Z góry przepraszam za używanie wulgaryzmów
oraz jeśli ktokolwiek uzna treść za gorszącą, obraźliwą czy cokolwiek
tam innego. Swoboda tworzenia, huh?
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Idąc w stronę postoju taksówek patrzyłam jak dwóch małych chłopców
bawi się samochodami na pilota. Toczył się istny wyścig niczym w grze
"Need For Speed". Uśmiechnęłam się lekko widząc jak jeden krzyczy do
drugiego:
- Teraz Ty jesteś policją! - na co drugi tylko westchnął
i zawrócił małym samochodzikiem przed prawdopodobnie jego blokiem.
Wsiadłam do taksówki i po chwili jechałam już pod jeden z najbardziej
znanych klubów w LA.
Uśmiechnęłam się lekko.
W Los Angeles można spotkać
wszystkich, lub nikogo. Nieraz od Johnny Deep'a poprzez 30 Seconds To
Mars, do przeważnie zwykłych ludzi. Nie twierdzę, że to źle. To nawet
dobrze.
Obracanie się w świecie show biznesu jest męczące i bardzo
kosztowne. Będąc w show biznesie zyskuje się całkiem pokaźny uszczerbek na
prywatnym życiu i zdrowiu psychicznym. Dlatego nie śpiewam, nie bawię się w aktorkę, ani
żadną gwiazdę, która pragnie sławy, chociażby za cenę swojej prywatności. Niektórzy tacy są, nic na to się nie poradzi, ani na to, że wybrali
taki, a nie inny styl życia.
Osobiście, dla mnie liczyła się tylko
koszykówka i ja. Nic więcej. Drużyna i pasja były najważniejsze. Nie
interesowała mnie sława nabyta w krótkim czasie, ani kontrakty, czy też
duża kasa.. Chciałam tylko grać w koszykówkę i po prostu robić to co kocham. To, co
sprawiało mi przyjemność.
Nim się obejrzałam, byłam już pod
klubem. Zapłaciłam kierowcy i po chwili weszłam do wnętrza. Uderzyła
mnie fala głośnej muzyki, poczułam od razu odór alkoholu i smród
papierosów.. gdy rozejrzałam się, zobaczyłam to co zwykle "Drugs, Sex
and Rock'n'Roll".. ulubione powiedzenie na początku roku szkolnego jednego z moich byłych
nauczycieli: "Co robiliście na wakacjach?
Pewnie Drugs, Sex and Rock'n'Roll.".
Przeciskałam się pomiędzy tłumem
tańczących ludzi, niektórzy niczym w amoku wili się na parkiecie i z
obłąkanym spojrzeniem patrzyli po ludziach wokoło.
Dopchałam się w końcu
do baru.
Przez taki klub nie da się przejść tak, by nikt nie klepnął Cię w tyłek lub spróbował nie zaprosić do zabawy.
- To co zwykle
proszę. - powiedziałam, a barman tylko kiwnął twierdząco głową, a gdy
postawił przede mną wysoką szklankę z trunkiem, zaczęłam go powoli
sączyć przez słomkę.
- Widzę, że bywasz tu dość często. -
usłyszałam lekko zachrypnięty, dziwnie "znajomy" głos. Spojrzałam w lewo,
na mężczyznę w wieku, około trzydziestu kilku lat, niebieskich oczach
zapatrzonego w zawartość swojej szklanki.. to na pewno była whisky z prawie całkowicie
roztopionymi kostkami lodu.
- Raz w tygodniu.. raz na dwa
tygodnie.. zależy. - odpowiedziałam obojętnie, a on spojrzał na mnie.
Jego niebieskie oczy aż wierciły mi w głowie dziurę przeszywającym
spojrzeniem.
- Tak? - spytał, a ja kiwnęłam twierdząco głową.
-
Pracuję. - odpowiedziałam i wzięłam kolejny łyk. - A Ty? - spytałam
unosząc lekko brwi. Zaśmiał się i pokręcił głową z lekkim
niedowierzaniem i uśmiechem na ustach.
- Czy jestem aż tak pijany, że mnie ludzie nie rozpoznają? - zadał raczej retoryczne pytanie, a ja wzruszyłam ramionami.
-
A kogo to obchodzi kim jesteś? Do tego klubu przyszedłeś chyba żeby
zabawić się, zapomnieć.. cokolwiek. - odpowiedziałam, a on wziął łyk
whisky.
- Kto wie. - odpowiedział, a ja wywróciłam oczami.
-
Ta. - odburknęłam płacąc za drinka. Wstałam z wysokiego krzesła i
przeciskałam się znów przez tłum, tym razem w stronę toalet, w których
było o wiele ciszej.
W kabinach jak zwykle, jakieś głupie lub/i zalane w
cztery dupy dziewczyny uprawiały seks z kim popadnie. Oparłam dłonie o
umywalkę i patrzyłam w swoje odbicie znów rozmyślając o swojej
skończonej karierze. Nie daje mi to spokoju od dnia, w którym wyszłam ze
szpitala i pomimo długotrwałej rehabilitacji lekarz stwierdził, że to wszystko
nie ma sensu.. zerwałam kontrakt i oświadczyłam, że to koniec mojej
kariery.. że już nigdy do tego nie wrócę.
- Może powinnam do tego
wrócić? - szepnęłam cicho patrząc na siebie z lekkim grymasem na twarzy.
Nie widzę tej "siebie", którą byłam jeszcze kilka lat temu.. Zaczęłam
bardzo dbać o wygląd zewnętrzny, ubrania te co noszę, buty i dodatki,
zaczęłam prostować włosy i od czasu do czasu brać udział w sesjach
zdjęciowych.
Ewidentnie skończyłam z koszykówką, choć patrząc w lustro
nie byłam pewna, czy to na pewno był dobry pomysł. Przecież..
poświęciłam temu część mojego życia, ogromną ilość zdrowia, czasu, Mnie.. Pot,
łzy, krew, kontuzje, zwycięstwa, porażki, satysfakcja, uśmiech na
twarzy.. A ten tatuaż na karku? "Dreams come true and never say never"?
Wytatuowany na 17. urodziny? Ten łańcuszek z pierwszymi literami od
"Never Give Up"? Nie wiem kiedy przestałam wierzyć w to, że mogę
przezwyciężać wszystkie trudności, przeskakiwać wszystkie kłody rzucane
pod nogi.
Dlaczego uwierzyłam w słowa tego cholernego lekarza?
Dlaczego
podjęłam tak ważną decyzję?
Nie.. ta decyzja nie była pochopna..
Była
starannie przemyślana..
Sprawiało mi to ogromny ból, mimo że
przemyślałam to milion razy.. wszystkie "za" i wszystkie "przeciw".
Umyłam dłonie i wyszłam z toalety. Znów muzyka przygłuszyła mnie i po
chwili znów usiadłam przy barze zamawiając kolejnego drinka. Na krześle
obok siedział ten sam facet sącząc kolejną szklankę whisky.
- Chodź na parkiet. - powiedział stając na lekko chwiejnych nogach. To na pewno nie była druga szklanka whisky.. było ich o wiele więcej..
-
Nie dziękuję. - odpowiedziałam sącząc drinka i czując, jak alkohol
przedostaje się powoli do krwiobiegu i wyzwala teoretyczne uczucie
"błogości". - Ile wypiłeś? - spytałam, a on zachwiał się na stopach
patrząc w jakiś nieokreślony punkt przed sobą z miną, która świadczyła o tym,
że nad czymś myśli lub musi iść do toalety.
- Prawdopodobnie.. ehh.. nie
pamiętam.. - odpowiedział, a ja zaśmiałam się. Dopiłam drinka i
pomyślałam, że.. czemu nie? Po to tu przyszłam przecież.. przyszłam, żeby trochę się zabawić. Coś po północy znów wróciliśmy do baru śmiejąc się z... nawet nie wiem już czego.
- Sok pomarańczowy, bez niczego. - powiedziałam do barmana z uśmiechem.
-
Może pójdziemy.. tam? - spytał z uśmiechem i wskazał skinieniem głowy
na toaletę, a ja spojrzałam na niego jak na idiotę, po czym uśmiechnęłam się do
niego, gdy barman podał mi zamawiany sok. Zapłaciłam od razu i upiłam
łyk. Przytupywałam lekko stopą, czekając dalej na jego reakcje. - Więc jak?
- spytał nachylając się w moją stronę z szelmowskim uśmiechem i kładąc
dłoń, na moim kolanie. Wzięłam lekki zamach i wylałam na niego sok,
który spłynął mu po twarzy.
- Nie dziękuję. - odpowiedziałam z
uroczym uśmiechem i mrugnęłam do barmana jednym okiem. - Już chyba
pójdę. - dodałam i zaczęłam iść w stronę wyjścia. Znów przeciskałam się
przez tłum, a gdy wyszłam poczułam rześkie nocne powietrze. Przeciągnęłam
się i niechcący uderzyłam kogoś ręką.
- Uważaj, co robisz.. - burknął ktoś poirytowany. Chyba ktoś wstał lewą nogą..
- Przepraszam. - odpowiedziałam odruchowo i zastygłam w bezruchu, gdy zobaczyłam, że to Jared.
- O proszę, proszę.. kogo ja tu widzę. - powiedział od razu innym tonem, a ja zmarszczyłam wrogo brwi.
- Nawet nie zaczynaj. - warknęłam i pogroziłam mu palcem wskazującym.
- Tutaj raczej Tom nie pomoże Ci. - szepnął chwytając mnie za nadgarstek i ściskając zbyt mocno.
- To boli idioto. - powiedziałam patrząc na niego z nienawiścią, na co on uśmiechnął się złośliwie. Chyba uwielbiał bawić się tak ze mną, choć mnie to w ogólnie nie bawiło. Pieprzony blondyn.
-
Kogo to obchodzi? - spytał, a ja zacisnęłam usta w cienką linię. Po
chwili Jared dostał z pięści w twarz i upadając na zimny chodnik puścił
moją dłoń.
- Obawiam się.. że mnie to obchodzi. - usłyszałam w
odpowiedzi na Jareda pytanie spokojny głos mężczyzny, który siedział wcześniej przy barze obok mnie i ... którego oblałam sokiem pomarańczowym. Spojrzałam na niego i podparłam
dłonie o boki.
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem i uśmiechem
wymalowanym na twarzy.. prawdziwy facet.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz