Z góry przepraszam za używanie wulgaryzmów
oraz jeśli ktokolwiek uzna treść za gorszącą, obraźliwą czy cokolwiek
tam innego. Swoboda tworzenia, huh?
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Co pan wyprawia? - spytałam, a on skrzywił się lekko i zrobił minę biednego pieska, która sprawiała, że wyglądał przezabawnie i nie można było gniewać się na niego.
- Nie mów do mnie "per pan", nie mam przecież 50 lat! - oburzył się, a ja uniosłam wysoko brwi i lekko kąciki ust.
-
To jak... mam mówić do pana przez "Ty"? - spytałam, a on tylko
potwierdził spojrzeniem oznaczącym również, że "jeśli jeszcze raz
powiesz do mnie "per pan" to pogniewamy się". - Ale jak? nie wie pan,
jak-... ciężko jest przestać mówić nagle "per pan" i zwracać się przez
"Ty", do kogoś starszego od siebie. - powiedziałam lekko zmieszana, a on uśmiechnął się lekko,
najwidoczniej trochę zrezygnowany moją "upartością" czy też "dobrym wychowaniem przez rodziców".
- Dobra, następnym razem jak
się spotkamy, masz mi mówić po imieniu. - powiedział idąc w stronę
centrum. - Idziesz ze mną, czy będziesz czekać, aż ten frajer pozbiera
się? - spytał, a ja przez chwilę zastanawiałam się co zrobić.
-
Dobra. Idę z Tobą. - powiedziałam i podbiegłam do niego równając z nim
krok. - A tak w ogóle, to gdzie idziemy? - spytam patrząc na jego
niebieskie oczy. Uśmiechnął się lekko, a raczej tylko uniósł delikatnie
kąciki ust.
- Do mnie. - odpowiedział, a ja uniosłam lekko brwi.
-
Myślałam, że odpowiesz coś w stylu "zobaczysz.." albo "przekonasz
się.." - powiedziałam i zatrzymałam się. Doszedł do przejścia dla
pieszych i cierpliwie czekał na zielone światło. - To ja chyba wolę
wrócić do siebie. - dodałam, a on spojrzał przez ramię na mnie.
- Po tym jak cię uratowałem? - spytał zdziwiony, a ja poczułam się lekko zażenowana. - ... niewdzięczna. - burknął ciszej.
-
Słyszałam! - dodałam i podeszłam do niego w duchu przeklinając swoją
naturę bycia miłą i łatwowierną nawet wobec obcych, poza tym, duma nie pozwalała mi, żeby nie podziękować za pomoc. Może gdybym nie była lekko pijana, to wróciłabym do siebie. I bijąc się tak wewnątrz z myślami westchnęłam zrezygnowana. - Dlatego nienawidzę czyjeś pomocy.. - warknęłam przez zęby, a gdy zaświeciło się
zielone światło, on ruszył przed siebie przez pasy na drugą stronę
jezdni nawet na mnie nie czekając.
- Przesadzasz.. - odpowiedział z dłońmi wciśniętymi
głęboko w przednie kieszenie spodni. Moje ramiona omiótł chłodny wiatr
nocy, przeszedł mnie dreszcz i pojawiła się gęsia skórka na ramionach.
Nie.
Nie był bohaterem.
Nie zauważył tego, bo nawet nie odezwał się
słowem i nie spojrzał na mnie.
- Tak w ogóle, to jak masz na imię.
- spytałam, a on spojrzał na mnie. Przez chwilę patrzył na mnie w
osłupieniu. W efekcie końcowym zaśmiał się i głupi uśmiech wpełzł mu na twarz. Oh, w pewnym sensie nienawidzę tego typu ludzi, choć niewątpliwie ciągnie mnie do nich.
-
Jared. - odpowiedział z delikatnym uśmiechem, a ja starałam się nie
skomentować tego zgryźliwie. - A Ty? - dodał, a ja stanęłam w miejscu i
patrzyłam na niego z niedowierzaniem.
- TY nie wiesz, kim JA
jestem? - spytałam z lekkim oburzeniem i niedowierzaniem najzwyczajniej w
świecie robiąc sobie żarty z niego. Jared zastygł w miejscu i
analizując moją twarz próbował skojarzyć. - NIE-MO-ŻLI-WE! Niemożliwe. -
dodałam oburzona i lekko rozzłoszczona.
- Eeee-.. - wybąkał i gdy miał już coś powiedzieć to ja zaczęłam się śmiać.
- Zbijam się tylko.. jestem Van. - odpowiedziałam na jego pytające spojrzenie.
- Skądś Cię znam. - powiedział.
-
Mogłeś widzieć moje zdjęcie w jakimś magazynie, albo mijać gdzieś po
drodze. - odpowiedziałam obojętnie wzruszając ramionami, a on uśmiechnął
się głupkowato patrząc cały czas na moją twarz. - Czasem biorę udział w
jakichś sesjach zdjęciowych, zawsze jak wypiję trochę to włącza mi się gadanie i.. nie wiem czemu tak głupio się na mnie
patrzysz! - dodałam, a on objął mnie ramieniem i zaczął iść ze mną w
stronę jakiegoś budynku.
- Chodź, nie marudź. - odpowiedział z uśmiechem wkładając okulary przeciwsłoneczne.
-
Nie ma lampy. - powiedziałam mając na myśli słońce i patrząc na niego z
lekko zmarszczonymi brwiami. - Jared.. - powiedziałam powoli jego imię jakby analizując każdą literę z osobna, sylaby.. i
zaczęłam nad czymś zastanawiać się.
- Wiem. Pasują mi. - odpowiedział jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
-
Jared.. coś po 30-stce, niebieskie oczy, fryzura a'la Robert Pattinson,
dobra budowa ciała.. - wymieniałam przyglądając się jego twarzy. -
Charakterystyczna twarz, operujący ironią i złośliwością.. O Boże.. jesteś Jared Leto. - powiedziałam
odchylając się od niego możliwie jak najdalej z zasięgu jego ręki.
- Oh, jakaś Ty spostrzegawcza. - powiedział lekko złośliwie naciskając guzik w windzie na 8 piętro.
- Okay.. to chyba wystarczy na dziś. - powiedziałam uwalniając się od jego dotyku. Spojrzał na mnie unosząc lekko brwi.
-
Chodź, nie marudź. - powtórzył wywracając teatralnie oczami. Nie wiem już kto był bardziej podpity, ja czy on. - Ile można Cię wysłuchiwać, zastanawiałaś się kiedyś? - spytał, a ja przymrużyłam oczy ze
złości i zacisnęłam lekko usta.
- Nie trzeba było bawić się w
bohatera. - odpowiedziałam z przekąsem, a on złapał mnie za dłoń, gdy
winda otworzyła się i pociągnął za sobą. Spojrzał na mnie dociekliwie. - A poza tym, jesteś niemiły.
- Zmarzłaś? Masz zimne
dłonie. - powiedział; syknęłam coś pod nosem niezrozumiałego. Nawet nie
patrzył na to, czy w ogóle chcę za nim iść, a ponieważ dość opornie mi
to szło zatrzymał się przy jednych z drzwi i podszedł bliżej. - To
szminka? - spytał i przetarł dolną wargę moich ust opuszkiem kciuka.
Spojrzał na palca i nie zobaczył tam żadnej barwy.
- Nie zmarzłam. - skłamałam patrząc gdzieś w bok.
- No na pewno, a z czego masz tak sine wargi? - spytał zbliżając się do mnie jeszcze bardziej.
- Z lizaka barwiącego na niebieski. - znów skłamałam, a on wpił się w moje usta.
- Znowu kłamiesz. - stwierdził otwierając drzwi i wpychając mnie do środka, gdy ja wciąż byłam zszokowana jego zachowaniem.
- Nie kłamię.. - znów skłamałam i spojrzałam w bok, gdzie ktoś zupełnie nagi przemknął do drugiego pokoju. Otworzyłam szeroko oczy i zaniemówiłam.
- Jared! Nie mówiłeś, że kogoś przyprowadzisz! - odezwał się męski głos.
-
O Boże.. nagi facet! Trauma do końca życia! - pisnęłam zakrywając
dłońmi oczy, lecz patrząc pomiędzy palcami na sytuację, a Jared roześmiał
się.
- Ubrałbyś się, bo dziewczynę straszysz! - odkrzyknął mu, a
po chwili z pokoju wyszedł Shannon z założonymi jeansami. - Widzisz?
Zobaczyła Cię totalnie bez ubrań i ma traumę. Biedactwo.. - dodał robiąc głupie miny i trzymając
mnie za ramiona, a Shann podparł dłonie o biodra.
- No nie przesadzajmy. - odpowiedział lekko oburzony Shann i patrzył się dalej na nas.
-
Chodź do kuchni. - powiedział prowadząc mnie do średniej wielkości,
dość przytulnego miejsca. Zdjęłam dłonie z twarzy i usiadłam na wysokim
krześle przy wysokim blacie. - Kawy, herbaty, kakao, cappuccino? -
spytał krzątając się po kuchni i otwierając górne szafki w poszukiwaniu
czegoś, na co ja wzruszyłam ramionami.
- Kawa o każdej porze jest
dobra. - powiedział Shannon poruszając znacząco brwiami, a ja ułożyłam
dłonie na swoich kolanach, gdy usiadł obok. - Nie bój się. Nic Ci nie
zrobię. - powiedział przyglądając mi się dość uważnie.
- Spróbowałbyś.. - syknął ostrzegawczo Jared, a ja wpatrzyłam się w torebkę, którą również ułożyłam wygodnie na kolanach.
- Ile masz lat? Więcej jak 23 na pewno nie masz. - powiedział Shannon, a ja spojrzałam na niego.
- 20. - odpowiedziałam, a Jared upuścił opakowanie z herbatą, na co Shann roześmiał się w głos.
- Uspokój się debilu.. - odpowiedział młodszy Leto na nieokiełznany śmiech brata.
- Nawet nie wiedziałeś o tym. - uśmiechnął się znacząco.
- Skąd niby miałem?
- Umiesz mówić? - wzruszył ramionami, a ja siedziałam i tak tylko patrzyłam to na jednego to na drugiego Leto.
- Nie wiem w czym masz problem. - odpowiedział szorstko.
- Ej, robiłaś już to z nim? - spytał Shannon, a ja uniosłam wysoko brwi.
- Chyba sobie kpisz. - odpowiedziałam cicho co znów wywołało salwę śmiechu u starszego Leto.
- Co chcesz? - spytał, a ja spojrzałam na Jareda.
- To ja już chyba sobie pójdę. - odpowiedziałam.
- Nie, nie, nie, nie! Pytałem co chcesz do picia. - powiedział nastawiając wodę w czajniku.
- A muszę? - spytałam ciszej. Młodszy Leto podparł dłonie o biodra.
- Już nastawiłem wodę. - odpowiedział.
- O, zrób mi kawę! - powiedział Shannon.
- Sam sobie zrób. - odpowiedział mu obojętnie Jay.
- No ejjj.. - jęknął Shann, a ja uśmiechnęłam się.
- Herbatę poproszę. - powiedziałam, a Jared uśmiechnął się.
- Jaką? - spytał znów i patrzył na mnie z wyczekiwaniem dobrą chwilę.
- Yyy.. nie wiem jakie macie? - odpowiedziałam po chwili lekko cynicznie, a Shannon pacnął się z otwartej dłoni w czoło.
- Earl Grey, zieloną, owocową, malinową i ... z Liptona. - odpowiedział Jared przeglądając opakowania w szafce.
-
No i jeszcze jakieś z różnych zakamarków świata, ale kto wie jak one
działają. - dodał Shann, a teraz ja zaczęłam się śmiać. - Wiesz.. tak
się zastanawiam z czego jest herbata Earl Grey ... ? - spytał, a ja
uśmiechnęłam się lekko.
- To herbata czarna, aromatyzowana olejkiem bergamotowym nazwana na cześć Charlesa Greya, panie Leto. - odpowiedziałam z uśmiechem, a on otworzył lekko usta.
- Z cytryną czy bez? - spytał Jay, a ja usiadłam wygodniej na krześle.
- Z. - odpowiedziałam.
Po
chwili siedzieliśmy wszyscy i tak rozmawialiście, a raczej więcej
słuchałam ich przedrzeźniania się, kłótni i tego kto co zrobił, gdy byli
młodsi niż ja opowiadałam o sobie.
- A Ty masz rodzeństwo? - spytał Shann patrząc na mnie, a ja zastanowiłam się.
-
Teoretycznie tak, dwoje. Praktycznie tylko starszego brata. -
odpowiedziałam i po chwili zastanowienia się dodałam. - Choć tak
szczerze, to chyba jestem jedynaczką. - dodałam i spojrzałam niepewnie
na nich. Ich twarze wyrażały zdziwienie i najwidoczniej nie zrozumieli
moich słów.
- Nie rozumiem.. - powiedział Shannon, a Jared kopnął go w nogę. - Auaa! - wydarł się.
-
Mam starszą siostrę i brata.. ale nie utrzymuję z nimi kontaktu. Każde z
nas rozeszło się w swoją stronę. - odpowiedziałam patrząc w fusy
herbaty na dnie filiżanki. - Do brata przyznaję się, choć nie
widzieliśmy się już kilka lat.. a siostra-... w sumie to nie.. ja nie mam siostry. -
odpowiedziałam i zapadła niezręczna cisza.
-
Możesz mi opowiedzieć. - powiedział Shannon, a ja spojrzałam na nich.
Byli poważni i ciekawi co się wydarzyło w moim życiu, ale ja wcale nie chciałam im
o tym opowiadać.
- Żeby zaspokoić waszą
ciekawość? ... nie, nie opowiem wam. - powiedziałam i z uśmiechem
pokazałam im język, na co starszy Leto jęknął z rozczarowania.
- Dlaczego? Mamy czas! - odpowiedział, a ja wyciągnęłam telefon z torebki.
- Taa.. dochodzi 4 rano, a ja zaraz muszę wracać do swojego mieszkania. - odpowiedziałam, a Shann uniósł lekko brwi.
- Rodzice? - spytał, a ja uśmiechnęłam się.
- Nie. Nie ograniczają mnie już od kilku lat. - odpowiedziałam, a Shannimal zmarszczył brwi.
- Coraz więcej nie rozumiem. - odpowiedział.
-
Ty zawsze nie rozumiesz. - skwitował Jay i rzucił w twarz Shannona
zużytym w herbacie plastrem cytryny, który wylądował pod jego okiem.
-
Mocnee! - powiedziałam między salwami śmiechu. Starszy Leto uśmiechnął
się złośliwie zdejmując plaster cytryny z twarzy, który odłożył
spokojnie na blat i dopił kawę, po czym całą zawartość ust wraz z fusami
kawy wypluł przed siebie na twarz Jareda. - Ejjj! Oplułeś mnie! -
dodałam rozbawiona wstając z krzesła i ścierając małe kropelki kawy i
śliny z ramienia.
- Tak? No co Ty.. - burknął do mnie Jared wycierając twarz chusteczką.
- Gdzie jest łazienka? - spytałam, a Jared wstał zdejmując koszulkę.
-
Zaprowadzę Cię. - odpowiedział niosąc w dłoni koszulkę ubrudzoną kawą.
Otworzył drzwi do łazienki, a ja weszłam pierwsza i stanęłam przed
lusterem. Podał mi czysty i świeży ręcznik, gdy umyłam dłonie i zmyłam
makijaż z twarzy. Na nowo pomalowałam tylko rzęsy maskarą i usta
błyszczykiem.
- Wiem, bez makijażu
wyglądam tragicznie. - powiedziałam łagodnym tonem z niewinnym uśmiechem, gdy Jared przyglądał
się mojej twarzy ze zmarszczonym czołem i ściągniętymi ku sobie
brwiami.
- Co Ci się stało? - spytał.
- Co? - odpowiedziałam pytaniem na jego pytanie. - Aa-.. to.. - dodałam,
gdy delikatnie dotknął dłonią mojego siniaka na twarzy. Skrzywiłam się
nieznacznie z bólu, co jednak nie umknęło jego uwadze.
- Kto Ci to zrobił? - spytał ciszej, a ja uśmiechnęłam się blado.
-
Nikt. Uderzyłam się drzwiami, gdy je otwierałam. - i znów go okłamałam. Wskazałam jego twarz. - Zmyj to lepiej. Kawa chyba nie najlepiej działa
na skórę. - dodałam z uśmiechem i pośpiesznie wyszłam z łazienki. Szczerze to nie miałam pojęcia czy kawa źle działa na skórę, czy też nie. Musiałam jak najszybciej wyjść spod przenikliwego spojrzenia młodszego Leto. A najlepiej by było, gdyby w ogóle, udało mi się wrócić do mojego mieszkania i zamknąć za sobą drzwi na klucz.
Nie próbował mnie
zatrzymać, zajął się swoim wyglądem.
-
Idziesz już? - spytał Shannon włączając światło na korytarzu, gdy
starałam się jak najciszej dojść do drzwi, choć to było prawie
niemożliwe w szpilkach.
- Taa.. próbuję
się stąd wymknąć jak najszybciej. - odpowiedziałam z przekąsem kładąc
dłoń na klamce, a gdy spróbowałam otworzyć drzwi ku mojemu zdziwieniu
były zamknięte na klucz.
- Tego szukasz? - spytał Shannon trzymając w dłoni klucz od mieszkania.
-
Prawdopodobnie tak. - odpowiedziałam z promiennym uśmiechem. Tego potrzebuję, żeby wrócić do mojego domu. Z niepewnym uśmiechem patrzyłam jak starszy Leto podchodzi do mnie i
również zaczął przyglądać się mojej twarzy.
-
Jared idioto! - wydarł się tak głośno, że wzdrygnęłam się ze strachu i
skrzywiłam się lekko. - Coś Ty jej zrobił?! - spytał posyłając wściekłe
spojrzenie na młodszego brata, który stał w drzwiach łazienki z
ręcznikiem w dłoniach.
- To nie ja. - odpowiedział. - Sam niedawno co to zauważyłem. - dodał na swoją obronę odrzucając ręcznik w głąb łazienki.
Jest tylko człowiekiem.
To
co nastąpiło, było nieuniknione.. piłam kolejną herbatę i musiałam im
opowiedzieć przynajmniej to, skąd na mojej twarzy wziął się ten siniak. W przeciwnym
wypadku, nie wypuściliby mnie stąd.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz