niedziela, 1 września 2013

33. I don't need a key to your heart. It's alway open for me.

***
Pomogłem jej wejść do mieszkania.
 Wciąż się szarpała ze mną, lecz byłem silniejszy, mimo to, nie mogłem zatrzymać jej jadowitych słów.
Chyba mnie nienawidzi.
- Vanessa, idź pod prysznic.
- Wolę kąpiel w wannie. - odpowiedziała, a gdy złapałem ją za ramię spojrzała na mnie ze wściekłością. - Możesz już sobie iść, albo zadzwonię po ochronę.
- Mogłabyś się utopić. Jesteś pijana. Weź prysznic, proszę.
- NO I CO Z TEGO?! - wykrzyczała, lecz zastanowiła się chwilę - no dobra... - szepnęła bardzo niewyraźnie i cicho.
Zignorowałem to.
Zaprowadziłem ją do łazienki, a gdy usiadła na zamkniętej klapie sedesu, zdjąłem jej buty na koturnie i kurtkę.
- Rozbierzesz się z reszty sama, czy mam Ci pomóc? - spytałem grzecznie z nadzieją, że się zgodzi na pomoc, lecz ona znów wzrokiem ciskała we mnie piorunami.
- Poradzę sobie, stary zboczeńcu. - wysyczała spojrzeniem nakazując mi wyjść.
- Poczekam za drzwiami. - mruknąłem i wyszedłem, lecz usiadłem na podłodze zaraz koło drzwi.
Zamknąłem za sobą drzwi i nasłuchiwałem dźwięku spadających na podłogę ubrań.
Szum wody płynącej z prysznica.

Siedziałem pod tymi cholernymi drzwiami już dobre pół godziny, a woda wciąż szumiała.
- Van? - zawołałem, lecz nie odpowiedziała mi. - VAN? - zawołałem głośniej.
Nic.
Zero odpowiedzi.
-Van, wchodzę! - zawołałem głośniej i położyłem dłoń na klamce od drzwi.
Policzyłem do trzech i wszedłem.
Cała łazienka była zaparowana, natychmiast podszedłem do prysznica i otworzyłem kabinę.
Stała i patrzyła na mnie "mętnym" wzrokiem.
Zdjąłem bluzę i koszulkę, żeby ich nie zamoczyć i wyciągnąłem rękę w stronę regulacji temperatury i ciśnienia. Poparzyła mnie strasznie gorąca woda.
- Boże, Van! Chcesz żeby skóra Ci zlazła z pleców?! - warknąłem rozzłoszczony, chwyciłem ręcznik i owinąłem nim dziewczynę.
- Lubię tak. - szepnęła cicho, gdy wziąłem ją na ręce i zaniosłem do jej sypialni.
Była znacznie lżejsza niż to zapamiętałem.
Z włosów wciąż skapywała jej woda, a maskara była rozmazana pod jej oczami i przypominała mi misia pandę.
- Schudłaś. - bardziej stwierdziłem niż spytałem.
Znacznie schudła.
Położyłem ją do łóżka, i gdy osuszyłem jej ciało przyjrzałem się uważnie, teraz jakże wyraźnym kościom obojczykowym i widocznym żebrom.
Przeszedł mnie dreszcz.
Ostatni raz jak ją widziałem, wyglądała bardzo dobrze i zdrowo.
Zmartwiłem się i dopadły mnie lekkie wyrzuty sumienia.
Obawiałem się, że to wszystko stało się z nią z mojego powodu.
- Nie patrz się tak na mnie. - powiedziała i przykryła się pościelą pod samą szyję, ale wcale nie z zawstydzenia... jej policzki wcale nie płonęły czerwienią, jak kiedyś.
Zacząłem się zastanawiać nad tym... jak wiele się zmieniło przez prawie rok mojej nieobecności.
Zacząłem suszyć ręcznikiem jej włosy.
- Masz czerwoną skórę od tej wody. - jęknąłem cicho na widok zaczerwienień, a ona wzruszyła ramionami.
Myślała nad czymś.
Stała się dziwnie... cicha.
- Czasem mam tak, że ciało chce absorbować jak najwięcej ciepła. - mruknęła cicho, a jej twarz nie miała żadnego wyrazu. Była zupełnie obojętna.
Uśmiechnąłem się lekko.
- Nawet jak jesteś pijana, to gadasz ciekawe głupoty. - powiedziałem odgarniając kosmyk mokrych włosów z jej czoła i przez chwilę pozwoliłem sobie kciukiem gładzić jej policzek.
Boże.
Nawet jej twarz znacznie wychudła, a kości policzkowe odznaczały się wyraźnie.
- Właśnie zmarnowałeś tygodnie pracy doktora Gomeza. - szepnęła wyciągając ręce w moją stronę.
Przez moment pomyślałem, że chce mnie uderzyć, lecz jej ręce miękko zaplotły się wokół mojej szyi, a ciało przylgnęło do mojego.
Mimowolnie, odetchnąłem z ulgą.

Siedziałem na krawędzi łóżka z ręcznikiem w jednej dłoni, a drugą trzymałem delikatnie jej dłoń.
- Co tu robisz? - spytała leżąc i obserwując mnie uważnie spokojnym spojrzeniem.
- Wróciliśmy z Japonii, za kilka dni będzie premiera Artifact Filmu, więc wciąż pracujemy ciężko. - odpowiedziałem cicho, a ona jakby posmutniała.
Moja biedna, mała Vanessa.
- Zepsułeś całą, dobrą robotę doktora Gomeza... - znów szepnęła, lecz zamknęła oczy, a jej uścisk powoli zelżał.
- Kim jest ten doktor Gomez? - spytałem.
Obróciła lekko głowę ku poduszce.
- Moim psychiatrą. - szepnęła i nie tłumacząc nic więcej, zasnęła.
Wydawało mi się, że mam Deja Vu... że znów mam przed sobą dziewczynę, którą spotkałem w tamtym klubie po raz pierwszy, i która mi nie ufała. Była cicha i nie chciała zbyt wiele o sobie mówić.
Znów miałem przed sobą dziewczynę, której zaufanie znów musiałem zdobyć.
 - Dużo sam spierdoliłem, wiem... Przepraszam.. Zdaję sobie sprawę z tego wszystkiego. -  szepnąłem gładząc ją po głowie. - Dobranoc. - dodałem i wstałem.
Odwiesiłem ręcznik w łazience i wyszedłem zamykając jej mieszkanie na klucz.
Wracając do siebie, cieszyłem się, że nie zmieniła zamka w drzwiach, nie mówiąc nawet o zamku do jej serca.


*KILKA DNI PÓŹNIEJ*

 
- JESTEŚ-! - krzyknęła i zrobiła przerwę, żeby rzucić we mnie talerzem.
Dzięki Bogu nie trafiła, a przedmiot rozsypał się w drobny mak po zetknięciu ze ścianą - ZWYKŁYM! - znów ten sam ton i kolejny talerz lecący w moją stronę.
CUDEM udało mi się zrobić unik - SKURWYSYNEM! - dodała oskarżając i rzucając kolejnym talerzem...
 Zrobiłem kolejny unik, a talerz trafił w lustro.
Przerażenie wymalowało się na jej twarzy po stracie jej ulubionego, dużego lustra, a ja mało co nie wybuchnąłem śmiechem, mimo że przed chwilą byłem również zdenerwowany.
Jej przerażenie, a może raczej szok? Ustąpiło grzecznie miejsca jeszcze większej wściekłości.
- Kochanie, ja naprawdę nic nie zrobiłem! - powiedziałem z narastającą w skroniach migreną, gdy rozglądała się za czymś, czym mogłaby we mnie rzucić.
Na oczy nasunął jej się tylko zestaw ostrych sztućców, lecz zanim je chwyciła podszedłem do niej szybko i złapałem ją za nadgarstki przyciskając je mocno do mojej klatki piersiowej. - Nie kłamię! To ona mnie dotykała! - walczyłem o uniewinnienie mojej osoby, lecz w jej oczach pałała tak potężna złość, która w każdej chwili mogła skończyć się rozpaczą i łzami.
- A Ty, to co? Bez winy, tak? Bez protestów pozwalałeś się obmacywać, tak? - syczała rozwścieczona przez zęby, na co ja tylko wywróciłem oczami.
Nic przecież nie mogłem poradzić na image sceniczny jaki wykreowałem sobie przez lata.
- Van. Posłuchaj mnie. To był koncert. Część show. Nie przewidzę tego, czy ktoś mnie obejmie, zburzy fryzurę, pocałuje w policzek czy dotknie! Poza tym, już pewnie nigdy więcej nie spotkam tej dziewczyny! - warknąłem trochę zbyt ostro, a ona odwróciła ode mnie wzrok.
Nie chciała tego słuchać, bo wiedziała, że mam rację.
Przegryzła dolną wargę ust, powstrzymując się przed kolejną falą okropnych słów, która mogła wyjść nieoczekiwanie.
Już nie raz kłóciliśmy się.
Zdążyłem też zauważyć, że gdy próbuje się powstrzymać przed niechcianymi słowami, mocno zagryza dolną wargę ust. Niekiedy do krwi.
Poznałem ją już prawie na wylot.
Tak mi się bynajmniej wydawało.
- Nie dotykaj mnie. - wyszeptała cicho, w jej oczach zakręciły się łzy, a ja poczułem lekkie ukłucie w sercu.
 No nie, jeszcze tylko tego brakowało.
- Vanessa, posłuchaj mnie... - powiedziałem przyciągając ją siłą do siebie i objąłem ramionami.
Stawiała mi opór, lecz nie odpychała. - Jestem tylko wokalistą... to byłoby dziwne, gdybym odepchnął kogoś, kogo sam zaprosiłem na scenę... poza tym, to, że udaje nam się ukrywać nasz związek w tajemnicy przed mediami od tak długiego czasu to jest ogromny wyczyn! - dodałem gładząc ją po plecach.
Oparła czoło o mój obojczyk.
- Pamiętasz co mi powtarzałeś? - spytała nie unosząc na mnie wzroku. - Obiecywałeś mi, że nie chcesz mnie skrzywdzić... więc dlaczego mi to robisz?
Zamarłem.
Po dłuższej chwili westchnąłem głęboko.
- A pamiętasz, że obydwoje chcieliśmy zachować naszą prywatność najdłużej jak to tylko jest możliwe? - spytałem chcąc mieć ostatnie słowo.
Uderzyła mnie niespodziewanie w żebra na co jęknąłem z bólu.
- Chcę zostać teraz sama. - powiedziała oschle. - To nie jest najlepszy moment. - dodała wysuwając się ostrożnie z moich ramion.
Nie patrzyła na mnie.
Myślała nad czymś.
- Vanessa...
- NIE CHCĘ TERAZ ROZMAWIAĆ. - powiedziała głośno i wyraźnie.
Łzy spływały jej po policzkach, dolna warga drżała, a ręką surowo wskazała mi drzwi. - Proszę. Odejdź. Chcę zostać teraz sama, a nie chcę pogarszać sytuacji.
Nie zaryzykowałem podejścia do niej.
Miałem już tego wszystkiego serdecznie dość.
Zacisnąłem mocno szczęki, czując, że ściągam ku sobie brwi, pomiędzy którymi tworzy się zmarszczka, a dłonie odruchowo zaciskają się w pięści.
- Jak chcesz. - burknąłem szorstko i ruszyłem szybkim krokiem w stronę drzwi.
Ostatni raz spojrzałem przez ramię i zobaczyłem jak obejmuje się rękami, lekko trzęsie i ostatkami sił, próbuje wstrzymać głośny wybuch płaczu na później, stała pośrodku kuchni, na podłodze której była roztrzaskana jej ulubiona zastawa stołowa.
Mimo to, uniosłem się pieprzoną dumą i wyszedłem trzaskając za sobą drzwiami.
Naprawdę jestem zwykłym dupkiem do kwadratu.
Znowu... to ja zostawiłem ją samą ze swoimi myślami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz