środa, 20 marca 2013

06. Eyes of murderer.

  Z góry przepraszam za używanie wulgaryzmów oraz jeśli ktokolwiek uzna treść za gorszącą, obraźliwą czy cokolwiek tam innego.  Swoboda tworzenia, huh? 
 -----------------------------------------------------------------------------------------------------------

Wysiadłam z samochodu i po chwili byłam u siebie w mieszkaniu. Zamknęłam drzwi na klucz i osunęłam się po nich. Czułam się bardzo zmęczona, a w głowie miałam mętlik. Niby mieszkam już jakieś dwa w tym mieszkaniu całkiem sama, ale wygląda jak na początku, gdy tu się wprowadziłam. Zamknęłam oczy i westchnęłam.
***
Stałam na moście, po drugiej stronie balustrady. Trzymałam się lekko dłońmi i odchylałam się powoli w stronę rzeki.
- Czekaj, czekaj, czekaj! - usłyszałam zdesperowany głos. Odwróciłam powoli głowę z pustym spojrzeniem w stronę, z której słyszałam głos. Już nic nie miało dla mnie sensu.
- Hm? - mruknęłam cicho, a chłopak o czarnych włosach dobiegł do mnie i złapał się dłońmi balustrady mostu oddychając ciężko ze zmęczenia. Był młodszy ode mnie jakieś dwa, może trzy lata. Musiał biec dłuższy czas. Oh, tak.. kojarzę go. Mieszka niedaleko mnie.
- Nie skacz. - powiedział, a ja uniosłam lekko brwi.
- Niby dlaczego? - spytałam, a on wyciągnął z plecaka tanie wino i dwie szklanki.
- Skoczyć-.. nie, nie skoczę z Tobą, ale możemy opić Twój powód do skoku.. - powiedział z lekkim uśmiechem regulując swój oddech. Zaśmiałam się cicho. Rozbawił mnie, bo przecież należał do tych "grzecznych", którzy przed pełnoletnością nie chcą pić alkoholu. W przypływie energii przeskoczyłam płynnie na drugą stronę balustrady i usiadłam na przeciwko niego po "turecku" opierając twarz o dłoń. - Potem możesz skakać. - dodał, a ja obserwowałam w milczeniu jak otwiera wino i polewa nam do szklanek. Po pół godzinie zostało już niewiele na dnie, a my byliśmy lekko pijani.. w sumie to on był pijany w trzy dupy.
- Rzuciłam szkołę pół roku później.. to było nie do ogarnięcia. - powiedziałam kończąc moją historię i opierając się plecami o pręty balustrady.
- Pół roku po czym? - spytał patrząc na mnie zamglonym wzrokiem.
- Dowiedziałam się od lekarza, że po kontuzji stawu skokowego.. jeśli nie chcę zostać do końca życia kaleką.. nie mogę już trenować koszykówki. - odpowiedziałam, a w oczach zakręciły mi się łzy. - Nie mogłam patrzeć jak na wychowaniu fizycznym koledzy z klasy połowicznie traktują koszykówkę.. to było nie do zniesienia. - dodałam i na raz wypiłam zawartość mojej szklanki.
- Rozumiem.. współczuję Ci. - powiedział i zamyślił się chwilę, a ja czułam, że krew zaczyna mi wrzeć w żyłach przez złość. - Choć.. tak naprawdę to nie rozumiem. - dodał, a ja spojrzałam na niego. Uśmiechnęłam się lekko, gdy rozlewał już do szklanek ostatnią kolejkę.
- Zdrowie! Wszystkich ludzi "NO-LIFE" siedzących przed komputerami nie znającymi piękna sportu! - krzyknęłam i wypiliśmy zawartość szklanek do ostatniej kropli wina.
- Zdrowie. - powiedział i zaczął się śmiać.
- Z czego się cieszysz? - spytałam zaczynając się śmiać z tego, że on się śmieje.
- Nie mogę wstać. - powiedział próbując się poderwać na nogi, ale wylądował na tyłku z powrotem. Zaczęłam się śmiać jeszcze bardziej, i gdy ja spróbowałam wstać był ten sam efekt.
- Nie śmiej się, bo za chwilę się posikam! - pisnęłam trzymając się już za brzuch, który rozbolał mnie ze śmiania się. Jeszcze przez dobre pół godzinie siedzieliśmy na tym opuszczonym moście. - Dobra.. trzeba się zbierać. - dodałam i spojrzałam na niego.
- No.. - stwierdził patrząc w niebo na zachodzące słońce. - Nie śpieszysz się do domu? - spytał chowając szklanki do plecaka, a butelkę wyrzucił do wody.
- Coś Ty.. mieszkam sama, a jakoś nie mam ochoty wracać do pustego mieszkania. - odpowiedziałam smutniejąc lekko. Wyprowadziłam się, przestałam grać w koszykówkę, rzuciłam szkołę i pracuję. Innego wyjścia nie mam.
- Czemu mieszkasz sama? - spytał, a ja westchnęłam i wzruszyłam ramionami.
- Moja mama umarła pięć lat temu, a tato niedawno wziął ślub z nową kobietą. - powiedziałam wstając i pomagając mu wstać. - Nie chciałam przeszkadzać w domu nowożeńcom. - powiedziałam próbując się uśmiechnąć, lecz wyszedł mi grymas niezadowolenia.
- Jesteś silna.. - powiedział patrząc mi w oczy, a ja zaśmiałam się cicho pod nosem.
- Nie. Nie jestem. - odpowiedziałam. - Po prostu jestem już duża. Dorosłam. - dodałam z lekkim uśmiechem patrząc w niebo.
- Ja nie mógłbym tak.. Nie poradziłbym sobie. - powiedział, gdy zaczęłam iść w swoją stronę.
- Wydaje Ci się. - odpowiedziałam odruchowo. - Jak chcesz, to możesz wpaść do mnie na chwilę. - powiedziałam, a on patrzył na mnie zagadkowo. - Nie martw się, nie przelecę Cię! - dodałam i zaczęłam się śmiać. Poczerwieniał lekko na twarzy, a może miał te wypieki na twarzy od alkoholu? Nie wiem. Pogładziłam go po głowie i wyprzedziłam go idąc lekkim slalomem, gdy on zatrzymał się. Stał w miejscu. Włożyłam dłonie w przednie kieszenie spodni i zacisnęłam palce na kluczach do mieszkania.
- Daleko mieszkasz? - spytał, a ja spojrzałam przez ramię.
- Nie. - odpowiedziałam.
- To mogę iść. - powiedział naiwnie, a ja uniosłam lekko kąciki ust.
Szliśmy dłuższy czas w milczeniu wchodząc w głąb miasta, gdzie ulice były coraz bardziej ruchliwe. Stanęliśmy przed apartamentem. Wystukałam kod, a po chwili nacisnęłam klamkę głównych drzwi i weszłam do środka, gdy on wciąż stał z otwartymi ustami przed budynkiem.
- Wchodzisz? - spytałam, a on spojrzał na mnie i wszedł za mną bez słowa.
- Nie mówiłaś, że mieszkasz w apartamencie. - powiedział jakby z pretensjami, a ja wzruszyłam ramionami.
- A to w czymś przeszkadza? - spytałam unosząc lekko brew stojąc w windzie.
- Nie.. - odpowiedział niepewnie. - Nie wyglądasz na taką co mieszka w takim miejscu. - dodał ciszej, a ja zaśmiałam się.
- Przez te ubrania? - spytałam, a on spojrzał gdzieś w bok. - Spoko. Bo dlaczego miałabym skakać w markowych ciuchach do zimnej, brudnej wody, nie? - spytałam jakby to było oczywiste. Jego wzrok utkwił we mnie, zdawało się, że jego gałki oczne lada moment miałyby wypaść z oczodołów.
- He? - bąknął cicho, a ja machnęłam ręką. Wysiedliśmy na trzecim piętrze. Otworzyłam kluczami drzwi do mieszkania i weszliśmy do środka. Rzuciłam bluzę na fotel i weszłam do kuchni.
- Chcesz coś do picia? - spytałam, a on rozglądał się po mieszkaniu. - No przestań! Co Ty nigdy zwykłego mieszkania nie widziałeś?! - spytałam już lekko poirytowana jego zachowaniem, a on usiadł ostrożnie na fotelu z czarnej skóry. - Jak jesteś ciekawy co mam w szafie to patrz. - powiedziałam otwierając szafę, a w niej.. wszystko było firmowe. - Mam jeszcze drugą szafę z normalnymi ubraniami.
- Skąd masz wszystkie rzeczy? - spytał z ciekawości, a ja wzruszyłam ramionami.
- Tato dawał kasę, na dodatek pracuję to i kasę mam swoją. - odpowiedziałam bez entuzjazmu. Podałam mu coca-colę w puszce i usiadłam na przeciwko w fotelu. - Hej Mały! - powiedziałam pieszczotliwie, a on spojrzał na mnie zdziwiony.
- C-Co? - spytał, a ja spojrzałam na niego krzywo.
- Mówiłam do psa. - powiedziałam, gdy przeszedł obok niego kilkuletni doberman ze spojrzeniem mordercy. Will od razu podkulił nogi pod siebie na fotel i objął je ramionami.
- M-Mały?! On jest "Mały"?! - powiedział patrząc na mnie z niedowierzaniem, gdy pies ułożył się przy moim fotelu i obserwował go.
- Nie krzycz tak głośno, nie lubi tego. - powiedziałam do niego trochę oschle. - Prawda, Mały? - powiedziałam znów miłym tonem głaszcząc psa po głowie i grzbiecie. Uśmiechnęłam się lekko patrząc w jego ciemne oczy. Istny morderca, na zawołanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz