sobota, 23 marca 2013

09. Moved out to Great Britain and.. those bad memories.

Z góry przepraszam za używanie wulgaryzmów oraz jeśli ktokolwiek uzna treść za gorszącą, obraźliwą czy cokolwiek tam innego.  Swoboda tworzenia, huh? 
 ---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
To nie było tak, że nie lubiłam tego co robię. Lubię moją pracę. Nie zamieniłabym jej na inną, chyba.
Gdy obudziłam się następnego dnia, plątałam się po mieszaniu bez celu.
Nie mogłam sobie znaleźć miejsca, może dlatego, że wstałam dziś wyjątkowo późno. Około godziny 16. Telewizor był włączony i słychać go było na całe mieszkanie, stację muzyczną, którą włączyłam. Zrobiłam sobie gorącą kawę i usiadłam w fotelu z podciągniętymi kolanami do klatki piersiowej. Czas na kolejne smutne wspomnienie.
- Gdzie Ty byłaś?! O której miałaś być?! Jest już dawno po 2 w nocy! - krzyczał mój ojciec, a ja rozcierałam palcami dłoni skroń, która pulsowała mi nie tylko od krzyku, ale i od kaca. - Ile Ty masz lat, że wracasz pijana do domu?! Jesteś jeszcze gówniarzem! - krzyczał dalej, lecz nie miałam ochoty słuchać jego wywodów. Kto w moim wieku, mając 16 lat nie wracał pijany z imprez, które trwały całą noc? I tak przyszłam szybko. 
- A spieprzaj.. - szepnęłam, gdy zdjęłam buty i mijałam go.
- Coś Ty powiedziała?! - warknął i zatrzymał mnie chwytając mocno za przedramię. Ta. Miarka się przebrała.. o słowo za dużo powiedziałam. Syknęłam z bólu i spojrzałam z nienawiścią na niego. W jego oczach było przerażenie od czynu, który właśnie zrobił i niepohamowana złość.
- Nic. - odpowiedziałam przez zęby i próbowałam wyszarpnąć swoją rękę, lecz bezskutecznie. Do oczu zaczęły napływać mi zły. Nienawidzę przemocy. Nienawidzę tego, że ludzie ranią innych nie tylko w ten fizyczny sposób, ale i psychiczny.
- No popatrz! "Spieprzaj" będzie do mnie mówić! - powiedział głośno, gdy z pokoju wyjrzała macocha. Nie odezwała się ani słowem. Nie stanęła po mojej stronie, tylko milczała. Znienawidziłam w tej chwili obydwoje, choć ojca o wiele bardziej. - Tak Cię wychowałem?! - krzyczał, a ja postanowiłam nie być mu wcale niczego winna. Sam to zaczął.
- Ty wychowałeś!? - wrzasnęłam rozzłoszczona. Założę się, że sąsiedzi na pewno słyszeli każde nasze słowo. - Gdzie Ty do cholery byłeś przez ostatnie 4 lata, co?! - warknęłam odtrącając jego dłoń mocnym uderzeniem drugiej.
- Pracowałem na Ciebie! Wychowywałem! A Ty tak się odwdzięczasz?! - odpowiedział, a mi z oczu zaczęły płynąć łzy.
- A obchodzi Cię coś poza tą twoją pieprzoną firmą i tym, żeby zadowalać tych egoistycznych, pieprzonych klientów?! Myślałeś kiedyś o mnie?! Myślisz, że dawanie mi pieniędzy wszystko załatwi?! Gdzie ty kurwa byłeś do cholery przez te ostatnie 4 lata?! - krzyczałam, a on podniósł wysoko rękę biorąc zamach. Przeraziłam się, ale dalej stałam w miejscu. Przeszła mnie fala gorąca, gdy poczułam na twarzy silne uderzenie i smak krwi w ustach. Opadłam na kolana szlochając jak małe dziecko.
- Śmiało! Uderz jeszcze raz! Ulżyj sobie! - wrzasnęłam podnosząc się po ścianie i stając na chwiejnych nogach, między salwami dławiącego mnie płaczu. - Tylko na tyle Cię stać?! Bić słabszych od siebie?! - krzyknęłam i znów spadłam na podłogę. Po kolejnym silnym uderzeniu nie miałam już siły podnosić się. Bolała mnie szczęka, mimo że bił mnie tylko z otwartej dłoni.
- Zamknij się gówniarzu. - wysyczał wściekł, a ja splunęłam mu krwią na bose stopy, którymi stał na zimnych płytkach w przedpokoju.
- Gdzie Ty kurwa byłeś, kiedy grałam najważniejsze mecze w moim dotychczasowym życiu? Oglądałeś kiedyś moje rzuty do kosza z dwutaktu? Widziałeś kiedykolwiek, jak głównie dzięki mnie i mojej determinacji, moja drużyna wygrywa?! Widziałeś to kiedyś?! NIE. NIGDY!!! Gdzie Ty kurwa byłeś, gdy cenieni łowcy talentów składali mi propozycje grania w ich klubach?! Gdzie Ty do kurwy nędzy byłeś w moje urodziny?! NIGDY nie przychodziłeś na moje mecze, przedstawienia, a na urodziny spóźniałeś się, a nawet zapominałeś o nich! I Ty siebie śmiesz nazywać ojcem?! Chyba kpisz sobie ze mnie! I Ty uważasz.. że TY mnie wychowałeś?! Trener jest dla mnie jak prawdziwy ojciec! Pyta się co u mnie, jak sobie radzę z nauką, jest na każdych meczach, a nawet na przedstawieniach teatralnych ZAWSZE się pojawia.. mimo, że staje na samym końcu sali, bo nie chce się zbyt ujawniać, ALE ZAWSZE JEST! Ta pieprzona praca jest ważniejsza od Twojego, własnego dziecka! Tak mnie kurwa wychowujesz?! Nie masz bladego pojęcia jak się wychowuje nastolatki! - krzyknęłam i otarłam krew wierzchem dłoni z rozciętej wargi ust. 
Nie wytrzymał i uderzył mnie po raz trzeci. - Ty tylko dajesz pieniądze i oczekujesz rewelacyjnych wyników nie dając nic więcej.. gdzie byłeś przez te pieprzone cztery lata, gdy najbardziej potrzebowałam wsparcia i tej pieprzonej miłości? - zadałam retoryczne pytanie z nieukrywanym żalem i rozczarowaniem. W końcu..
W końcu, pierwszy raz od kiedy pamiętam, odważyłam się powiedzieć wszystko co leżało mi na sercu i zatruwało. - Będę ponad to i nawet nie spróbuję Cię dotknąć. Straciłeś już wszystko w moich oczach.
Nienawidzę Cię najbardziej ze wszystkiego co istnieje na tym świecie. - wysyczałam złowrogo przez zęby, a łzy cały czas spływały mi strumieniami po twarzy mieszając się z krwią i ginęły gdzieś w materiale bluzki, którą miałam na sobie.
- Niewdzięczny gówniarz.. - warknął, gdy wchodziłam do łazienki.
- Co dajesz to dostajesz. - odpowiedziałam mu i zamknęłam za sobą drzwi na klucz. Klną jeszcze kierując każde wyrażenie w moją stronę, ale po chwili wszystko ucichło. Zdaje się, że poszli spać. Oparłam dłonie na umywalce i rozchyliłam lekko usta. Czułam jak gorąca maź spływa po podbródku drażniąc skórę, a po chwili czerwone krople wyraźnie rozbryzgiwały się na powierzchni białej umywalki. Spojrzałam w lustro przed sobą i skrzywiłam się na widok tego, co zobaczyłam. - Mogłeś mnie po prostu zabić, miałbyś problem z głowy, co? - szepnęłam namaczając krawędź ręcznika wodą i zmywają krew wraz z makijażem z twarzy.
Po tym, nie odzywałam się do nich przez kilka dni.. Tygodni.. miesięcy.. Z nerwów aż serce mnie bolało i musiałam brać jakieś dziwne leki i pić ziółka na uspokojenie, które gówno dały, a w sumie to chyba opiłam się tego kilka litrów.
- Idziesz z nami? - spytała macocha, a ja uniosłam pytający wzrok na nią. Wyjęłam jedną słuchawkę z ucha, sugerując żeby powtórzyła, a jak nie, to żeby sobie po prostu poszła. - Idziesz z nami, Van? - spytała łagodnym głosem, próbując wynagrodzić mi tym milczenie, gdy ojciec mnie bił. 
Wybierali się na jakąś imprezę, która odbywała się w centrum miasta.
- Z wami?! - spytałam obruszona i zarazem bardzo zdziwiona, że ma czelność pytać mnie o to z tak łagodnym tonem, jakby nic się nie stało. Wciąż miałam sińca pod okiem i rozciętą wargę, która mimo, że szybko się goiła.. to rana wciąż była widoczna. - Co Ty, chyba zwariowałaś. - dodałam tym samym tonem zaznaczając, że wciąż jestem wściekła na nich i nie zamierzam nigdzie pokazywać się z nimi, szczególnie w miejscach publicznych, gdzie musiałabym udawać cudowną, szczęśliwą córeczkę. 
O nie.. nigdy w życiu. 
Nie po tym jak mnie traktują. 
Nie będę szkolić się dalej w aktorstwie i udawać, że wszystko jest okay. 
Już nie będę. 
Mam dość.
Upiłam łyk kawy i westchnęłam ciężko na to wspomnienie. Nie lubiłam go, bo to ono zapoczątkowało to, że wyprowadziłam się w tempie ekspresowym, a moja starsza siostra samozwańcza: "idealna, cudowna, mądra, najlepsza i zawsze mająca rację", ona oczywiście zawsze jest "święta".. Dlatego śmiało, bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia, wyrzekłam się jej.
Ja nie mam siostry.
Nigdy nie miałam, bo ona nigdy nią nie była.
Nie umiała nią być.
Rodzeństwo powinno się wspierać, a nie udawać lepsze, znęcać się psychicznie nad drugim, tak? Czy to może ja znam zbyt wyidealizowany schemat pojęcia "rodzeństwo"? A mój brat w prawdzie przyszywany, ale brat?
Jego nigdy się nie wyrzeknę.
Jest zupełnym przeciwieństwem wcześniej opisanego człowieka.
Od dawna pełnoletni.
W tym roku, jak tak się zastanowię to stuknie mu 27 lat, a może to już 28? Nie rozmawiałam z nim odkąd wyprowadził się do Wielkiej Brytanii. Do Londynu. A ja z Nowego Jorku do Los Angeles. Może powinnam z nim porozmawiać, odwiedzić go lub ... cokolwiek? - Nie. To kiepski pomysł. - dodałam na głos przełykając ciężko ślinę i czując nieprzyjemny ciężar na żołądku powodowany przez niepewność.
Przestałam wgapiać się w ścianę.
Nie wiem czy potrafię jeszcze z nim rozmawiać.
Odłożyłam filiżankę na blat szklanego stolika i wstałam. Wzięłam szybki prysznic, który częściowo "zmył" ze mnie to uczucie okropnego wspomnienia, które zawsze psuło mi humor i przyprawiało o ból głowy.. po czym założyłam czarne buty na wysokim obcasie zapinane z tyłu na ścięgnie, czarną sukienkę z delikatnymi wiązaniami szyi, do tego srebrny nieśmiertelnik. Zjadłam późny obiad, zrobiłam makijaż i spojrzałam na zegarek. Dochodziła godzina 19:23, najwyższy czas na imprezę. Wzięłam małą, zgrabną, czarną torebkę i wyszłam z mieszkania zamykając za sobą drzwi na klucz...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz