Obudziłam się bardzo wcześnie jak na dzień wolny od pracy.
- Dopiero dziewiąta? - powiedziałam sama do siebie spoglądając na budzik i przeciągnęłam się.
Dziwnie się czułam bez telefonu.
Wstałam, zjadłam tosty na śniadanie i popiłam mocną, czarną kawą.
- Tego mi było trzeba. - wymruczałam cicho sama do siebie.
Czułam się wyprana z wszelkich emocji po wczorajszym dniu.
Po wydarzeniach z Leto.
W końcu postanowiłam pojechać do mechanika i zobaczyć co z moim motorem.
Założyłam przetarte jeansy, trampki i szarą koszulkę na krótki rękaw z liczbą "89" na przodzie. Związałam włosy w wysokiego kucyka i tylko delikatnie, podkreśliłam oczy tuszem do rzęs.
Nie miałam ani ochoty, ani dla kogo malować się dzisiaj.
Czasem ta perfekcjonistka, chciała być zwykłą dziewczyną o naturalnym wyglądzie.
Po oględzinach, mój motor nie nadawał się do niczego.. a raczej, naprawa wyniosłaby mnie więcej niż kupno nowego, to samo dotyczyło telefonu. Wyciągnęłam tylko kartę i po prostu z ogromnym bólem serca sprzedałam wszystko na złom... najwidoczniej znowu muszę wybrać się na "zakupy".
Przechadzałam się wzdłuż wystaw z telefonami, lecz postawiłam na czarnego koloru "niezniszczalne" Blackberry, takie jak ma Leto. Jeśli jemu służy już tyle czasu, to mnie też powinno?
Mam na myśli cały czas telefon.
Następnym moim przystankiem był salon motoryzacyjny.
Tym razem wybrałam trochę skromniejszą, czarną Yamahę R6... nawet nie taka droga, jak była kiedyś, a bynajmniej nie tak droga jak mój BYŁY motor.
Następnym krokiem było zarejestrowanie motoru i dzięki znajomościom, już wieczorem śmigałam po ulicach Los Angeles.
Najlepsza była mina ochroniarza, gdy podjechałam moim nowym "dzieckiem" pod hotel, by spytać, czy przyszła do mnie jakaś poczta.
- Nowy nabytek? - spytał skinieniem głowy wskazując na moje maleństwo.
- Ta. Poprzedni nadawał się już tylko do kasacji. - odburknęłam, choć po chwili lekki uśmiech rozkwitł na mojej twarzy.
Ochroniarz już milczał, choć zazdrość sączyła się z jego oczu jak jad.
Pewnie uważa mnie za bogatą dziewczynę, która nie ma co robić z kasą... no cóż, w pewnym sensie jest w tym trochę prawdy, ale tylko dlatego, że oszczędzam kasę i mam fajną robotę.
Podjechałam pod hotel, tym razem zawitałam tam jako gość.
- Witam, szefową. - powiedziałam z uśmiechem wchodząc do hotelu i z kaskiem w drugiej ręce.
- Cześć Van. - powiedziała sprawdzając coś. - Masz żałobę, że jesteś ubrana na czarno? - spytała, a ja spojrzałam po sobie.
Czarne rurki, bluzka, kurtka, czarne buty, czarny kask i tylko blond włosy odznaczały się na tym kontrastując z całością.
- Tak jakby... musiałam pożegnać się z moim starym motorem i telefonem. - mruknęłam pod nosem, ale widząc, że szefowa unosi wysoko brwi, natychmiast uśmiechnęłam się szeroko. - Zmiany są nieoddzielną częścią kobiet. - dodałam i puściłam pani Duo oczko, po czym postarałam się natychmiast zejść z jej pola widzenia.
- Co jest do cholery?! - usłyszałam zza drzwi wściekły głos Jareda.
Chyba moje walenie w drzwi nie było zbyt uprzejme, ale chciałam się z nim jak najszybciej zobaczyć.
- Oh, to znowu Ty? Co tym razem? - spytał, a ja uśmiechnęłam się szeroko. - Przecież mogłaś zadzwonić.
- Wiem.. w sumie, to ten.. no... - zaczęłam teatralnie jąkać się, by wyprowadzić go z równowagi.
- No mów, że! - warknął, a ja pokazałam mu język.
- Zmył mi się Twój numer i nie mogłam zadzwonić. - powiedziałam wesoło, a on wywrócił oczami. - Wpisz się. - powiedziałam wpraszając się do jego pokoju i podając mu nowiutkie Blackberry.
- Nowe cacko? - spytał z uśmiechem, a ja walnęłam się na jego łóżko.
- Nie jedyne.. wyjrzyj za okno. - powiedziałam i wskazałam mu kciukiem na okno za mną.
- O kurwa... to też twoje? - spytał, a oczy zabłysnęły mu na widok nowiutkiej Yamahy z salonu.
- No ba. Poprzedni sprzedałam na złom. Nie opłacało mi się wywalać kasę na naprawę, skoro mogę kupić sobie nowy z salonu. - powiedziałam, a on spojrzał na mnie z lekko uniesionymi brwiami.
- Skąd masz tyle hajsu? Leto wrócił i zafundował Ci prezenty? - spytał, a ja posłałam mu mordercze spojrzenie.
- Nie wkurwiaj mnie. - syknęłam, a on uśmiechnął się od ucha do ucha i podszedł do łóżka. - Jeśli on nie może być z kimś kto go okłamuje, to ja mu to ułatwię. - mruknęłam z grozą w głosie, a on nachylił się nade mną.
- Nie zna piekło furii większej, niż wściekłość kobiety zranionej.
- Jak masz na drugie imię? Nie chcę do Ciebie mówić, tak jak do Leto... macie takie same imiona. - powiedziałam krzywiąc się nieznacznie.
- Harry. - wyszeptał wisząc nade mną z czarodziejskim uśmiechem.
- Harry. - powtórzyłam, a on zniżył się jeszcze trochę tak, że nasze usta dzieliło zaledwie kilka centymetrów.
- Wiesz, gdybym nie darzyła Cię nienawiścią za pierwsze spotkanie, to pewnie mogłabym się w Tobie zakochać, Harry. - powiedziałam z uśmiechem i obróciłam się na bok, gdy ten chciał mnie pocałować.
- Darzysz mnie nienawiścią? - spytał powstrzymując się od śmiechu, położył się obok mnie i wodził ręką po moim ramieniu, talii, biodrze...
- Tak. Bardzo zniechęciłeś mnie do siebie. - odpowiedziałam szczerze napawając się jego dotykiem z zamkniętymi oczami.
- Mam Cię rozkochać w sobie? - wyszeptał do mojego ucha, a mnie aż ciarki przeszły.
- Przestań gadać głupoty. - odpowiedziałam czując jego ciepły oddech na moim karku i uchu.
- Myślisz, że nie potrafię? - spytał zaczepnie, a ja spojrzałam na niego przez ramię. - Daj mi jedną szansę, a pokażę Ci na co mnie stać, i... co ważniejsze, że jestem lepszy niż ON. - powiedział to z takim przekonaniem w głosie, że nie potrafiłam nie uśmiechnąć się.
- Harry. Ty nigdy nie dorównasz MU do pięt. - odpowiedziałam i obróciłam się do niego przodem.
- Założymy się? - spytał z dziarskim uśmiechem.
- Sprawisz, że będzie szalał ze wściekłości i zazdrości? - spytałam z lekkim powątpiewaniem, choć w środku szalałam z ekscytacji.
- Sprawię, że będzie chciał zabić się z zazdrości. - powiedział i skradł mi kolejny pocałunek. - Musisz tylko chcieć. - powiedział patrząc mi z bliska w oczy.
- Chcę. - powiedziałam bez zastanowienia i pewna siebie.
Wplątałam palce dłoni w jego blond włosy i dałam ponieść się namiętnym pocałunkom.
Jak wiele musiał mieć kochanek, że jest tak dobry w tym wszystkim teraz?
- Wystarczy. - powiedziałam odsuwając go od siebie na odległość rąk, gdy jego dłonie zaczynały mnie rozbierać.
- Boże... Ty to potrafisz zabić fajną atmosferę. - mruknął niezadowolony pod nosem i usiadł na krawędzi łóżka. Przeczesał dłońmi swoje włosy i spojrzał na mnie. - To co chcesz dzisiaj robić? - spytał, a ja uniosłam lekko brwi.
- Pójdziemy na udawaną randkę? - spytałam pokazując mu język, a on prychnął pod nosem.
- Próbujesz mnie uwięzić?
- Ja Ciebie? To chyba Ty mnie! - zaperzyłam się, a on się zaśmiał w ten radosny sposób, który oczarowywał mnie za każdym razem.
Chcę go rozgryźć.
- Możemy udawać parę, a potem zobaczymy efekty. - powiedział z uśmiechem, a ja podparłam się na łokciu.
- Okay. Daję Ci trzy miesiące na zdziałanie "cudów". - zarządziłam, a on machnął ręką.
- Wystarczy mi jeden miesiąc, ale przyjmuję wyzwanie.
- O 21?
- Przyjadę po Ciebie. - odpowiedział odprowadzając mnie do drzwi jego pokoju.
- Tylko nie spóźnij się. Będę czekać. - pogroziłam mu palcem przed nosem, a on oddał mi moje Blackberry.
- O to się nie martw. - szepnął i gdy przekroczyłam próg on znów wciągnął mnie na chwilę do środka całując namiętnie.
- Nie obijasz się. - zaśmiałam się i poszłam, a on po chwili odprowadzania mnie wzrokiem, zamknął z impetem drzwi.
Wsiadłam na motor i spojrzałam na listę kontaktów.
Wariat zapisał się jako "Mąż".
Uśmiechnęłam się pod nosem, włożyłam kask, włączyłam zapłon i po chwili z piskiem opon pognałam w stronę swojego apartamentu.
Wykąpałam się, zjadłam obiad, założyłam dość krótką beżową sukienkę, czarne nadkolanówki i koturny. Pofalowałam włosy, zrobiłam lekki makijaż i gdy zmieniałam kolczyki usłyszałam dzwonek domofonu.
- Halo? - powiedziałam podnosząc słuchawkę i usłyszałam głos portiera.
- Dobry wieczór. Niejaki pan Shannon Leto upiera się, że zna panią i chce koniecznie wejść. Mamy go wpuścić, czy zadzwonić po policję? - powiedział, a ja zastygłam na moment.
- Nie. Przekażcie tylko, że nie ma mnie w domu. - odpowiedziałam oschle zmrożona samą myślą o nim. O tym, że to Shannon.
- Dobrze, przekażę. - usłyszałam i rozłączyłam się.
- Tak? - powiedziałam odbierając połączenie od "Mąż". Spojrzałam na zegarek, ale było jeszcze trochę czasu do godziny 21.
- Wychodź kochanie, ochroniarz nie chce mnie wpuścić. - powiedział Harry, a ja zaśmiałam się pod nosem.
- Okay, zaraz będę. - odpowiedziałam i rozłączyłam się. Założyłam płaszcz, podeszłam do drzwi i po ostatnim spojrzeniu w lustro uśmiechnęłam się i wyszłam zamykając za sobą drzwi na klucz.
Z oddali zobaczyłam Harrego, który ruszył w moją stronę i objął mnie ramieniem.
- Hej kochanie. - powiedział całując mnie krótko w usta.
Wciąż nie mogłam do tego przywyknąć.
To było takie... inne.
Inne usta.
Inny dotyk.
Inne spojrzenia.
Inny zapach.
Inne ciepło.
Inne ciało.
Inny On.
- Hej. To gdzie idziemy? - spytałam, lecz on położył palec wskazujący na swoich ustach i delikatnym skinieniem głowy wskazał na wykłócającego się z portierem Shannona.
Nie chciałam się w to mieszać, więc po prostu przemknęliśmy się bokiem niezauważeni.
Wsiedliśmy do jego auta i spojrzeliśmy po sobie.
Uśmiechnął się tak czarująco, że musiałam popatrzeć się przed siebie.
- To gdzie jedziemy? - spytałam, a on włączył zapłon.
- To niespodzianka. - powiedział i z uśmiechem ruszył. Przez szybę oglądałam okolicę, lecz gdy włączył radio i zaczął śpiewać piosenkę, choć specjalnie trochę ją parodiował to dołączyłam do niego.
- Uczyłaś się śpiewać? - spytał, a ja spojrzałam na niego z lekko uniesionymi brwiami.
- Jasne.. pod prysznicem pod okiem bardzo surowego lustra. Super nauczyciel, nie? - odpowiedziałam całkiem poważnie i po chwili parsknęłam śmiechem, a on tylko wywrócił oczami. - Ale zacznijmy od tego, że nie umiem śpiewać.
- Pytam, bo jestem ciekawy skąd masz taką manierę jak śpiewasz. - powiedział i spojrzał na mnie.
- Nie mam bladego pojęcia o czym mówisz. - odpowiedziałam całkiem poważnie.
- To pan Leto nie przesłuchał Cię pod tym kątem?
- A niby czemu miałby to zrobić? Przecież nie byłam z nim dla sławy, ani popularności. - odpowiedziałam całkiem poważnie.
- Serio?
- Nie, kurwa.. żartuję, wiesz? - odpowiedziałam zła i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
- Co Ty taka drażliwa jesteś na jego punkcie? - spytał i szturchnął mnie palcem.
Nie odzywałam się do czasu aż nagle zahamował, a ja spojrzałam na niego przestraszona.
- Wysiadaj, księżniczko. - powiedział, a ja uniosłam brwi. - Jesteśmy na miejscu.
- Kino? - spytałam krzywiąc się lekko. - Nie jesteś kreatywny. - powiedziałam i zaśmiałam się, gdy ten już naburmuszył się i powstrzymywał od złośliwego komentarza.
- Nie dziwię się, że z Tobą nie wytrzymał. - powiedział, a ja uderzyłam go w żebra z zaskoczenia, i gdy skulił się lekko to wzięłam go pod rękę.
- Wcale nie jest ze mną tak źle.. jeśli nie możesz znieść mnie kiedy jestem najgorsza, to nie zasługujesz na mnie kiedy jestem najlepsza. - powiedziałam dumnie, a on spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Marylin Monroe?
- Powiedziała mądre słowa. - odrzekłam i weszliśmy do kina niewątpliwie ściągając uwagę co poniektórych nastolatek. - Chyba gapią się na nas... - szepnęłam mu do ucha wcześniej stając lekko na palcach.
Zastanawiało mnie tylko, dlaczego jest tu kilku fotoreporterów.
- Niech patrzą. - odpowiedział i skinął do jakiegoś faceta, by potwierdzić bilety.
- Dzisiaj jest premiera jakiegoś filmu? - spytałam, a on uniósł lekko kąciki ust. - O nie ...
- O tak... zgadnij, kto będzie na tej premierze. - powiedział, a ja zatrzymałam się, podparłam dłonie o boki i patrzyłam na niego spod brwi. - Jesteś piękna. Chodź na film.
- Harry. - warknęłam już lekko poirytowana.
- Chcesz popcorn?
- A z buta na koturnie byś nie chciał? - spytałam i obydwoje parsknęliśmy śmiechem.
- Nie uważam tego za dobry pomysł... - przyznałam się pijąc Colę ze słomki i siedząc przy jednym ze stolików z Jaredem Harrym.
- Sama tego chciałaś, więc odwal swoją część roboty, jaką przewidziałem dla Ciebie. - odpowiedział i wycelował we mnie popcornem. - Łap! - powiedział i rzucił w moją stronę.
Wiadomo, że złapałam do buzi, a co. - Brawo! - zawołał uradowany Harry, a ja podniosłam dłoń w górę i pokazałam znak zwycięstwa.
To było strasznie nudne, oczekiwanie aż wszyscy przyjadą i będziemy mogli wejść na salę.
- Nudzę się... - mruknęłam podpierając podbródek na dłoni i spoglądając po ludziach w środku.
- Wytrzymaj jeszcze chwilę, zaraz wszystko się zacznie.
- Zaraz wracam, muszę do toalety. - szepnęłam i wstałam, a on natychmiast podniósł się również z krzesła i chwycił za dłoń.
- Wróć zaraz. - szepnął i puścił mi oczko, po czym pocałował w policzek.
- Dobrze. - odpowiedziałam lekko podejrzliwie i ruszyłam w stronę toalet.
Spojrzałam w stronę wyjścia z kina, w którym ujrzałam cały zespół Thirty Seconds To Mars.
- O ja pierdolę... - szepnęłam cicho sama do siebie i spojrzałam na Harrego, który stał z cwanym uśmiechem i rękami w kieszeniach spodni.
Przeczuwam burzę z piorunami i powyrywane drzewa.
***
Obserwowałem jak znika za drzwiami toalety całkiem blada na twarzy.
Nie potrafiłem powstrzymać się od złośliwego uśmiechu kierowanego do młodszego pana Leto od momentu jego wejścia do kina. Chyba nie spodziewał się, że jego blondyneczka tak szybko znajdzie pocieszenie u kogoś innego.
Nie zamaskował do końca jego wściekłości i zaskoczenia.
Wstałem i powoli ruszyłem bliżej barierek, by zaczekać na Vanessę.
Obserwowałem jak Jared podchodzi do mnie i staje w odległości mniejszej niż dwa metry ode mnie.
- Kto Ty. - spytał cicho przez zęby, a ja wciąż stałem w rękami w kieszeniach i bezczelnym uśmiechem na ustach.
- Jej największy koszmar. - odpowiedziałem mu i obserwowałem, jak jego wyraz twarzy zmienia się, pomimo doskonałych prób maskowania się i utrzymania neutralnego wyrazu twarzy.
Roześmiał się, co lekko zbiło mnie z tropu.
- Zabawny chłopak z Ciebie, wiesz? - powiedział i posłał mi wściekłe spojrzenie. - Ostatni raz pytam. Kim jesteś? - powtórzył tak chłodno, że pod marynarką włosy stanęły mi dęba.
Ho hooo.. pan Jared Leto jest zazdrosny!
W duchu aż zapiałem z radości.
- Jared Merover, miło mi. A Ty? - spytałem głupio, a Shannon zakaszlał.
- Jared. Jared Leto. - odpowiedział mrużąc złowrogo brwi.
Gdzie ona do cholery jest?! Za chwilę będzie punkt kulminacyjny, a ona w łazience siedzi! Syczałem w myślach zły już na nią.
Oo... idzie. W końcu.
- Co tak długo? - spytałem z czarującym uśmiechem chwytając ją za dłoń i całując delikatnie w delikatne, chłodne palce.
- Musiałam odebrać połączenie. - wykręciła się, a ja tylko uśmiechnąłem się i chwyciłem ją bardzo delikatnie w idealnej talii.
- Rozumiem. - powiedziałem rozczulony jej zakłopotaniem.
Powinienem zostać aktorem.
- Cześć Van! - zawołał wesoło Tomo, a ona uśmiechnęła się niepewnie do niego.
- Cześć Tomo. - odpowiedziała cicho.
- Panowie wybaczą, ale musimy już iść. - zwróciłem się do Marsów i bez oczekiwania na ich odpowiedź, ruszyliśmy w stronę bramki zupełnie ignorując młodszego Leto, który najwidoczniej chciał coś powiedzieć.
- Nie będziemy dłużej czekać? - spytała, gdy byliśmy już wystarczająco daleko i była pewna, że nas nie usłyszą.
- Nie. Tyle na początek wystarczy. - odpowiedziałem i pocałowałem ją w skroń.
Nie czuje się z tym dobrze, widzę to po jej zachowaniu, ale... jest już za późno, żeby się wycofać.
Jeśli nie będziemy grać głównych ról, to wtedy nikt nie zapamięta naszych nazwisk.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz