czwartek, 21 marca 2013

07. Let the bubbles of air run free from your mouth.. let your life slowly disappear. What if dreams look like THIS?

  Z góry przepraszam za używanie wulgaryzmów oraz jeśli ktokolwiek uzna treść za gorszącą, obraźliwą czy cokolwiek tam innego.  Swoboda tworzenia, huh? 
 -----------------------------------------------------------------------------------------------------------

Otworzyłam oczy. Wciąż siedziałam pod drzwiami. Westchnęłam na myśl o tym wspomnieniu. Kiedyś tak często tam przychodziłam, że swobodnie balansowałam po drugiej stronie balustrady bez obawy stracenia równowagi i upadku w dół. W ogóle, kiedyś "ryzyko" to była podstawa udanego dnia. Skakanie po belkach nowo budowanego mostu nad wodą na wysokości kilku, kilkunastu metrów nie było żadną przeszkodą, a właśnie ten dzieciak, który robił mi wtedy zdjęcia mało co nie dostawał zawału, gdy przeskakiwałam z jednej belki na drugą. Gdybym źle wylądowała na jednej z nich, mogłabym spaść i w najgorszym przypadku zabić się, ale kto się wtedy tym przejmował? Liczyła się frajda z przeskakiwania i chodzenia po krawędzi poręczy takich mostów.
Wzięłam głębszy wdech i wstałam. Przeszłam powoli korytarzem do salonu i podeszłam do komody z czarnego dębu, na której stało zdjęcie psa. Musiałam go uśpić, gdy zaatakował policjanta robiącego rewizję mojego mieszkania pod pretekstem ukrywanych przeze mnie narkotyków. Tak naprawdę mój ojciec go nasłał na mnie. Nie znalazł nic, lecz pies go zaatakował, gdy krzyknął na mnie i złapał mocno za przedramię w celu wymuszenia odpowiedzi.Wina była po stronie policji, a mimo tego, i tak musiałam uśpić psa, choć ten skurwysyn żądał jeszcze sowitego wynagrodzenia. Adwokat mówił, że tyle mojego szczęścia, że sąd nie kazał mi zapłacić za leczenie, ale to przecież ten mężczyzna sprowokował psa, który skoczył na niego w mojej obronie.
Otarłam opuszkami palców policzek z łez, które spłynęły wytaczając swój tor na mojej twarzy. Weszłam do łazienki i włączyłam wodę, by nalała się do wanny, lecz wyszłam z niej, gdy usłyszałam telefon.
- Tak słucham? - powiedziałam odbierając połączenie od zastrzeżonego numeru.
- Widzę Cię. - usłyszałam zachrypnięty głos. Niby znajomy, ale nie mogłam go w tej chwili rozpoznać.
- Ta. Niby jak. - powiedziałam idąc do salonu i zasłaniając rolety.
- Zasłonięcie rolet nic Ci nie pomoże. - powiedział znów mężczyzna, gdy zmierzałam żwawym krokiem do drzwi wejściowych zamknąć, by je na zamek.
- Pomoże. - odpowiedziałam pewnym siebie tonem, choć zaczynałam się bać.
- Nie pomoże. Jestem już w środku. - powiedział i zaśmiał się.
- Ta, jasne! - warknęłam sprawdzając całe mieszkanie.
- A jednak szukasz mnie? - spytał, gdy trzasnęłam drzwiczkami szafy i zarazem ostatniego miejsca, gdzie mógłby się ktokolwiek schować. Roześmiał się w głos. - ... mimo to i tak Cię widzę. - dodał.
- Nie kłam. - powiedziałam idąc do łazienki i zakręcając kurki z wodą.
- Nie kłamię. Przesłać Ci zdjęcia na e-mail? - spytał, a tym razem to ja się zaśmiałam.
- Śmiało. - warknęłam lekko zirytowana.
- Dobrze. - odpowiedział i rozłączył się. W telefonie słyszałam już tylko denerwujące "pip. pip. pip. pip. ..."
- Wal się. - powiedziałam wchodząc do łazienki i rzucając telefon na małą półkę z kosmetykami przy wannie. Podeszłam do umywalki i zmyłam z twarzy make-up. Przyjrzałam się swojemu policzkowi raz jeszcze. Już mnie nie bolał, lecz siniak dopiero nabierał bordowo-fioletowego koloru. Skrzywiłam się lekko po czym zamknęłam drzwi do łazienki. Rozebrałam się i weszłam do wanny pełnej wody i piany. Zsunęłam się lekko i zamknęłam oczy skupiając się jedynie na odprężeniu po ciężkim dniu. Leżałam tak może z 15 minut? Gdy znów mój telefon rozdzwonił się.
- Co jest?! - warknęłam do telefonu nawet nie patrząc kto dzwoni.
- E-.. przepraszam, że dzwonię o tej porze.. - usłyszałam zmieszanego Tom'a, a ja przetarłam dłonią zmęczoną twarz. Van, wariujesz. Musisz odpocząć. Spojrzałam na wyświetlacz, który pokazywał trzy znane mi litery: "TOM" upewniając mnie w tym, że wiem tym razem z kim rozmawiam.
- Aa.. tak. Przepraszam, po prostu.. ktoś sobie robił żarty wcześniej i-.. aa.. nie ważne. - tłumaczyłam się, lecz gdy zdałam sobie sprawę z tego, że to nie ma sensu, machnęłam ręką i dodałam - O co chodzi?
- Dzisiaj tak niefortunnie potoczyło się, a przecież mówiłem mu, żeby się uspokoił i nie odstawiał szopek.. To jeszcze szczeniak. Nie przejmuj się nim, dobrze? - powiedział, a ja uśmiechnęłam się lekko.
- Postaram się. - odpowiedziałam. - To był jedyny powód dla którego zadzwoniłeś do mnie? - spytałam unosząc lekko kąciki ust.
- Tak. - powiedział pewnym siebie tonem.
- Na prawdę? - spytałam lekko zdziwiona.
- Nie.. - odpowiedział ciszej. - W sobotę mamy  występ, jesteśmy supportem przed Matt'em Pokorą. Przyszłabyś nas zobaczyć? - spytał, a ja zaśmiałam się.
- Nie wiem. - odpowiedziałam. - Chciałabym jutro iść już do pracy.
- No przestań. Z tym podbitym okiem? - powiedział oburzony, a ja prychnęłam jak kot. Obrażając się.
- No dzięki! - warknęłam, a on zaśmiał się. Nie. Jednak nie potrafię się na niego gniewać.
- Proszę. - odpowiedział bezczelnie, choć wesoło. Uśmiechnęłam się.
- Może szefowa ma rację..? Może powinnam tydzień odpocząć. - powiedziałam raczej sama do siebie niż do niego. - Jutro się okaże.
- Czyli przyjdziesz na nasz występ, a potem na after party? - spytał, a ja westchnęłam.
- No nie wiem, z tym podbitym okiem.. ? - powiedziałam lekko cynicznie.
- Proszę. - powiedział prawie błagalnie, co lekko mnie zakłopotało.
- Nie wiem.. same złe rzeczy przydarzają mi się odkąd was spotkałam. - powiedziałam całkiem na poważnie i czekałam chwilę na odpowiedź. Nie odpowiedział mi nic, jedynie cisza krzyczała do mnie. - Okaże się jutro. Na tą chwilę nie chce mi się. - dodałam.
- Czekam na Ciebie o 16. koło tej kawiarenki co ostatnio. - powiedział, a gdy chciałam powiedzieć już jakąś wymówkę.. dodał - Nawet nie próbuj się wykręcać, bo młodego po Ciebie wyślę. - zażartował, a ja otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia.
- Spadaj! - pisnęłam lekko zmieszana na wyobrażenie sobie sytuacji, gdy ten irytujący blondynek czeka na mnie.
- Żartowałem. - powiedział.
- Nie prawda, nie żartowałeś. Cześć. - powiedziałam i rozłączyłam się. - Głupek. - szepnęłam biorąc wdech i zanurzając się cała w wodzie. Czułam tylko jak pojedyncze bąbelki powietrza uciekają mi z ust.

*** od tego momentu, bardzo uprzejmie, proszę o
włączenie utworu (if you'll read this part turn on) 30 Seconds To Mars - Up In The Air ***

Podniosłam się natychmiast chwytając za głowę, która zaczęła mnie boleć i o dziwo nic nie widziałam. Tak jakbym miała opaskę na oczach. Wciąż znajdowałam się w wannie.
- Mówiłem Ci, że jestem w środku. - usłyszałam znów ten zachrypnięty głos.
- Co? - szepnęłam w myślach rozglądając się dookoła, ale i tak nic nie widziałam. Starałam się zdjąć tą niby opaskę z oczu, ale bez skutecznie, mimo to, dookoła było jasno. Wręcz biało. - Co jest do cholery?
- Mówiłem Ci, że zamykanie drzwi nic ci nie pomoże. - znów się odezwał, tylko że był o wiele bliżej niż poprzednio. Objęłam się ramionami, czując, że mam na sobie przemoczone ubranie, które, przykleiło się do mojego ciała. Wzdrygnęłam się nie wiedząc co mam robić. Odwróciłam się w stronę, z której dobiegał głos. I tak nic nie zobaczyłam. Uspokoiłam się i wyciszyłam.. a obraz sam zaczął się wyostrzać. Byłam w białym jakby wielkim hallu połączonym z wielką salą. Nie było tu nic, zupełnie nic.. Żadnych okien, drzwi, czy cokolwiek takiego, którędy mogłabym się dostać tutaj. Tylko ten biały korytarz, na którego końcu znajdowałam się ja i na drugim końcu wielka sala z kolumnami wewnątrz. Głos zamilkł.
- Gdzie jestem? - spytałam wychodząc z śnieżnobiałej wanny, a głos tylko zaśmiał się. - Teraz jak trzeba to milczysz?! - krzyknęłam, a echo poniosło mój głos w głąb pomieszczeń. - Spokojnie.. tylko nie panikuj-.. Boże.. tu jest strasznie. - bąknęłam ciszej sama do siebie rozglądając się dookoła z rezygnacją. Spojrzałam na sklepienie z którego zwisały ogromne kryształowe żyrandole krzyżowe, tak zwane pająki. Zaczęłam iść w stronę wielkiej sali rozglądając się po wszystkim dookoła, bo poza nią, nie było gdzie się udać. Posadzka z białego marmuru była cholernie zimna i idąc po niej bosymi, mokrymi stopami, musiałam uważać, by nie pośliznąć się.. potrzebowałam chwili, by przyzwyczaić się do chłodu marmuru. Ogólnie.. w tym dziwnym miejscu panował nieprzyjemny chłód. Bałam się coraz bardziej szczególnie, że jedynym odgłosem jaki słyszałam to było coraz szybsze bicie mojego serca i przyśpieszony, nierównomierny oddech ze strachu. Moje źrenice były pewnie już wielkości spodków od talerza, ale mimo to, szłam niepewnie w stronę białego, oświetlonego pomieszczenia. Nogi uginały się pode mną jakby były z waty. 
- Jest tu ktoś? - spytałam cicho zerkając do wnętrza sali, była ogromna, a gdy tylko skierowałam wzrok w stronę kolumny, za którą zauważyłam jakiś czarny materiał, nagle po całym pomieszczeniu rozległ się głośny, przeraźliwie wypełniony żałością szloch. Z przerażenia aż spadłam z nóg i przylgnęłam do najbliższej ściany. W oczach pojawiły mi się łzy. Już od dawna, tak bardzo się nie bałam.
- Co jest? Czyżbyś się bała? - znów usłyszałam ten szydzący zachrypnięty głos, a ja ze wściekłością rozglądałam się dookoła.
- Co to jest?! - krzyknęłam ze złością, a on zaśmiał się i po chwili westchnął ciężko.
- Twoja rzeczywistość. - odpowiedział, a łzy zaczęły spływać mi z bezsilności.
- Co?! Wypuść mnie stąd! - wrzeszczałam rozzłoszczona moją bezsilnością. Nie miałam już siły cokolwiek robić. Ten ciągły, nieustający płacz przerażał mnie i powodował jeszcze większe uczucie bezsilności. - W ogóle jest stąd wyjście?! - krzyczałam, a głos zachichotał.
- Jest. Oczywiście, że jest. - odpowiedział pewnym siebie tonem, co lekko podniosło mnie na duchu.
- Naprawdę? To dobrze.. - powiedziałam i odetchnęłam z ulgą, choć czułam, że ból głowy nasilał się.
- Ale.. nie będzie tak łatwo, wydostać się stąd. - szepnął jak mniemam z szyderczym uśmiechem.
- Co masz na myśli? - spytałam.
- Oglądałaś może taki film jak "Piła"? - spytał, a ja prychnęłam jak kot.
- Wiadome. Obejrzałam wszystkie części. Nie powiedziałabym, że jakieś przerażające, choć ma pewne efekty, które przyprawiają o dreszcz. Dlaczego pytasz? - spytałam.
- To była tylko podpowiedź jak możesz się stąd wydostać. - odpowiedział, a ja jęknęłam. Ból głowy stawał się nie do zniesienia. - Śpiesz się.. bo niewiele czasu Ci zostało. - powiedział, gdy wstawałam na nogi z trudem. Robiło mi się słabo. - Jeśli nie zdążysz, zabiję Cię tu. - szepnął tuż za moim uchem i roześmiał się w głos, po czym zamilkł. Przez moment panowała idealna cisza, która wręcz krzyczała, że coś tu nie pasuje. Gdy bardziej wytężyłam słuch, słyszałam już tylko ciche łkanie.
Weszłam powoli do sali i rozejrzałam się dookoła. Sześć wielkich kolumn, a za jedną z nich ten sam czarny materiał lekko drgający, od wstrząsającego szlochem małego ciała "czegoś". Nie byłam pewna, czy to człowiek.. ale co innego mogłoby być pod materiałem wydające z siebie tak ludzki dźwięk?
Podeszłam do tego "czegoś" pod materiałem jak największym łukiem, a gdy zbliżałam się do niego, stawiałam coraz wolniej i ostrożniej każdy kolejny krok. Nagle, przestało płakać i zastygło w bezruchu. Póki co, dla "bezpieczeństwa" wolałam nazywać to po prostu "to", nie nadawać temu formy. Zatrzymałam się na moment przyglądając się czemuś na kształt małej stopy, wystającej spod materiału. Przez moment pomyślałam, że może to być małe dziecko, lecz w głowie widziałam już tysiąc różnych, o wiele gorszych opcji tego, co mogę zobaczyć. Cholerne horrory. Stałam od tego może jakieś cztery kroki? Po czym przykucnęłam, przyglądając się jak tego ciałem znów zaczyna wstrząsach hamowany szloch.
- H-Hej.. - powiedziałam niepewnie, a ono znów.. zastygło w bezruchu. Wyciągałam dłoń w jego stronę, a "to" zaczęło powoli unosić się do pionu, wciąż okryte tym czarnym materiałem. Patrząc po zarysie sylwetki pod materiałem, faktycznie. To mogło być dziecko. Materiał na jego głowie, lekko osunął się. Pochyliłam się delikatnie w jego stronę, by zajrzeć pod materiał. 
Zamarłam ze strachu.
Patrzyły na mnie świecące, lekko skośne oczy ze źrenicami w kształcie pionowych kresek jak u kota. Żółte oczy. Przeszedł mnie dreszcz, aż bałam się przełknąć ślinę. Mrugnął raz i skoczył w moją stronę powalając mnie na plecy. Uderzyłam plecami i głową o zimny marmur podłogi. W odruchu złapałam się za bolącą głowę zaciskając mocno powieki.
- Aućć.. - jęknęłam i gdy otworzyłam oczy, a to co zobaczyłam, spowodowało, że znów chciałam je prędko zamknąć, lecz nie mogłam.. Za koszulkę trzymało mnie mocno małe 'coś'. Tak jak wcześniej.. wcale mi się nie przewidziało.. TO miało lekko skośne oczy, tęczówki koloru głębokiej żółci i źrenice w kształcie pionowych kresek jak u kota. Jego cała skóra była wytatuowana poziomo w słowa układające się w zdania. Najwidoczniej był to chłopiec. Nie ważył wiele, choć mocno zaciskał swoje małe dłonie na mojej koszulce, patrząc na mnie ze wściekłością i rozczarowaniem. Otworzył usta, by coś powiedzieć, lecz po chwili je zamknął. Moją uwagę przykuły jego siekacze również nienaturalnej długości. Nie miał ludzkich uszu, były to raczej kocie uszka i chudy, lecz puszysty szary ogon w czarne pręgi. Wyglądał jak mieszanka człowieka z kotem. Trochę straszny, ale i fascynujący. Chciałam dotknąć jego uszek, lecz zasyczał ostrzegawczo i złapał mnie dłonią za krtań, ściskają tak mocno, że zaczynałam się dusić. - P-Przestań. - wychrypiałam z trudem łapiąc oddech i dłonią odciągając jego szczupłą rękę od mojej szyi. Naprawdę, wyglądał jak kot.
- Po co tu wróciłaś?! - wrzasnął ze łzami w oczach, a ja zdezorientowana patrzyłam na niego próbując odgadnąć o co mu chodzi. - Znowu chcesz mnie porzucić! - pisnął zaciskając coraz mocniej i mocniej dłoń na mojej krtani.
- Ja-Jak to, po-.. porzucić?! - powiedziałam z trudem łapiąc oddech.
- To są twoje marzenia. - usłyszałam znudzony, ten sam głos co jeszcze chwilę temu naśmiewał się ze mnie.
- C-Co?! - spytałam przyglądając się oczom chłopca.
- Przyjrzyj się jego tatuażom na całym ciele. - nakazał, a ja skupiłam się na jednej z linijek przebiegających przez jego twarz. - Czy nie TY to mówiłaś? Czy to nie TY, obiecywałaś to sobie? - Mój wzrok przykuły następujące zdania: "Chcę stać się najlepsza w koszykówce.", "Chcę, żeby mama wróciła z pracy szybciej i przyszła na mój mecz.", "Chcę, żeby inni traktowali mnie na poważnie. " ... i wiele innych. 
- O mój Boże.. - szepnęłam z niedowierzaniem. Miał rację. Miał tą cholerną rację. Tak brzmiały moje marzenia i prośby, gdy zaczynałam moją przygodę ze sportem w wieku 7 lat. - Gdzie ja jestem? - spytałam właściciela głosu, który nie pokazał mi się jeszcze, a to "dziecko"? Odskoczyło gdzieś na bok i patrzyło na mnie z buntem i nienawiścią w oczach. Więc tak wyglądają ludzkie marzenia? Żądne spełnienia danego słowa? Małe dzieci, którym trzeba dotrzymywać obietnic? 
- Dlaczego dorosłaś.. - wyszeptał cichutko, lecz dosłyszalnie dla mnie. Wstałam na nogi chwiejąc się lekko. Dzieci, nienawidzące dorosłych. Też taka byłam.. Boże.. przecież to JA. - Przecież do niedawna, dla ciebie nie było rzeczy nie możliwych do zrobienia! - pisnął raz jeszcze wybuchając rzewnym płaczem.
- GAME OVER - usłyszałam przy moim uchu, ten zachrypnięty głos. Poczułam tylko jak szybkim ruchem zakłada mi worek foliowy na głowę, a ja zaczynam się dusić. Przez myśl przebiegła mi tylko jedna myśl: Już? Tak szybko?

 ... "I'll wrap my hands around your neck so tight with love, love, love... "

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz