sobota, 23 marca 2013

11. He's not a hero. He's just a human.

  Z góry przepraszam za używanie wulgaryzmów oraz jeśli ktokolwiek uzna treść za gorszącą, obraźliwą czy cokolwiek tam innego.  Swoboda tworzenia, huh?   
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Co pan wyprawia? - spytałam, a on skrzywił się lekko i zrobił minę biednego pieska, która sprawiała, że wyglądał przezabawnie i nie można było gniewać się na niego.
- Nie mów do mnie "per pan", nie mam przecież 50 lat! - oburzył się, a ja uniosłam wysoko brwi i lekko kąciki ust.
- To jak... mam mówić do pana przez "Ty"? - spytałam, a on tylko potwierdził spojrzeniem oznaczącym również, że "jeśli jeszcze raz powiesz do mnie "per pan" to pogniewamy się". - Ale jak? nie wie pan, jak-... ciężko jest przestać mówić nagle "per pan" i zwracać się przez "Ty", do kogoś starszego od siebie. - powiedziałam lekko zmieszana, a on uśmiechnął się lekko, najwidoczniej trochę zrezygnowany moją "upartością" czy też "dobrym wychowaniem przez rodziców".
- Dobra, następnym razem jak się spotkamy, masz mi mówić po imieniu. - powiedział idąc w stronę centrum. - Idziesz ze mną, czy będziesz czekać, aż ten frajer pozbiera się? - spytał, a ja przez chwilę zastanawiałam się co zrobić.
- Dobra. Idę z Tobą. - powiedziałam i podbiegłam do niego równając z nim krok. - A tak w ogóle, to gdzie idziemy? - spytam patrząc na jego niebieskie oczy. Uśmiechnął się lekko, a raczej tylko uniósł delikatnie kąciki ust.
- Do mnie. - odpowiedział, a ja uniosłam lekko brwi.
- Myślałam, że odpowiesz coś w stylu "zobaczysz.." albo "przekonasz się.." - powiedziałam i zatrzymałam się. Doszedł do przejścia dla pieszych i cierpliwie czekał na zielone światło. - To ja chyba wolę wrócić do siebie. - dodałam, a on spojrzał przez ramię na mnie.
-  Po tym jak cię uratowałem? - spytał zdziwiony, a ja poczułam się lekko zażenowana. - ... niewdzięczna. - burknął ciszej.
- Słyszałam! - dodałam i podeszłam do niego w duchu przeklinając swoją naturę bycia miłą i łatwowierną nawet wobec obcych, poza tym, duma nie pozwalała mi, żeby nie podziękować za pomoc. Może gdybym nie była lekko pijana, to wróciłabym do siebie. I bijąc się tak wewnątrz z myślami westchnęłam zrezygnowana. - Dlatego nienawidzę czyjeś pomocy.. - warknęłam przez zęby, a gdy zaświeciło się zielone światło, on ruszył przed siebie przez pasy na drugą stronę jezdni nawet na mnie nie czekając.
- Przesadzasz.. - odpowiedział z dłońmi wciśniętymi głęboko w przednie kieszenie spodni. Moje ramiona omiótł chłodny wiatr nocy, przeszedł mnie dreszcz i pojawiła się gęsia skórka na ramionach.
Nie.
Nie był bohaterem. 
Nie zauważył tego, bo nawet nie odezwał się słowem i nie spojrzał na mnie.
- Tak w ogóle, to jak masz na imię. - spytałam, a on spojrzał na mnie. Przez chwilę patrzył na mnie w osłupieniu. W efekcie końcowym zaśmiał się i głupi uśmiech wpełzł mu na twarz. Oh, w pewnym sensie nienawidzę tego typu ludzi, choć niewątpliwie ciągnie mnie do nich.
- Jared. - odpowiedział z delikatnym uśmiechem, a ja starałam się nie skomentować tego zgryźliwie. - A Ty? - dodał, a ja stanęłam w miejscu i patrzyłam na niego z niedowierzaniem.
- TY nie wiesz, kim JA jestem? - spytałam z lekkim oburzeniem i niedowierzaniem najzwyczajniej w świecie robiąc sobie żarty z niego. Jared zastygł w miejscu i analizując moją twarz próbował skojarzyć. - NIE-MO-ŻLI-WE! Niemożliwe. - dodałam oburzona i lekko rozzłoszczona.
- Eeee-.. - wybąkał i gdy miał już coś powiedzieć to ja zaczęłam się śmiać.
- Zbijam się tylko.. jestem Van. - odpowiedziałam na jego pytające spojrzenie.
- Skądś Cię znam. - powiedział.
- Mogłeś widzieć moje zdjęcie w jakimś magazynie, albo mijać gdzieś po drodze. - odpowiedziałam obojętnie wzruszając ramionami, a on uśmiechnął się głupkowato patrząc cały czas na moją twarz. - Czasem biorę udział w jakichś sesjach zdjęciowych, zawsze jak wypiję trochę to włącza mi się gadanie i.. nie wiem czemu tak głupio się na mnie patrzysz! - dodałam, a on objął mnie ramieniem i zaczął iść ze mną w stronę jakiegoś budynku.
- Chodź, nie marudź. - odpowiedział z uśmiechem wkładając okulary przeciwsłoneczne.
- Nie ma lampy. - powiedziałam mając na myśli słońce i patrząc na niego z lekko zmarszczonymi brwiami. - Jared.. - powiedziałam powoli jego imię jakby analizując każdą literę z osobna, sylaby.. i zaczęłam nad czymś zastanawiać się.
- Wiem. Pasują mi. - odpowiedział jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
- Jared.. coś po 30-stce, niebieskie oczy, fryzura a'la Robert Pattinson, dobra budowa ciała.. - wymieniałam przyglądając się jego twarzy. - Charakterystyczna twarz, operujący ironią i złośliwością.. O Boże.. jesteś Jared Leto. - powiedziałam odchylając się od niego możliwie jak najdalej z zasięgu jego ręki.
- Oh, jakaś Ty spostrzegawcza. - powiedział lekko złośliwie naciskając guzik w windzie na 8 piętro.
- Okay.. to chyba wystarczy na dziś. - powiedziałam uwalniając się od jego dotyku. Spojrzał na mnie unosząc lekko brwi.
- Chodź, nie marudź. - powtórzył wywracając teatralnie oczami. Nie wiem już kto był bardziej podpity, ja czy on. - Ile można Cię wysłuchiwać, zastanawiałaś się kiedyś? -  spytał, a ja przymrużyłam oczy ze złości i zacisnęłam lekko usta.
- Nie trzeba było bawić się w bohatera. - odpowiedziałam z przekąsem, a on złapał mnie za dłoń, gdy winda otworzyła się i pociągnął za sobą. Spojrzał na mnie dociekliwie. - A poza tym, jesteś niemiły.
- Zmarzłaś? Masz zimne dłonie. - powiedział; syknęłam coś pod nosem niezrozumiałego. Nawet nie patrzył na to, czy w ogóle chcę za nim iść, a ponieważ dość opornie mi to szło zatrzymał się przy jednych z drzwi i podszedł bliżej. - To szminka? - spytał i przetarł dolną wargę moich ust opuszkiem kciuka. Spojrzał na palca i nie zobaczył tam żadnej barwy.
- Nie zmarzłam. - skłamałam patrząc gdzieś w bok.
- No na pewno, a z czego masz tak sine wargi? - spytał zbliżając się do mnie jeszcze bardziej.
- Z lizaka barwiącego na niebieski. - znów skłamałam, a on wpił się w moje usta.
- Znowu kłamiesz. - stwierdził otwierając drzwi i wpychając mnie do środka, gdy ja wciąż byłam zszokowana jego zachowaniem.
- Nie kłamię.. - znów skłamałam i spojrzałam w bok, gdzie ktoś zupełnie nagi przemknął do drugiego pokoju. Otworzyłam szeroko oczy i zaniemówiłam.
- Jared! Nie mówiłeś, że kogoś przyprowadzisz! - odezwał się męski głos.
- O Boże.. nagi facet! Trauma do końca życia! - pisnęłam zakrywając dłońmi oczy, lecz patrząc pomiędzy palcami na sytuację, a Jared roześmiał się.
- Ubrałbyś się, bo dziewczynę straszysz! - odkrzyknął mu, a po chwili z pokoju wyszedł Shannon z założonymi jeansami. - Widzisz? Zobaczyła Cię totalnie bez ubrań i ma traumę. Biedactwo.. - dodał robiąc głupie miny i trzymając mnie za ramiona, a Shann podparł dłonie o biodra.
- No nie przesadzajmy. - odpowiedział lekko oburzony Shann i patrzył się dalej na nas.
- Chodź do kuchni. - powiedział prowadząc mnie do średniej wielkości, dość przytulnego miejsca. Zdjęłam dłonie z twarzy i usiadłam na wysokim krześle przy wysokim blacie. - Kawy, herbaty, kakao, cappuccino? - spytał krzątając się po kuchni i otwierając górne szafki w poszukiwaniu czegoś, na co ja wzruszyłam ramionami.
- Kawa o każdej porze jest dobra. - powiedział Shannon poruszając znacząco brwiami, a ja ułożyłam dłonie na swoich kolanach, gdy usiadł obok. - Nie bój się. Nic Ci nie zrobię. - powiedział przyglądając mi się dość uważnie.
- Spróbowałbyś.. - syknął ostrzegawczo Jared, a ja wpatrzyłam się w torebkę, którą również ułożyłam wygodnie na kolanach.
- Ile masz lat? Więcej jak 23 na pewno nie masz. - powiedział Shannon, a ja spojrzałam na niego.
- 20. - odpowiedziałam, a Jared upuścił opakowanie z herbatą, na co Shann roześmiał się w głos.
- Uspokój się debilu.. - odpowiedział młodszy Leto na nieokiełznany śmiech brata.
- Nawet nie wiedziałeś o tym. - uśmiechnął się znacząco.
- Skąd niby miałem?
- Umiesz mówić? - wzruszył ramionami, a ja siedziałam i tak tylko patrzyłam to na jednego to na drugiego Leto.
- Nie wiem w czym masz problem. - odpowiedział szorstko.
- Ej, robiłaś już to z nim? - spytał Shannon, a ja uniosłam wysoko brwi.
- Chyba sobie kpisz. - odpowiedziałam cicho co znów wywołało salwę śmiechu u starszego Leto.
- Co chcesz? - spytał, a ja spojrzałam na Jareda.
- To ja już chyba sobie pójdę. - odpowiedziałam.
- Nie, nie, nie, nie! Pytałem co chcesz do picia. - powiedział nastawiając wodę w czajniku.
- A muszę? - spytałam ciszej. Młodszy Leto podparł dłonie o biodra.
- Już nastawiłem wodę. - odpowiedział.
- O, zrób mi kawę! - powiedział Shannon.
- Sam sobie zrób. - odpowiedział mu obojętnie Jay.
- No ejjj.. - jęknął Shann, a ja uśmiechnęłam się.
- Herbatę poproszę. - powiedziałam, a Jared uśmiechnął się.
- Jaką? - spytał znów i patrzył na mnie z wyczekiwaniem dobrą chwilę.
- Yyy.. nie wiem jakie macie? - odpowiedziałam po chwili lekko cynicznie, a Shannon pacnął się z otwartej dłoni w czoło.
- Earl Grey, zieloną, owocową, malinową i ... z Liptona. - odpowiedział Jared przeglądając opakowania w szafce.
- No i jeszcze jakieś z różnych zakamarków świata, ale kto wie jak one działają. - dodał Shann, a teraz ja zaczęłam się śmiać. - Wiesz.. tak się zastanawiam z czego jest herbata Earl Grey ... ? - spytał, a ja uśmiechnęłam się lekko.
- To herbata czarna, aromatyzowana olejkiem bergamotowym nazwana na cześć Charlesa Greya, panie Leto. - odpowiedziałam z uśmiechem, a on otworzył lekko usta.
- Z cytryną czy bez? - spytał Jay, a ja usiadłam wygodniej na krześle.
- Z. - odpowiedziałam.
Po chwili siedzieliśmy wszyscy i tak rozmawialiście, a raczej więcej słuchałam ich przedrzeźniania się, kłótni i tego kto co zrobił, gdy byli młodsi niż ja opowiadałam o sobie.
- A Ty masz rodzeństwo? - spytał Shann patrząc na mnie, a ja zastanowiłam się.
- Teoretycznie tak, dwoje. Praktycznie tylko starszego brata. - odpowiedziałam i po chwili zastanowienia się dodałam. - Choć tak szczerze, to chyba jestem jedynaczką. - dodałam i spojrzałam niepewnie na nich. Ich twarze wyrażały zdziwienie i najwidoczniej nie zrozumieli moich słów.
- Nie rozumiem.. - powiedział Shannon, a Jared kopnął go w nogę. - Auaa! - wydarł się.
- Mam starszą siostrę i brata.. ale nie utrzymuję z nimi kontaktu. Każde z nas rozeszło się w swoją stronę. - odpowiedziałam patrząc w fusy herbaty na dnie filiżanki. - Do brata przyznaję się, choć nie widzieliśmy się już kilka lat.. a siostra-... w sumie to nie.. ja nie mam siostry. - odpowiedziałam i zapadła niezręczna cisza.
- Możesz mi opowiedzieć. - powiedział Shannon, a ja spojrzałam na nich. Byli poważni i ciekawi co się wydarzyło w moim życiu, ale ja wcale nie chciałam im o tym opowiadać.
- Żeby zaspokoić waszą ciekawość? ... nie, nie opowiem wam. - powiedziałam i z uśmiechem pokazałam im język, na co starszy Leto jęknął z rozczarowania.
- Dlaczego? Mamy czas! - odpowiedział, a ja wyciągnęłam telefon z torebki.
- Taa.. dochodzi 4 rano, a ja zaraz muszę wracać do swojego mieszkania. - odpowiedziałam, a Shann uniósł lekko brwi.
- Rodzice? - spytał, a ja uśmiechnęłam się.
- Nie. Nie ograniczają mnie już od kilku lat. - odpowiedziałam, a Shannimal zmarszczył brwi.
- Coraz więcej nie rozumiem. - odpowiedział.
- Ty zawsze nie rozumiesz. - skwitował Jay i rzucił w twarz Shannona zużytym w herbacie plastrem cytryny, który wylądował pod jego okiem.
- Mocnee! - powiedziałam między salwami śmiechu. Starszy Leto uśmiechnął się złośliwie zdejmując plaster cytryny z twarzy, który odłożył spokojnie na blat i dopił kawę, po czym całą zawartość ust wraz z fusami kawy wypluł przed siebie na twarz Jareda. - Ejjj! Oplułeś mnie! - dodałam rozbawiona wstając z krzesła i ścierając małe kropelki kawy i śliny z ramienia.
- Tak? No co Ty.. - burknął do mnie Jared wycierając twarz chusteczką.
- Gdzie jest łazienka? - spytałam, a Jared wstał zdejmując koszulkę.
- Zaprowadzę Cię. - odpowiedział niosąc w dłoni koszulkę ubrudzoną kawą. Otworzył drzwi do łazienki, a ja weszłam pierwsza i stanęłam przed lusterem. Podał mi czysty i świeży ręcznik, gdy umyłam dłonie i zmyłam makijaż z twarzy. Na nowo pomalowałam tylko rzęsy maskarą i usta błyszczykiem.
- Wiem, bez makijażu wyglądam tragicznie. - powiedziałam łagodnym tonem z niewinnym uśmiechem, gdy Jared przyglądał się mojej twarzy ze zmarszczonym czołem i ściągniętymi ku sobie brwiami.
- Co Ci się stało? - spytał.
- Co? - odpowiedziałam pytaniem na jego pytanie. - Aa-.. to.. - dodałam, gdy delikatnie dotknął dłonią mojego siniaka na twarzy. Skrzywiłam się nieznacznie z bólu, co jednak nie umknęło jego uwadze.
- Kto Ci to zrobił? - spytał ciszej, a ja uśmiechnęłam się blado.
- Nikt. Uderzyłam się drzwiami, gdy je otwierałam. - i znów go okłamałam. Wskazałam jego twarz. - Zmyj to lepiej. Kawa chyba nie najlepiej działa na skórę. - dodałam z uśmiechem i pośpiesznie wyszłam z łazienki. Szczerze to nie miałam pojęcia czy kawa źle działa na skórę, czy też nie. Musiałam jak najszybciej wyjść spod przenikliwego spojrzenia młodszego Leto. A najlepiej by było, gdyby w ogóle, udało mi się wrócić do mojego mieszkania i zamknąć za sobą drzwi na klucz.
Nie próbował mnie zatrzymać, zajął się swoim wyglądem.
- Idziesz już? - spytał Shannon włączając światło na korytarzu, gdy starałam się jak najciszej dojść do drzwi, choć to było prawie niemożliwe w szpilkach.
- Taa.. próbuję się stąd wymknąć jak najszybciej. - odpowiedziałam z przekąsem kładąc dłoń na klamce, a gdy spróbowałam otworzyć drzwi ku mojemu zdziwieniu były zamknięte na klucz.
- Tego szukasz? - spytał Shannon trzymając w dłoni klucz od mieszkania.
- Prawdopodobnie tak. - odpowiedziałam z promiennym uśmiechem. Tego potrzebuję, żeby wrócić do mojego domu. Z niepewnym uśmiechem patrzyłam jak starszy Leto podchodzi do mnie i również zaczął przyglądać się mojej twarzy.
- Jared idioto! - wydarł się tak głośno, że wzdrygnęłam się ze strachu i skrzywiłam się lekko. - Coś Ty jej zrobił?! - spytał posyłając wściekłe spojrzenie na młodszego brata, który stał w drzwiach łazienki z ręcznikiem w dłoniach.
- To nie ja. - odpowiedział. - Sam niedawno co to zauważyłem. - dodał na swoją obronę odrzucając ręcznik w głąb łazienki.
Jest tylko człowiekiem. 
To co nastąpiło, było nieuniknione.. piłam kolejną herbatę i musiałam im opowiedzieć przynajmniej to, skąd na mojej twarzy wziął się ten siniak. W przeciwnym wypadku, nie wypuściliby mnie stąd.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz