środa, 4 września 2013

34. Demon... Where did my angel go?

***
Upadłam na kolana i zaczęłam tak strasznie płakać.
Było mi tak bardzo przykro... a on nawet nie wie, co się ze mną działo przez ten rok.
Nic nie zauważył.
NIE ZAUWAŻYŁ, że coś jest nie tak.
Głupi Leto.


Przez dłuższy czas siedziałam tak na podłodze pomiędzy stłuczony szkłem i moją ulubioną zastawą stołową.
Byłam wściekła, bo i lustro się stłukło.


Cholerne lustro.


Milcząc zaczęłam zbierać większe kawałki szkła i zastawy.
Milczałam. Wszystko teraz odgrywało się w mojej głowie, od nowa... znowu i znowu.
Nie potrafiłam zatrzymać łez i mocno zaciskających się szczęk.

Scena gwałtu na nowo pojawiła się w mojej głowie i co było gorsze, nie potrafiłam zatrzymać tych okropnych obrazów.
Płakałam jeszcze bardziej, a nienawiść wzrastała we mnie jak pożar gaszony benzyną.

Co z tego, że złapali tego skurwysyna i wsadzili do więzienia o zaostrzonym rygorze?


Od tamtej pory, za każdym razem gdy zasypiam widzę to przed oczami.

Za każdym razem zrywam się w środku nocy z płaczem.

 Za każdym cholernym razem, mam ochotę zabić się.

Za każdym kurwa razem.



Gdy skończyłam sprzątać, brzuch zaczął mnie niemiłosiernie boleć.
Wzięłam te przeklęte tabletki, które niechętnie przepisał mi lekarz.

- Bierz je w ostateczności i to też bardzo ostrożnie!
- Oczywiście panie doktorze...

- Pieprz się. - szepnęłam ze łzami w oczach i wzięłam dwie na raz, po czym na czworaka zaszłam do sypialni.
Myślałam, że umrę zaraz.

Zasnęłam.


***
Wróciłem do niej zaraz następnego dnia, z dużym bukietem kwiatów.
Wyglądała na strasznie zmęczoną z podkrążonymi oczami i jakby się miała zaraz przewrócić, mimo to, zdawała się być nadal zła na mnie.

Dzień później, także w ogóle nie dawała się dotknąć, cały czas była rozdrażniona i patrzyła na mnie spod brwi, jakbym zaproponował jej coś niemoralnego i co nigdy wcześniej nie próbowaliśmy.
Z drugiej strony, brakowało mi seksu z nią.
-Van. - powiedziałem miękkim głosem i łapiąc ją za ramię, co wywołało na jej twarzy grymas niezadowolenia. Poczułem się dotknięty. - Traktujesz mnie już drugi dzień jak trędowatego. Co się stało? Obraziłem Cię czymś? Zapomniałem o czymś ważnym? Staram się pamiętać o wszystkich ważnych datach i wydarzeniach, ale jestem tylko człowiekiem i-... - przerwałem, gdy zobaczyłem, że jej twarz wyraża ogromne współczucie, jakby nie chciała mi o czymś powiedzieć.
- Proszę, nie dotykaj mnie dzisiaj. Każdy dotyk strasznie mnie drażni... - odpowiedziała, na co ja natychmiast cofnąłem rękę.
Działo się z nią coś złego.
- Dobrze. - odparłem szeptem - ale chciałbym wiedzieć, co się dzieje. - byłem nieustępliwy, co bardzo widocznie, czasem ją irytowało.
- To nic takiego. Dasz mi spokój? Jestem zmęczona. - spytała trochę oschle, choć z miną błagającą o to, żebym nie drążył tematu, bo się znowu pokłócimy.
Westchnąłem ciężko i złapałem ją za dłonie przyciągając do siebie, by usiadła mi na kolanach.
Trochę za mocno ją pociągnąłem i twardo wylądowała na moich kolanach, jęknęła i złapała się za brzuch.
- Nie do póki nie powiesz mi, co się dzieje. - szepnąłem i pocałowałem ją za uchem.
Jej wyraz twarzy wskazywał na to, że przeszywał ją niesamowity ból, mało co nie płakała.
Wystraszyłem się.
Trzymała się dalej za brzuch, jakby ochraniając go przed kolejnymi, chociażby najdrobniejszymi urazami.  Była nieco blada na twarzy.
Muszę przyznać, że zmartwiło mnie to.
- Brzuch Cię boli? - spytałem z troską całując jej kark.
Przytaknęła kiwnięciem głową, choć z lekkim niesmakiem. - zrobić Ci herbatki? - spytałem, a ona spojrzała na mnie jak na idiotę.
- Jesteś głupi, czy tylko takiego udajesz? - spytała patrząc mi w oczy.
Uniosłem wysoko brwi.
Pierwszy raz tak do mnie powiedziała... z takimi wyrzutami.
- O co Ci chodzi? - spytałem znów, a ona wstała z moich kolan, lekko przygarbiona i bardzo ostrożnie z rękami zaplecionymi na brzuchu.
Przyglądałem jej się uważnie.
- Mam okres, idioto. Możesz dać mi w końcu kurwa spokój? - warknęła, a ja z szeroko otworzonymi oczami zamrugałem kilkokrotnie.
Czy to ta sama... moja mała Vanessa?
- Tak, tak... oczywiście. -odpowiedziałem będąc w lekkim szoku jej zachowaniem z powodu tak błahej rzeczy.
To tylko o to chodziło? O zwykły okres? O to tak się złości i jest nietykalna?
Wciąż stała naprzeciw mnie.
- Mam wyjść? - spytałem w odpowiedzi na jej zmęczone spojrzenie.
- Nie. Po prostu gdzieś się ulokuj i nie przeszkadzaj mi. - odpowiedziała biorąc fiolkę z tabletkami z komody, wzięła dwie, włożyła do ust i popiła wodą. - Idę spać. Możesz zostać ile chcesz. - powiedziała i powoli powędrowała w stronę łóżka.
- To vicodin? - spytałem z niedowierzaniem obracając w dłoni fiolkę z tabletkami. - Oszalałaś? - spytałem groźnie.
Uniosła lekko głowę.
Mogła to dostać tylko na receptę.
- Zamknij się do cholery. Nie widzisz, że źle się czuję? - spytała już bardzo wkurzona. - Jak masz zamiar pierdolić głupoty to wyjdź i idź w cholerę! - krzyknęła i znów położyła się nakrywając pościelą po samą szyję.
Nic już nie odpowiedziałem.
Postanowiłem już dzisiaj nie przeszkadzać jej i poczekać aż wyśpi się... będzie w lepszym nastroju.

Spała już dobre cztery godziny, a ja dostawałem wariacji sam ze sobą.
Pragnąłem, żeby poświęciła mi swoją uwagę.
Zacząłem krążyć po jej pokoju przyglądając się fotografiom i książkom, które miała w swojej kolekcji.
Było wśród nich dużo książek medycznych, z biologii... jakby przynajmniej wybierała się na medycynę.
W oczy rzucił mi się dość gruby zeszyt wciśnięty między książki.
Po otworzeniu go, zobaczyłem, że dwie-trzecie jest zapełnionych wierszami i fragmentami wspomnień.
Zaciekawiło mnie to.
Wiem, że nie powinienem naruszać jej własności... ale... tu są zapisane cząstki jej osoby.

Aby upewnić się, że właścicielka tego zeszytu nie będzie później rzucać we mnie nożami... upewniłem się, że Van twardo, choć słodko śpi i nie zapowiadało się, żeby miała wkrótce obudzić się.
Wziąłem zeszyt ze sobą i usiadłem w fotelu. Sam sobie pozwoliłem przeczytać co nieco.

Z mojej głowy zniknęły wszelkie pytania, gdy tylko zająłem swój umysł pochłanianiem nowej, dość "ciekawej" lektury.

Nie zauważyłem nawet, kiedy Vanessa obudziła się i stanęła naprzeciwko mnie w grubym, wełnianym stanowczo za dużym na nią swetrze i przyglądała mi się podejrzliwie i z lekkim przerażeniem w oczach.
Nie zauważyłem również, kiedy ściemniło się za oknem, a ja sam siedziałem przy słabym oświetleniu, tak bardzo wciągnęło mnie czytanie jej poezji z fragmentami książki jej "życia", które niekiedy mnie przerażały.
Miałem głęboką nadzieję, że fragment gwałtu, który jako pierwszy zobaczyłem i był najnowszym wpisem - był jedynie wymysłem jej wyobraźni... że nie było jej osobistym wspomnieniem.
 - Wstałaś już? - spytałem uśmiechając się do niej ciepło, lecz jej wyraz twarzy nie zmienił się.
- Co czytasz? - spytała, a ja natychmiast zamknąłem zeszyt na stronie z datą "27. lipca 2010 roku".
- Pisałem nową piosenkę. - skłamałem z uśmiechem na ustach w obawie przed jej reakcją.
Van dość żwawym krokiem podeszła do półki z książkami, gdzie wcześniej znajdował się zeszyt, a teraz... go tam nie było.
I znów spojrzała na mnie wściekła, jakby chciała mnie zabić.
- Jared!!! - krzyknęła - Dlaczego mnie okłamujesz i kto pozwolił Ci wziąć MÓJ zeszyt?! - spytała ze łzami w oczach, a ja znów ogłupiałem, bo nie takiej reakcji się spodziewałem.

 Patrzyłem na nią i nie poznawałem jej...

Demon... Where did my angel go?


------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
P.S. od autora: Komentujcie może misiaczki, żebym widziała dla kogo piszę.

~With love
 Nicole Hour 
xo xo

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz