozzłoszczona i szłam w stronę przystanku.
- Myślę, że nawet musimy porozmawiać o bardzo wielu rzeczach.
- A ja myślę, że nie. - warknęłam siadając na ławce przystanku autobusowego, gdy on stanął naprzeciwko mnie. - Idź sobie, albo przynajmniej nie stój nade mną.
- Co się stało? - spytał poważnie i usiadł obok mnie. Gapił się tak długo, aż zaczęło mnie to wkurzać konkretnie.
- Nic.
- A ja uważam, że jednak coś się stało. Młody chodzi jak potłuczony. Poza tym... co to za koleś, ten z premiery i teraz z parku, z którym miziałaś się i przekrzykiwałaś?
- Śledzisz mnie?
- Po prostu martwię się o mojego brata. Powinnaś dobrze wiedzieć, że dla niego zrobię wszystko. - wzruszył ramionami. - Więc?
- Nie powinno to pana obchodzić. - odpowiedziałam, a starsza pani zmierzyła Shannona surowym wzrokiem.
- Nie mów mi per "pan", przecież się znamy. - bąknął pod nosem i wyciągnął kolejnego papierosa, lecz przez moje miażdżące dziś spojrzenie nawet nie wyciągał zapalniczki z kieszeni. - To co się stało? Co to za teatrzyk, że nie można się z Tobą skontaktować, ani złapać Cię nigdzie? Mimo to, pojawiacie się w miejscach, gdzie przebywa Jared? - kontynuował tym swoim zachrypniętym głosem, który tak bardzo mi się podobał. - No mów, że do cholery. - ponaglił mnie, a ja przetarłam twarz dłońmi.
- Ja ZAWSZE nie miałam bladego pojęcia, gdzie będzie Jared... to Harry zabierał mnie w te wszystkie miejsca. - odpowiedziałam nie mając najmniejszej ochoty na rozmowę. - O, to mój bus. - mruknęłam, a Shannon w końcu zapalił.
- Podwieźć Cię? - spytał z uśmiechem pewien, że się zgodzę. Wstałam z miejsca.
- Nie. - odpowiedziałam i wsiadłam do busa.
Nawet nie uraczyłam go spojrzeniem, tylko wgapiona w podłogę jechałam.

Wróciłam do apartamentu i nie mówiąc nawet "dobry wieczór" ochroniarzowi, czy chociażby zawsze miłemu panu portierowi-weszłam do siebie.
- Mam dość. - jęknęłam ściągając buty, płaszcz i wędrując do salonu. Położyłam się na środku puchowego dywanu i zamknęłam oczy.

Mijały kolejne dni. Kolejne tygodnie, a dzięki obserwowaniu kont chłopaków na Twitterze byłam mniej więcej na bieżąco z tym, co się u nich dzieje.
Rozpoczęli trasę koncertową.

A ja zostałam tutaj.

W Los Angeles.


Po długotrwałych namowach mojej szefowej... zgodziłam się iść do psychiatry. Nigdy nawet nie pomyślałam o tym, że kiedykolwiek będę potrzebowała jego pomocy, a jednak.


Po skończeniu wizyt i z pozytywną opinią lekarza, moja praca w hotelu i życie nabrało normalnego tempa. Wróciłam do dawnej siebie, do dawnych obowiązków i przyzwyczajeń.
 Leto przestali dzwonić. Shannon tylko od czasu do czasu wysyłał wiadomość, w której pisał w jakim kraju akurat się znajdują.

Nie odpowiedziałam na żadne z nieodebranych połączeń i jakąkolwiek wiadomość.


Prawie koniec lata.
Nie tak dużo pracy, urlopy.

- Dawno cię tu nie było. - usłyszałam głos barmana, na co tylko uśmiechnęłam się lekko.
- Praca i problemy. - odpowiedziałam siadając na wysokim krześle przy barze - Whisky z lodem.
- Już. - po chwili podsunął mi szklankę, którą chwile obracałam w dłoni - problemy miłosne?
- Nie - odpowiedziałam upijając mały łyk.
Skrzywiłam się.
Nie smakowało mi.
- Czytałem-... - zaczął, lecz ja tylko wywróciłam oczami.
- Wiele osób czytało. To tylko plotki, nic mnie z nimi nie łączy. Dosłownie NIC. - przerwałam mu i wzięłam kolejny łyk, którym opróżniłam szklankę do połowy zawartości.
- Widzę, że ten temat cię drażni, Van. -  powiedział wycierając szklanki.
- A tam od razu "drażni"... nie lubię kłamstw, choć sama nieraz kłamię... nałogowo.
- Nic się nie zmieniłaś. - uśmiechnął się.
- Nie. Po prostu znów jestem sobą. - odpowiedziałam ciszej i wypiłam zawartość mojej szklanki do końca, po czym przeszedł mnie dreszcz. - Jeszcze raz to samo.
Kiwnął tylko twierdząco głową.

- Źle jest zapijać smutki alkoholem.
- Co Ty możesz o tym wiedzieć. - powiedziałam idąc chwiejnym krokiem.
- Podwieźć cię? - usłyszałam cichą propozycję.
- Nie, dzięki. Poradzę sobie. - syknęłam zła.
- Znowu kłamiesz.
- Załóżmy, że jestem nałogowym kłamcą... - powiedziałam zatrzymując się i chwiejąc lekko na stopach przyłożyłam palec wskazujący do ust - załóżmy... - wymruczałam, a te niebieskie oczy prześwietlały mnie na wylot.
- No załóżmy, że jesteś nałogowym kłamcą... i co?  - spytał, a jego ręce drgnęły, gdy zachwiało mnie lekko do tyłu, lecz utrzymałam równowagę.
- Co Ty do cholery robisz w moim LA? - spytałam marszcząc złowrogo brwi, a on zaśmiał się.
- To dlatego, że-...
- DOBRA. Nie chcę tego teraz słuchać. - powiedziałam stanowczo i machnęłam ręką jakbym odganiała komara.
- Jesteś pijana. - stwierdził z lekkim uśmiechem.
- No i co z tego? - spytałam i zaczerpnęłam więcej powietrza, bo zaczęło mnie brać na wymioty - No, ale załóżmy, że jestem ...
- Bo jesteś.
- Nie! Nie o to mi chodzi.
- A o co Ci chodzi? Przecież jesteś pijana.
- Nie.
- Jesteś.
- Załóżmy, że jestem nałogowym kłamcą... - zaczęłam, a on skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
- No?
- Że jestem kłamcą, który zawsze kłamie... ZAWSZE.
- No? - powtórzył, na co wywróciłam oczami.
- I gdy powiem Ci, że teraz mówię prawdę... to kłamię, czy mówię prawdę? - spytałam, a on westchnął ciężko.
- To pytanie ma w ogóle odpowiedź?
- Nie wiem. - wzruszyłam ramionami.
- Chodź, odwiozę Cię do domu.
- Nie. - zaprzeczyłam, a teraz to on wywrócił oczami w teatralny sposób.
- Proszę Cię, nie rób scen. Jesteś pijana, sama nie wrócisz do domu. - powiedział spokojnie, i gdy wyciągnął dłoń, by dotknąć mojego ramienia dolna warga zaczęła mi drgać, a oczy zaszły łzami. - No nie...
- Dlaczego mi to robisz? - spytałam, a pierwsze łzy popłynęły mi po policzkach. - Dlaczego wróciłeś? - spytałam cicho, a w odpowiedzi usłyszałam tylko westchnięcie i ramiona przyciskające mnie do umięśnionego torsu.
- Doskonale znasz odpowiedź. - szepnął i musnął ustami moją skroń.
- Dlaczego dopiero po roku?
Nie odpowiedział.
Powoli prowadził mnie w stronę swojego samochodu podtrzymując lekko, żebym nie wyrżnęła orzełka na chodniku.
- Piłaś whisky?
- Nic Ci do tego ... - wyszeptałam czując, że lada moment się przewrócę. Wszystko wokół mnie wirowało, a on razem ze mną.
- Van. - szepnął i potarł dłonią moje ramię, które przeszedł zimny dreszcz.
Noc była naprawdę chłodna.
- Zostaw mnie. - powiedziałam odpychając go lekko od siebie.
- W takim stanie? Na pewno tego nie zrobię.
- Jared. Proszę Cię. Zostaw mnie. - wyszeptałam, lecz on otworzył przede mną drzwi samochodu od strony pasażera.
- Wsiadaj. - nakazał, a ja stałam i patrzyłam na niego.
- Nie mogę tego zrobić. - szepnęłam, lecz on podszedł i nie czekając na mnie wrzucił mnie do samochodu.
- Jak będzie Ci niedobrze, mów wcześniej... zatrzymam się gdzieś na poboczu.
- O tak... to tylko złudzenie. - wymruczałam cicho sama do siebie patrząc się w dach samochodu. - Pijackie omamy...
- Tak sobie wmawiaj. - odpowiedział, a gdy spojrzałam na niego, zobaczyłam, że uśmiecha się pod nosem.


To nie tak miało być.

Cała praca i czas, które poświęcił mi psychiatra... szlag trafił.

niedziela, 18 sierpnia 2013

31. ` To kiedy seks? `

Męczyłam się na tej premierze filmu, cały czas czułam dłoń Harrego ściskającego moją dłoń i parzący wzrok Jareda na plecach. Źle się z tym czułam, ale jeśli już zgodziłam się i zaczęłam grać w tą grę, to trzeba ją skończyć i wygrać.

Zaraz po zakończeniu filmu Harry pociągnął mnie za rękę i jako pierwsi opuściliśmy salę. Od razu pociągnął mnie w stronę toalety męskiej zamykając za nami drzwi.
- Co jest? - spytałam lekko zdziwiona, a on zaczął się śmiać.
- Zaraz przyjdzie tu Leto, zobaczysz. - powiedział najwidoczniej rozbawiony tym, co miało za chwilę nastąpić.
- Wiesz, że jesteśmy w męskiej toalecie?
- Myślisz, że on wszedłby do damskiej? Faceci przynajmniej nie rozpowiadają, kto z kim pieprzy się po toaletach. - żachnął się, a ja parsknęłam śmiechem.
- 5... 4... 3... 2... - odliczał, po czym przygwoździł mnie do ściany namiętnie całując i trzymając za nadgarstki.
Drzwi się otworzyły i wszedł do środka Jared.
Dziwnie zbladł na twarzy i zawahał się przez moment.
- Przepraszam.. - powiedział niepewnie i odchrząknął.
Harry odsunął się ode mnie i starł rozmazaną szminkę.
- No? - spytał spoglądając na niego z politowaniem.
- Chciałbym-... - zaczął Leto i wyciągnął w moją stronę dłoń.

- Nie macie o czym rozmawiać. - przerwał mu szorstko Harry stając między mną, a nim.

Otworzyłam szeroko usta ze zdziwienia.
- Ta sprawa jest między mną i nią. Nie wtrącaj się szczeniaku. - odpowiedział przez zęby Jared, który chwilę wcześniej miał wysoko uniesione brwi.
- Jak nie umiesz zatrzymać przy sobie dziewczyny, na której ci zależy, to znaczy, że nie zasługujesz na nią. - powiedział pewny siebie Harry. - Idziemy stąd. - zwrócił się do mnie łagodniej, chwycił za dłoń i zaczął prowadzić w stronę drzwi.
- Nigdzie z tobą nie pójdzie, do póki ze mną nie porozmawia. - usłyszałam Jareda i znajome ciepło dłoni zaciskające się na moim nadgarstku.
Harry zatrzymał się i spojrzał gniewnie na niego.
- To moja dziewczyna. Puść ją, jeśli nie chcesz, żebym obił ci tę buzię. Flesze reporterów nie przepuszczą wtedy okazji, by wysnuć nowe plotki, co nie? Panie Leto? - powiedział tak oschle, że nie mnie aż przeszedł dreszcz.
- Harry... - wyszeptałam cicho, a on spojrzał na mnie przeszywająco z ukrytym przekazem. Zacisnęłam mocniej szczęki.
Tak, wiem już doskonale jaką rolę mam odegrać.
- W takim razie niech wybierze, czy chce z Tobą porozmawiać, czy też nie. - zaproponował ugodowo Harry i z cwanym uśmiechem puścił moją rękę. Rozłożył teatralnie ręce. - Ekhm? - odchrząknął i wskazał palcem na dłoń Leto wciąż trzymającą moją, aby puścił.
- Vanessa... - powiedział miękko Leto i spojrzałam na niego niepewnie.
Przypomniał mi się jego wyraz twarzy... jego słowa.
To jak wyszedł.
Cała niepewność i strach uleciały ze mnie.
Znów poczułam tą złość, co wtedy.
Wtedy on był poważny.
- Więc? - spytał Harry, a ja westchnęłam ciężko.
- Mam dość. - powiedziałam patrząc mu prosto w oczy.
Leto uśmiechnął się i położył rękę na sercu z ulgą wypisaną na twarzy.
- Sam powiedziałeś, że nie możesz być z kimś, kto Cię okłamuje.. skoro mi nie wierzysz i nie ufasz... niech tak będzie. - powiedziałam, a głos zabrzmiał mi bardziej lodowato niżbym chciała.
Już było za późno, żeby cofnąć te słowa.
Podeszłam do Harrego i splotłam ze sobą palce naszych dłoni.
- Wszystko jasne. - skwitował wesoło Harry, a Jared zacisnął mocno dłonie w pięści.
- Nic nie jest jasne! - krzyknął, a ja otworzyłam szeroko oczy.
Spojrzałam na niego przez ramię.
- O co Ci do cholery chodzi?! - spytałam puszczając Harrego i podejmując jego wyzwanie-stanęłam na wprost niego z szeroko rozstawionymi nogami, na tyle na ile pozwalała mi sukienka i rękami skrzyżowanymi na klatce piersiowej.
- Co Ty za przedstawienie odstawiasz, co?! Co to za koleś?! - spytał zły jak osa.
- Ej, przedstawiałem ci się. - powiedział oburzony Harry.
- Nie wtrącaj się! - warknął do niego Leto.
- Co ja odstawiam?! Chyba co Ty odstawiasz! - przekrzykiwałam się z nim bliska płaczu. - To Ty odszedłeś nie czekając na żadne wytłumaczenia!
- Bo mnie okłamujesz! Dlaczego mi to robisz?! - powiedział rozzłoszczony i podszedł niebezpiecznie blisko.
- Nie okłamuję Cię! - powiedziałam patrząc prosto w jego oczy, a jego obraz coraz bardziej rozmazywał się pod wpływem wściekłości i zbierających się łez. Poczułam jak te gorzkie łzy spływają po moich policzkach. - Nie okłamuję Cię... - szepnęłam i poczułam silne ramiona wyprowadzające mnie z tej cholernej męskiej toalety.
- No już... nie płacz. - powiedział po chwili Harry obejmując mnie ramionami. - No już, uspokój się. - szeptał, gdy wciąż płakałam w jego białą koszulę.
- Nie jestem dobrą aktorką... - wyszeptałam ze słabym uśmiechem, a on zaśmiał się cicho.
- Jesteś okropną aktorką, nie widzę Twojej przyszłości w tym zawodzie. - wyszeptał siadając na miękkiej sofie i usadowił mnie na swoich kolanach.
- To wcale nie jest śmieszne. - odpowiedziałam spoglądając w jego oczy. Uśmiechnął się i pocałował mnie w skroń.
- To jest bardzo śmieszne. Wyglądasz jak panda. - powiedział i zaśmiał się, a ja natychmiast sięgnęłam do torebki po lusterko i zaczęłam poprawiać makijaż.
- Dzięki, wiesz?! - warknęłam, lecz po chwili też zaśmiałam się. - Boże.. ciekawe co on teraz sobie myśli...
- Nie wiem, ale wyglądało to całkiem ciekawie obserwując z boku. - odpowiedział opierając brodę na moim ramieniu. - wyglądał jakby chciał Cię zaraz rozszarpać na strzępy ze złości i ta jego bezsilność w oczach, kiedy rozpłakałaś się i odciągnąłem Cię od niego. Bezcenne. - skwitował, a ja spojrzałam mu w oczy.
- Według mnie, on Cię wciąż kocha.. ale sama chciałaś zacząć tę grę. - dodał odchylając się do tyłu. Podparł się na rękach i patrzył w sufit. - W niezłe gówno nas wpakowałem.
- O czym mówisz? - spytałam, a on uniósł lekko kąciki ust.
- Sama zobaczysz.

Wyszliśmy z kina powolnym krokiem trzymając się za ręce i w zupełnej ciszy.
Wsiedliśmy do auta i zaparkował na parkingu, z którego nas nie wyrzucą, po czym ruszyliśmy przez park w stronę placu zabaw.
- Nie wiem o czym mam z Tobą rozmawiać. - powiedział cicho, a ja spojrzałam na niego.
- Dlaczego?
- Mój plan nie obejmował spacerów i pocieszania Ciebie. - odpowiedział całkiem szczerze, a ja zaśmiałam się cicho pod nosem.
- Dziwny jesteś. - szepnęłam z lekkim uśmiechem.
Czułam się okropnie zmieszana.
- Opowiedz mi coś o sobie. - powiedział, a ja spojrzałam na niego z uniesionymi brwiami.
Przyłapałam się, że bardzo często spoglądam na niego i dostrzegam zawsze coś nowego.
- Co mam ci opowiedzieć o sobie?
- Nie wiem.. najlepsze wspomnienia? Albo najgorsze. Co chcesz. - odpowiedział, choć chyba nie wiedział na co się pisze.
- Jesteś tego pewien? - spytałam, a on zatrzymał się na chwilę.
- Nie.. ale mów.
- Byłeś kiedyś... molestowany seksualnie? - spytałam, a na jego twarzy wykwitł grymas zniesmaczenia.
- Nie, ale to jest zupełnie inaczej z kobietami i inaczej z mężczyznami. - odpowiedział i spojrzał na mnie. - Tylko nie mów mi, że Ty... - zaczął, a ja tylko przegryzłam mocniej dolną wargę ust, powstrzymując się od napływających do oczu łez.
- Nie no.. coś ty. - powiedziałam drżącym głosem i nadgarstkiem wolnej ręki przetarłam oczy. - Tak tylko pytam... - dodałam.
- Nie umiesz kłamać.
- Oh, no i co z tego?! Teraz i tak nikt im tego nie udowodni.
- Nie udowodni czego?
- Pedofilii. Z resztą co mogą im zrobić? Wsadzić do więzienia? I co z tego? Po co im się przypominać i narażać? - spytałam rozzłoszczona - jebać to. - szepnęłam, a Harry zaśmiał się i pociągnął mnie w stronę toru przeszkód.
- Chodź, zabawimy się. - powiedział i wszedł na ruchomy most.
- Oszalałeś? Jestem na koturnach! - powiedziałam, ale szłam za nim.
Przeszliśmy cały tor przeszkód i byliśmy na wszystkich przyrządach.
No.. może on był.
Ze względu na to, że byłam w sukience, z niektórych "atrakcji" zrezygnowałam, mimo że on upierał się, że widział już majtki i niczym go nie zaskoczę.. to i tak nie pohuśtałam się na koniku.
Czasem pozuję do zdjęć dla magazynów, nie wypada mi zbytnio wydurniać się na placu zabaw.

- Nie przeszkadza ci to?
- Co? - spytał.
- Że no wiesz.. takie beztroskie bawienie się na placu zabaw.
- A co ja jakiś gorszy jestem? - spytał i zaśmiał się.
- No niby nie. - odpowiedziałam z uśmiechem wyciągając ręce do góry i zaciskając dłonie tak, jakbym chciała złapać gwiazdę.
- Nie powinnaś uważać siebie za taką cudowną, oh, ah, piękną i w ogóle. Nie widzę, żeby jakieś samce próbowały rozszarpać się wzajemnie o Ciebie. - powiedział całkiem na poważnie, a ja zmroziłam go wzrokiem.
Skąd nagle taka zmiana tematu?
- Nie przeszkadza mi moja próżność. - odpowiedziałam całkiem serio, choć dało mi to trochę do zastanowienia się.
- Ale to nie jest fajne u kobiety.
- Nie chcę, żeby być fajna w cudzych oczach, by komuś było lepiej. Lubię być sobą. - odpowiedziałam spokojnie patrząc mu w oczy, choć w środku szalałam już ze złości i miałam ochotę coś roztrzaskać.
Dotknęły mnie jego słowa, choć po chwili w myślach przyznałam mu rację.
- Tylko Ci mówię, że robisz niefajną rzecz. To nie jest pociągające. - powiedział i zawisnął nade mną. - To kiedy seks? - spytał przeskakując na kolejny temat, a ja zaczęłam się śmiać.
- Na pewno nie na takim etapie znajomości. - odpowiedziałam z rozbawieniem patrząc w jego błyszczące zielone oczy, które trochę pociemniały.
- Nie przeszkadza Ci leżenie nocą w parku na trawie pokrytej rosą z facetem, który ma samcze myśli i-...
- Wszyscy tak myślicie? - przerwałam mu mając w głowie obraz Leto.
- Szczerze? - spytał, a ja kiwnęłam głową.
- Szczerze...
- Szczerze to tak, tylko że ja nie zwracam uwagi na uczucia jak nie którzy. Nie wierzę w miłość, dla mnie liczą się naturalne ludzkie potrzeby. Na przykład zaspokojenie pragnienia, głodu czy seksu. - odpowiedział tak naturalnie, że nie mogłam powstrzymać się od wyszczerzenia zębów w uśmiechu. - To kiedy seks? - spytał ponownie, a ja przeciągnęłam się lekko.
- Nie teraz. - odpowiedziałam, na co on położył się na plecach i machnął ręką.
- Nie pasujemy do siebie.

czwartek, 15 sierpnia 2013

30. I'm waking up... I feel it in my bones enough to make my systems blow.

Obudziłam się bardzo wcześnie jak na dzień wolny od pracy.
- Dopiero dziewiąta? - powiedziałam sama do siebie spoglądając na budzik i przeciągnęłam się.
Dziwnie się czułam bez telefonu.
Wstałam, zjadłam tosty na śniadanie i popiłam mocną, czarną kawą.
- Tego mi było trzeba. - wymruczałam cicho sama do siebie.
Czułam się wyprana z wszelkich emocji po wczorajszym dniu.
Po wydarzeniach z Leto.
W końcu postanowiłam pojechać do mechanika i zobaczyć co z moim motorem.
Założyłam przetarte jeansy, trampki i szarą koszulkę na krótki rękaw z liczbą "89" na przodzie. Związałam włosy w wysokiego kucyka i tylko delikatnie, podkreśliłam oczy tuszem do rzęs.
Nie miałam ani ochoty, ani dla kogo malować się dzisiaj.
Czasem ta perfekcjonistka, chciała być zwykłą dziewczyną o naturalnym wyglądzie.

Po oględzinach, mój motor nie nadawał się do niczego.. a raczej, naprawa wyniosłaby mnie więcej niż kupno nowego, to samo dotyczyło telefonu. Wyciągnęłam tylko kartę i po prostu z ogromnym bólem serca sprzedałam wszystko na złom... najwidoczniej znowu muszę wybrać się na "zakupy".

Przechadzałam się wzdłuż wystaw z telefonami, lecz postawiłam na czarnego koloru "niezniszczalne" Blackberry, takie jak ma Leto. Jeśli jemu służy już tyle czasu, to mnie też powinno?
Mam na myśli cały czas telefon.

Następnym moim przystankiem był salon motoryzacyjny.
Tym razem wybrałam trochę skromniejszą, czarną Yamahę R6... nawet nie taka droga, jak była kiedyś, a bynajmniej nie tak droga jak mój BYŁY motor.
Następnym krokiem było zarejestrowanie motoru i dzięki znajomościom, już wieczorem śmigałam po ulicach Los Angeles.

Najlepsza była mina ochroniarza, gdy podjechałam moim nowym "dzieckiem" pod hotel, by spytać, czy przyszła do mnie jakaś poczta.
- Nowy nabytek? - spytał skinieniem głowy wskazując na moje maleństwo.
- Ta. Poprzedni nadawał się już tylko do kasacji. - odburknęłam, choć po chwili lekki uśmiech rozkwitł na mojej twarzy.
Ochroniarz już milczał, choć zazdrość sączyła się z jego oczu jak jad.
Pewnie uważa mnie za bogatą dziewczynę, która nie ma co robić z kasą... no cóż, w pewnym sensie jest w tym trochę prawdy, ale tylko dlatego, że oszczędzam kasę i mam fajną robotę.

Podjechałam pod hotel, tym razem zawitałam tam jako gość.
- Witam, szefową. - powiedziałam z uśmiechem wchodząc do hotelu i z kaskiem w drugiej ręce.
- Cześć Van. - powiedziała sprawdzając coś. - Masz żałobę, że jesteś ubrana na czarno? - spytała, a ja spojrzałam po sobie.
Czarne rurki, bluzka, kurtka, czarne buty, czarny kask i tylko blond włosy odznaczały się na tym kontrastując z całością.
- Tak jakby... musiałam pożegnać się z moim starym motorem i telefonem. - mruknęłam pod nosem, ale widząc, że szefowa unosi wysoko brwi, natychmiast uśmiechnęłam się szeroko. - Zmiany są nieoddzielną częścią kobiet. - dodałam i puściłam pani Duo oczko, po czym postarałam się natychmiast zejść z jej pola widzenia.

- Co jest do cholery?! - usłyszałam zza drzwi wściekły głos Jareda.
Chyba moje walenie w drzwi nie było zbyt uprzejme, ale chciałam się z nim jak najszybciej zobaczyć.
- Oh, to znowu Ty? Co tym razem? - spytał, a ja uśmiechnęłam się szeroko. - Przecież mogłaś zadzwonić.
- Wiem.. w sumie, to ten.. no... - zaczęłam teatralnie jąkać się, by wyprowadzić go z równowagi.
- No mów, że! - warknął, a ja pokazałam mu język.
- Zmył mi się Twój numer i nie mogłam zadzwonić. - powiedziałam wesoło, a on wywrócił oczami. - Wpisz się. - powiedziałam wpraszając się do jego pokoju i podając mu nowiutkie Blackberry.
- Nowe cacko? - spytał z uśmiechem, a ja walnęłam się na jego łóżko.
- Nie jedyne.. wyjrzyj za okno. - powiedziałam i wskazałam mu kciukiem na okno za mną.
- O kurwa... to też twoje? - spytał, a oczy zabłysnęły mu na widok nowiutkiej Yamahy z salonu.
- No ba. Poprzedni sprzedałam na złom. Nie opłacało mi się wywalać kasę na naprawę, skoro mogę kupić sobie nowy z salonu. - powiedziałam, a on spojrzał na mnie z lekko uniesionymi brwiami.
- Skąd masz tyle hajsu? Leto wrócił i zafundował Ci prezenty? - spytał, a ja posłałam mu mordercze spojrzenie.
- Nie wkurwiaj mnie. - syknęłam, a on uśmiechnął się od ucha do ucha i podszedł do łóżka. - Jeśli on nie może być z kimś kto go okłamuje, to ja mu to ułatwię. - mruknęłam z grozą w głosie, a on nachylił się nade mną.
- Nie zna piekło furii większej, niż wściekłość kobiety zranionej.
- Jak masz na drugie imię? Nie chcę do Ciebie mówić, tak jak do Leto... macie takie same imiona. - powiedziałam krzywiąc się nieznacznie.
- Harry. - wyszeptał wisząc nade mną z czarodziejskim uśmiechem.
- Harry. - powtórzyłam, a on zniżył się jeszcze trochę tak, że nasze usta dzieliło zaledwie kilka centymetrów.
- Wiesz, gdybym nie darzyła Cię nienawiścią za pierwsze spotkanie, to pewnie mogłabym się w Tobie zakochać, Harry. - powiedziałam z uśmiechem i obróciłam się na bok, gdy ten chciał mnie pocałować.
- Darzysz mnie nienawiścią? - spytał powstrzymując się od śmiechu, położył się obok mnie i wodził ręką po moim ramieniu, talii, biodrze...
- Tak. Bardzo zniechęciłeś mnie do siebie. - odpowiedziałam szczerze napawając się jego dotykiem z zamkniętymi oczami.
- Mam Cię rozkochać w sobie? - wyszeptał do mojego ucha, a mnie aż ciarki przeszły.
- Przestań gadać głupoty. - odpowiedziałam czując jego ciepły oddech na moim karku i uchu.
- Myślisz, że nie potrafię? - spytał zaczepnie, a ja spojrzałam na niego przez ramię. - Daj mi jedną szansę, a pokażę Ci na co mnie stać, i... co ważniejsze, że jestem lepszy niż ON. - powiedział to z takim przekonaniem w głosie, że nie potrafiłam nie uśmiechnąć się.
- Harry. Ty nigdy nie dorównasz MU do pięt. - odpowiedziałam i obróciłam się do niego przodem.
- Założymy się?  - spytał z dziarskim uśmiechem.
- Sprawisz, że będzie szalał ze wściekłości i zazdrości? - spytałam z lekkim powątpiewaniem, choć w środku szalałam z ekscytacji.
- Sprawię, że będzie chciał zabić się z zazdrości. - powiedział i skradł mi kolejny pocałunek. - Musisz tylko chcieć. - powiedział patrząc mi z bliska w oczy.
- Chcę. - powiedziałam bez zastanowienia i pewna siebie.
Wplątałam palce dłoni w jego blond włosy i dałam ponieść się namiętnym pocałunkom.
Jak wiele musiał mieć kochanek, że jest tak dobry w tym wszystkim teraz?

- Wystarczy. - powiedziałam odsuwając go od siebie na odległość rąk, gdy jego dłonie zaczynały mnie rozbierać.
- Boże... Ty to potrafisz zabić fajną atmosferę. - mruknął niezadowolony pod nosem i usiadł na krawędzi łóżka. Przeczesał dłońmi swoje włosy i spojrzał na mnie. - To co chcesz dzisiaj robić? - spytał, a ja uniosłam lekko brwi.
- Pójdziemy na udawaną randkę? - spytałam pokazując mu język, a on prychnął pod nosem.
- Próbujesz mnie uwięzić?
- Ja Ciebie? To chyba Ty mnie! - zaperzyłam się, a on się zaśmiał w ten radosny sposób, który oczarowywał mnie za każdym razem.
Chcę go rozgryźć.
- Możemy udawać parę, a potem zobaczymy efekty. - powiedział z uśmiechem, a ja podparłam się na łokciu.
- Okay. Daję Ci trzy miesiące na zdziałanie "cudów". - zarządziłam, a on machnął ręką.
- Wystarczy mi jeden miesiąc, ale przyjmuję wyzwanie.
- O 21?
- Przyjadę po Ciebie. - odpowiedział odprowadzając mnie do drzwi jego pokoju.
- Tylko nie spóźnij się. Będę czekać. - pogroziłam mu palcem przed nosem, a on oddał mi moje Blackberry.
- O to się nie martw. - szepnął i gdy przekroczyłam próg on znów wciągnął mnie na chwilę do środka całując namiętnie.
- Nie obijasz się. - zaśmiałam się i poszłam, a on po chwili odprowadzania mnie wzrokiem, zamknął z impetem drzwi.
Wsiadłam na motor i spojrzałam na listę kontaktów.
Wariat zapisał się jako "Mąż".
Uśmiechnęłam się pod nosem, włożyłam kask, włączyłam zapłon i po chwili z piskiem opon pognałam w stronę swojego apartamentu.

Wykąpałam się, zjadłam obiad, założyłam dość krótką beżową sukienkę, czarne nadkolanówki i koturny. Pofalowałam włosy, zrobiłam lekki makijaż i gdy zmieniałam kolczyki usłyszałam dzwonek domofonu.
- Halo? - powiedziałam podnosząc słuchawkę i usłyszałam głos portiera.
- Dobry wieczór. Niejaki pan Shannon Leto upiera się, że zna panią i chce koniecznie wejść. Mamy go wpuścić, czy zadzwonić po policję? - powiedział, a ja zastygłam na moment.
- Nie. Przekażcie tylko, że nie ma mnie w domu. - odpowiedziałam oschle zmrożona samą myślą o nim. O tym, że to Shannon.
- Dobrze, przekażę. - usłyszałam i rozłączyłam się.

- Tak? - powiedziałam odbierając połączenie od "Mąż". Spojrzałam na zegarek, ale było jeszcze trochę czasu do godziny 21.
- Wychodź kochanie, ochroniarz nie chce mnie wpuścić. - powiedział Harry, a ja zaśmiałam się pod nosem.
- Okay, zaraz będę. - odpowiedziałam i rozłączyłam się. Założyłam płaszcz, podeszłam do drzwi i po ostatnim spojrzeniu w lustro uśmiechnęłam się i wyszłam zamykając za sobą drzwi na klucz.

Z oddali zobaczyłam Harrego, który ruszył w moją stronę i objął mnie ramieniem.
- Hej kochanie. - powiedział całując mnie krótko w usta.
Wciąż nie mogłam do tego przywyknąć.
To było takie... inne.
Inne usta.
Inny dotyk.
Inne spojrzenia.
Inny zapach.
Inne ciepło.
Inne ciało.
Inny On.
- Hej. To gdzie idziemy? - spytałam, lecz on położył palec wskazujący na swoich ustach i delikatnym skinieniem głowy wskazał na wykłócającego się z portierem Shannona.
Nie chciałam się w to mieszać, więc po prostu przemknęliśmy się bokiem niezauważeni.

Wsiedliśmy do jego auta i spojrzeliśmy po sobie.
Uśmiechnął się tak czarująco, że musiałam popatrzeć się przed siebie.
- To gdzie jedziemy? - spytałam, a on włączył zapłon.
- To niespodzianka. - powiedział i z uśmiechem ruszył. Przez szybę oglądałam okolicę, lecz gdy włączył radio i zaczął śpiewać piosenkę, choć specjalnie trochę ją parodiował to dołączyłam do niego.
- Uczyłaś się śpiewać? - spytał, a ja spojrzałam na niego z lekko uniesionymi brwiami.
- Jasne.. pod prysznicem pod okiem bardzo surowego lustra. Super nauczyciel, nie? - odpowiedziałam całkiem poważnie i po chwili parsknęłam śmiechem, a on tylko wywrócił oczami. - Ale zacznijmy od tego, że nie umiem śpiewać.
- Pytam, bo jestem ciekawy skąd masz taką manierę jak śpiewasz. - powiedział i spojrzał na mnie.
- Nie mam bladego pojęcia o czym mówisz. - odpowiedziałam całkiem poważnie.
- To pan Leto nie przesłuchał Cię pod tym kątem?
- A niby czemu miałby to zrobić? Przecież nie byłam z nim dla sławy, ani popularności. - odpowiedziałam całkiem poważnie.
- Serio?
- Nie, kurwa.. żartuję, wiesz? - odpowiedziałam zła i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
- Co Ty taka drażliwa jesteś na jego punkcie? - spytał i szturchnął mnie palcem.
Nie odzywałam się do czasu aż nagle zahamował, a ja spojrzałam na niego przestraszona.
- Wysiadaj, księżniczko. - powiedział, a ja uniosłam brwi. - Jesteśmy na miejscu.
- Kino? - spytałam krzywiąc się lekko. - Nie jesteś kreatywny. - powiedziałam i zaśmiałam się, gdy ten już naburmuszył się i powstrzymywał od złośliwego komentarza.
- Nie dziwię się, że z Tobą nie wytrzymał. - powiedział, a ja uderzyłam go w żebra z zaskoczenia, i gdy skulił się lekko to wzięłam go pod rękę.
- Wcale nie jest ze mną tak źle.. jeśli nie możesz znieść mnie kiedy jestem najgorsza, to nie zasługujesz na mnie kiedy jestem najlepsza. - powiedziałam dumnie, a on spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Marylin Monroe?
- Powiedziała mądre słowa. - odrzekłam i weszliśmy do kina niewątpliwie ściągając uwagę co poniektórych nastolatek. - Chyba gapią się na nas... - szepnęłam mu do ucha wcześniej stając lekko na palcach.
Zastanawiało mnie tylko, dlaczego jest tu kilku fotoreporterów.
- Niech patrzą. - odpowiedział i skinął do jakiegoś faceta, by potwierdzić bilety.
- Dzisiaj jest premiera jakiegoś filmu? - spytałam, a on uniósł lekko kąciki ust. - O nie ...
- O tak... zgadnij, kto będzie na tej premierze. - powiedział, a ja zatrzymałam się, podparłam dłonie o boki i patrzyłam na niego spod brwi. - Jesteś piękna. Chodź na film.
- Harry. - warknęłam już lekko poirytowana.
- Chcesz popcorn?
- A z buta na koturnie byś nie chciał? - spytałam i obydwoje parsknęliśmy śmiechem.

- Nie uważam tego za dobry pomysł... - przyznałam się pijąc Colę ze słomki i siedząc przy jednym ze stolików z Jaredem Harrym.
- Sama tego chciałaś, więc odwal swoją część roboty, jaką przewidziałem dla Ciebie. - odpowiedział i wycelował we mnie popcornem. - Łap! - powiedział i rzucił w moją stronę.
Wiadomo, że złapałam do buzi, a co. - Brawo! - zawołał uradowany Harry, a ja podniosłam dłoń w górę i pokazałam znak zwycięstwa.
To było strasznie nudne, oczekiwanie aż wszyscy przyjadą i będziemy mogli wejść na salę.
- Nudzę się... - mruknęłam podpierając podbródek na dłoni i spoglądając po ludziach w środku.
- Wytrzymaj jeszcze chwilę, zaraz wszystko się zacznie.
- Zaraz wracam, muszę do toalety. - szepnęłam i wstałam, a on natychmiast podniósł się również z krzesła i chwycił za dłoń.
- Wróć zaraz. - szepnął i puścił mi oczko, po czym pocałował w policzek.
- Dobrze. - odpowiedziałam lekko podejrzliwie i ruszyłam w stronę toalet.
Spojrzałam w stronę wyjścia z kina, w którym ujrzałam cały zespół Thirty Seconds To Mars.
- O ja pierdolę... - szepnęłam cicho sama do siebie i spojrzałam na Harrego, który stał z cwanym uśmiechem i rękami w kieszeniach spodni.
Przeczuwam burzę z piorunami i powyrywane drzewa.

***
Obserwowałem jak znika za drzwiami toalety całkiem blada na twarzy.
Nie potrafiłem powstrzymać się od złośliwego uśmiechu kierowanego do młodszego pana Leto od momentu jego wejścia do kina. Chyba nie spodziewał się, że jego blondyneczka tak szybko znajdzie pocieszenie u kogoś innego.
Nie zamaskował do końca jego wściekłości i zaskoczenia.
Wstałem i powoli ruszyłem bliżej barierek, by zaczekać na Vanessę.
Obserwowałem jak Jared podchodzi do mnie i staje w odległości mniejszej niż dwa metry ode mnie.
- Kto Ty. - spytał cicho przez zęby, a ja wciąż stałem w rękami w kieszeniach i bezczelnym uśmiechem na ustach.
- Jej największy koszmar. - odpowiedziałem mu i obserwowałem, jak jego wyraz twarzy zmienia się, pomimo doskonałych prób maskowania się i utrzymania neutralnego wyrazu twarzy.
Roześmiał się, co lekko zbiło mnie z tropu.
- Zabawny chłopak z Ciebie, wiesz? - powiedział i posłał mi wściekłe spojrzenie. - Ostatni raz pytam. Kim jesteś? - powtórzył tak chłodno, że pod marynarką włosy stanęły mi dęba.
Ho hooo.. pan Jared Leto jest zazdrosny!
W duchu aż zapiałem z radości.
- Jared Merover, miło mi. A Ty? - spytałem głupio, a Shannon zakaszlał.
- Jared. Jared Leto. - odpowiedział mrużąc złowrogo brwi.
Gdzie ona do cholery jest?! Za chwilę będzie punkt kulminacyjny, a ona w łazience siedzi! Syczałem w myślach zły już na nią.
Oo... idzie. W końcu.
- Co tak długo? - spytałem z czarującym uśmiechem chwytając ją za dłoń i całując delikatnie w delikatne, chłodne palce.
- Musiałam odebrać połączenie. - wykręciła się, a ja tylko uśmiechnąłem się i chwyciłem ją bardzo delikatnie w idealnej talii.
- Rozumiem. - powiedziałem rozczulony jej zakłopotaniem.
Powinienem zostać aktorem.
 - Cześć Van! - zawołał wesoło Tomo, a ona uśmiechnęła się niepewnie do niego.
- Cześć Tomo. - odpowiedziała cicho.
- Panowie wybaczą, ale musimy już iść. - zwróciłem się do Marsów i bez oczekiwania na ich odpowiedź, ruszyliśmy w stronę bramki zupełnie ignorując młodszego Leto, który najwidoczniej chciał coś powiedzieć.
- Nie będziemy dłużej czekać? - spytała, gdy byliśmy już wystarczająco daleko i była pewna, że nas nie usłyszą.
- Nie. Tyle na początek wystarczy. - odpowiedziałem i pocałowałem ją w skroń.
Nie czuje się z tym dobrze, widzę to po jej zachowaniu, ale... jest już za późno, żeby się wycofać.
Jeśli nie będziemy grać głównych ról, to wtedy nikt nie zapamięta naszych nazwisk.

sobota, 3 sierpnia 2013

29. ` Lost and insecure.. you found me. `

***
Skąd we mnie było tyle pokory względem Jareda?
Dlaczego nie wybuchnęłam tak jak on, pod wpływem impulsu?
Dlaczego nie zaczęłam się wykłócać i mówić o swoich racjach?
Coś ścisnęło mój żołądek na myśl, jak potraktował mnie Jared. Na myśl o tym, że wyrósł między nami mur po opowiedzeniu mu, co się stało.
Wiem, że powinnam zadzwonić do niego w pierwszej kolejności, ale ja naprawdę nie chciałam go martwić. Nie chciałam, żeby rzucał wszystko w cholerę i jechał na zabój, by ochrzanić mnie i zabrać do domu.
Zastanawiając się nad tym wszystkim, znów pokierowałam się do pokoju Merover'a - jego pokój zostawiłam sobie na koniec.
- No siema. - powiedział J z uśmiechem spoglądając na mnie znad książki.
To on czyta książki?
- Dzień dobry. - odburknęłam, gdyż nie byłam teraz w nastroju.
- Nie bądź taka oficjalna. Nie ma tu podsłuchów. - odpowiedział i poklepał łóżko, na którym leżał w butach.
Co za typ.
Nic nie odpowiedziałam.
- Co? Sprzeczka z CHŁOPAKIEM? - spytał, a ja posłałam mu wściekłe spojrzenie. - ohohooo! - zawołał.
- Może poczekałbyś aż skończę sprzątać?! - spytałam zła, a ten tylko fuknął coś pod nosem i znów zatopił się w czytaniu.
Pościerałam meble z pedantyczną dokładnością i odstawiłam sprzęt na wózek.
Stanęłam na wprost niego.
- Usiądź pokojóweczko. - powiedział, a ja usiadłam na krześle. - Na łóżku usiądź. - zażądał, a ja zmierzyłam go surowym spojrzeniem..
- Nie będziesz mi rozkazywać. - skwitowałam, a on podniósł się do siadu.
- Czy mam Cię tu siłą położyć? - spytał zirytowany, a ja prychnęłam jak kot i uśmiechnęłam się lekko pod nosem. - Widzę, że nogi Cię już bolą od tych szpilek, więc połóż się po dobroci, albo sam Cię tu przeniosę. - dodał, lecz ja jedynie zsunęłam buty ze stóp i przeciągnęłam się.
- Mnie tu jest bardzo wygodnie. - odpowiedziałam, a on zerwał się z łóżka i w ułamek sekundy złapał mnie w pasie i przerzucił sobie przez ramię.
Nawet nie zdążyłam zareagować.
- Przytyłaś? - spytał rzucając mnie na łóżko, na co ja jęknęłam z bólu.
- Bolą mnie plecy idioto! - warknęłam czując pieczenie otarcia. J położył się obok i na nowo wziął książkę do ręki.
Boże, jaki on dziwny!
- No i co z tego? Nie trzeba było pieprzyć się w dziwnym miejscu. - odpowiedział z lekko uniesioną brwią.
- O wypraszam sobie, to nie z tego! - odpowiedziałam. Spojrzał na mnie z uniesionymi wysoko brwiami. - No i poza tym, nie kochamy się w dziwnych miejscach.. - dodałam ciszej i zaczęłam się przyglądać swoim dłoniom, lecz czując jego uporczywe spojrzenie.. popatrzyłam na niego ze zmarszczonymi srogo brwiami - no co?! - warknęłam, lecz gdy zobaczyłam, jak na jego twarzy wykwita uśmiech to nie potrafiłam "wyjść ze zdziwienia" i nie potrafiłam też uśmiechnąć się mimowolnie.
Jestem chłonna na emocje innych jak gąbka na wodę.
J zaczął się śmiać.
- Nic. - odpowiedział śmiejąc się ze mnie.
Zmieszałam się.
Już nie wiedziałam czy on jest tym wrednym chamem, który mnie molestował na pierwszym spotkaniu, czy normalnym chłopakiem, zachowującym się jak dobry kumpel.
- Mam pytanie.. - powiedziałam, a J obrócił głowę w moją stronę dalej z tym promiennym uśmiechem.
- No? - obserwowałam jego usta, które celowo zwilżył językiem i zagryzł.
- Czy Ty jesteś gejem? - spytałam, a jego twarz skamieniała i stała się zupełnie bez wyrazu.
- Czy TY sobie ze mnie KPISZ? - spytał, a ja uśmiechnęłam się szczerze.
- Ani trochę! - odpowiedziałam wesoło, a on palcami złapał moje policzki i naciągnął, tak jak babcie robią swoim wnukom. - To bolyy-y*! (* to boli) - powiedziałam łapiąc go za nadgarstki i próbując odciągnąć jego dłonie od mojej twarzy.
- I ma boleć! - powiedział z zaciętą miną, po czym puścił i założył ręce na klatce piersiowej. - Skąd Ci w ogóle taki głupi pomysł przyszedł do głowy?! - spytał rozzłoszczony, a ja zaśmiałam się cicho.
- Bo BARDZO dbasz o siebie, o swój wygląd, bo dziwnie się do mnie uśmiechasz i Twoje nastawienie do mnie bardzo się zmieniło. - odpowiedziałam wyliczając na palcach. - Wyliczać dalej? - spytałam całkiem serio, a on machnął ręką.
- Nie trzeba. - odpowiedział i zamilknął, więc korzystając z ciszy zaczęłam wgapiać się z sufit.
- Szalenie wygodne są te łóżka.. - powiedziałam sunąć dłońmi po pościeli.
- A żebyś wiedziała. - powiedział już łagodniej - to co się między wami stało?
- Między kim? - spytałam udając, że nie wiem o co chodzi.
- No między Tobą, a tym frontmanem.. nie udawaj, że nie wiesz o co mi chodzi.
- Powiedziałam mu prawdę.
- Prawdę o czym? - spytał zaciekawiony.
Ahh, więc wielki pan wschodzący gwiazdor jest ciekawski!
- O wczorajszym wypadku.
- Wypadku? - spytał jakby nie dowierzając, a ja westchnęłam ciężko.
- Ta. Mam siniaki, jestem cała poobijana i zdarłam sobie trochę skórę, ale ogólnie to nic mi się nie stało. - odpowiedziałam wywracając teatralnie oczami.
- Ah, więc to dlatego masz dzisiaj czarne nadkolanówki.. - wymruczał i położył dłoń na moim kolanie sunąc w górę, wzdłuż uda.
- Przestań, to nie jest śmieszne. - powiedziałam strącając jego dłoń.
- Dobra, dobra. Tylko drażnię się z Tobą. - odpowiedział zakładając ręce za głowę i patrząc w sufit. - Nie. Nie jestem gejem. Powybijałbym wszystkich gejów.
- Mam kolejne pytanie.. - powiedziałam, a on spojrzał na mnie zaciekawiony.
- No?
- Ale odpowiedz szczerze.. - powiedziałam ciszej, a J wywrócił oczami.
- O Boże... tylko nie pytaj mnie o miłość, i czy Cię kocham. - powiedział, a ja zaśmiałam się.
- Nie. Nie.. nie o to chciałam spytać. - odpowiedziałam ze śmiechem patrząc mi w oczy - dlaczego jesteś dla mnie taki miły?
I na moim pytaniu się zakończyło. Odpowiedzi nie dostałam, a on znów zamknął się w sobie i stał się niedostępny.
Alarm w telefonie powiadomił mnie, że jest już 19:55, więc poklepałam go przyjacielsko po ramieniu i wstałam.
- Dzięki. - mruknęłam, poprawiając strój i włosy, po czym wsunęłam stopy w te cholerne buty, które obcierały niemiłosiernie i skierowałam się do wyjścia wraz z wózkiem ze sprzętem. - ` Don't bury me..
Don't lay me down.
Don't say "it's over"...
Cause that would send me under..
Underneath the ground.
` - zaczęłam śpiewać cicho pod nosem i wyszłam  z pokoju.
Nic nie powiedział, gdy zamykałam za sobą drzwi.

Znów przebierałam się w przebieralni, gdy dziewczyn nie było w pobliżu.
Bałam się ich reakcji na widok mojego poturbowanego ciała.
Powiał chłodny wiatr, gdy wyszłam z hotelu i objęłam się ramionami, czekałam chwilę na Jareda, lecz gdy nie pojawił się do 20:30 ruszyłam w stronę miasta.
Dawno nie byłam na zakupach.
Przeszłam się po kilku sklepach i wracałam do domu z nowym, czarnym płaszczem, butami na koturnach i zakupami z warzywniaka.
Jutro mam dzień wolny, więc może pójdziemy na jakąś randkę z Jaredem?
Nie.
On chyba nie będzie miał czasu. 
Pracują teraz nad nową płytą. 
Powiedziałam sobie w głowie i gdy spojrzałam w stronę drzwi wejściowych, zobaczyłam Jareda, siedzącego na podłodze i plecami opartego o drzwi, spoglądającego na mnie gniewnie.
 O co mu znowu chodzi?!
- Hej. - szepnęłam stając na wprost niego.
- Nie czekałaś na mnie. - stwierdził wstając spod drzwi.
- Nie przyjechałeś na czas, ani pół godziny później. - również skwitowałam, a na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia.
- Jest już prawie 22.
- Byłam na zakupach. - powiedziałam i zakołysałam mu zakupami przed nosem.
Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. - Wchodzisz, czy masz zamiar pilnować drzwi? - spytałam lekko kąśliwe, lecz on wszedł i zamknął za sobą drzwi.
Panowała okropna atmosfera w domu, aż źle się z tym czułam.
Rzuciłam torbę z nowym zakupem do garderoby, a reklamówkę z żywnością zaniosłam do kuchni.
Jared oparł się o framugę drzwi i stał, w płaszczu i butach oficerskich.
Coś go trapiło, a ja zaczynałam się bać, tego co miało zaraz nastąpić...
Zostawiłam wszystko co robiłam i spojrzałam na niego.
Nic nie mówił.
Osunęłam się plecami po meblach na podłogę, przetarłam dłońmi zmęczoną twarz i spojrzałam na niego wyczekująco.
- Powiesz mi o co Ci chodzi? Co się dzieje? - spytałam, lecz on stał dalej z obojętną miną. - Dlaczego mi to robisz? - spytałam też już zmęczona tą sytuacją.
- Vanessa, nie okłamuj mnie.
- Co? - spytałam, a on podszedł do mnie powoli, przykucnął przede mną i położył swoje dłonie na moich kolanach.
- Nie okłamuj mnie więcej... - powiedział gładząc dłonią lekko po policzku. Spojrzałam na niego z totalnym brakiem zrozumienia i dezorientacją. - Nie mogę być z kimś, kto nie mówi mi prawdy. - powiedział i pocałował mnie w czoło.
Chciał odejść, czułam to.
- Jared! - zawołałam z przerażeniem i chwyciłam go za dłoń, gdy chciał wstać i odejść.
Uśmiechnął się przepraszająco.
- Muszę już iść. - powiedział wysilając się na słaby uśmiech, który po chwili zniknął z jego twarzy.
- Odpowiem na każde Twoje pytanie..! - krzyknęłam za nim z desperacją w głosie i przerażeniem, gdy zniknął mi z pola widzenia i skierował swoje kroki do wyjścia - tylko nie zostawiaj mnie teraz.. - powiedziałam już ciszej ze łzami spływającymi mi po policzkach, lecz w odpowiedzi usłyszałam tylko dźwięk zamykanych za nim drzwi.
Wyszedł, a ja poczułam, jak ogarnął mnie przeraźliwy chłód.
Zaczęłam się strząść i płakać jak małe dziecko.. teraz to we mnie coś pękło.

Bez większego zastanowienia, po trzydziestu minutach zmarnowanych na wylewaniu łez - wstałam.
Weszłam do łazienki, zmyłam makijaż i po chwili wyszłam z domu w sweterku i adidasach.

Po dość długim czasie tłuczenia się miejskim transportem weszłam do hotelu i skierowałam się prosto do Jego pokoju.
Zapukałam trzy razy.
Otworzył mi z okularami do czytania na nosie, wysoko uniesionymi brwiami, boso i bez koszulki.
- Co Ty tu robisz o tej porze? - spytał, gdy ja walczyłam z drżącą wargą ust i powstrzymując się od wybuchnięcia płaczem.
- Mogę wejść? - spytałam. J stanął przy drzwiach robiąc mi przejście, rozejrzał się po korytarzu i zamknął za mną drzwi.
Weszłam niepewnie do środka rozglądają się, jakbym pierwszy raz tu była i pocierałam dłońmi swoje ramiona z zimna.
- Co się stało? - spytał stając na wprost mnie.
Chciałam mu opowiedzieć, lecz wyciągnęłam tylko ręce w jego stronę i przytuliłam się do jego torsu płacząc, a on nie drgnął. Stał jak słup soli.

***
Dopiero po jakimś czasie z jej bełkotu pomiędzy salwami płaczu i pociągania nosem zrozumiałem, że Leto powiedział coś o tym, że nie może być z nią, bo go okłamuje i że zostawił ją.
Nie potrafi zostawiać dziewczyn z klasą, tylko jak jakiś prostak?
- Będzie dobrze. - bąknąłem cicho pod nosem i pogłaskałem ją po głowie. Uniosła głowę do góry, by spojrzeć jej w oczy.
BOŻE.. jaka ona jest teraz bezbronna.
Będąc przekonany, że jest jak każda inna zacząłem powoli i delikatnie całować ją po skroni. Kierowałem nas w stronę łóżka, a gdy stałem do niego plecami i chciałem ją pocałować w usta-ona odepchnęła mnie tak, że runąłem plecami na miękki materac.
- Jednak jesteś świnią. - skwitowała ze wściekłością w oczach.
Oh, czyżbym się pomylił?
Usiadła na fotelu podciągając kolana pod brodę.
- Sorry, myślałem, że chcesz. - powiedziałem i nie zdążyłem ugryźć się w język.
Spojrzała na mnie z pogardą.
- To, że wynikła taka sytuacja między mną, a nim, nie znaczy, że zaraz polecę do innego, żeby z nim się pieprzyć! Chciałam tylko z kimś pogadać. - warknęłam rozzłoszczona i zaczęła chodzić po całym pokoju.
- To dlaczego nie poszłaś do Tom'a? Przecież jest twoim "dobrym przyjacielem". - powiedziałem lekko zgryźliwie, a ona zatrzymała się i spojrzała na mnie zdziwiona. - No?
- To jest dobre pytanie.. - wymruczała i pogładziła palcami swoją szyję. - I znam na to pytanie odpowiedź.
- No? - spytałem będąc ciekaw, cóż to ona wymyśliła.
- Ty nic do mnie nie czujesz, nie muszę się obawiać, że cokolwiek powiem, może Cię urazić. - odpowiedziała, a ja uderzyłem się z otwartej dłoni w twarz.
Zacząłem się śmiać.
- Czy Ty mnie serio traktujesz jak geja? - spytałem patrząc na nią z niedowierzaniem. Wzruszyła ramionami. - Przecież doskonale wiesz, że mogę zgwałcić Cię, jeśli będę miał taką ochotę.
- A masz taką ochotę? - spytała unosząc brew.
Kurwa.
- Nie. - odpowiedziałem szczerze i dziwiłem się sam sobie, że ona tak łatwo odblokowuje moje emocje!
Tego się właśnie bałem.
Nastąpiła chwila ciszy.

***
- Tak przyjechałaś motorem? - spytał, a ja wzruszyłam ramionami.
- Mój motor jest w naprawie.. przyjechałam komunikacją miejską. - wysyczałam przez zęby z pogardą na dwa ostatnie słowa. To coś okropnego, w jakim jest to stanie.
- Oszalałaś? Chcesz się przeziębić? - spytał z szeroko otwartymi oczami.
- Nie, ale dzięki, że mnie wysłuchałeś. Zboczeńcu. - powiedziałam z uśmiechem i znaczną ulgą, po czym ruszyłam w stronę drzwi.
- Głupia. - powiedział i cisnął swoją bluzą we mnie. - Jak zamierzasz iść tak ubrana, to lepiej załóż to.. - mruknął, a ja odrzuciłam jego bluzę z powrotem.
- Nie zamierzam być Ci nic dłużna. - powiedziałam dumnie i otworzyłam drzwi.
- To czekaj chwilę, podwiozę Cię. - warknął i zamknął dłonią drzwi, po czym zniknął w innym pomieszczeniu w poszukiwaniu reszty ubrań.
- Chodź. - powiedział po chwili już ubrany i wyperfumowany. Otworzył przede mną drzwi.

- Dzięki. - powiedziałam, gdy znaleźliśmy się pod apartamentowcem.
- Ty tu mieszkasz? - spytał, a ja wzruszyłam ramionami.
- No co? Zarabiam to mogę w takim mieszkać. - odpowiedziałam i odpięłam pasy bezpieczeństwa. - Dasz mi swój numer? - spytałam, a on zmarszczył brwi.
- Po co?
- Będę wysyłać Ci erotyczne wiadomości o 4 nad ranem, wiesz? - odpowiedziałam pytaniem na jego pytanie i wywróciłam oczami. - Na wszelki wypadek. - dodałam, gdy na jego usta wśliznął się głupi uśmiech.
- Dobra. - powiedział i napisał mi go na ręce. - Tylko nie dzwoń z byle głupotą. - dodał z dziarskim uśmiechem, nachylając się w moją stronę.
-Grabisz sobie. - wyszeptałam do jego ust.
- To za fatygę. - powiedział i pocałował w usta.
- Do zobaczenia, geju! - zawołałam wesoło, trzasnęłam drzwiami od strony pasażera.
Pokazałam mu język, gdy on odgrażał mi się pięścią w aucie.
Weszłam po raz kolejny do holu i tym razem, powiedziałam w recepcji i do ochroniarza, że gdyby przyszedł ktoś o nazwisku Leto, to żeby mówili, że nie ma mnie w mieszkaniu, że "wyszłam".

- Jeśli naprawdę nie możesz być z kimś, kto nie mówi Ci prawdy.. dobrze. Ułatwię Ci to. - powiedziałam ze łzami w oczach i złością do zdjęcia Jareda z jego autografem, po czym podarłam je na kawałki, wrzuciłam do białej koperty i schowałam między strony książki.
Niech tak będzie.

--------------------------------------------------------------------------------------------
Fragment piosenki Alex Hepburn - Under
Tytuł rozdziału z fragmentu piosenki The Fray - You found me